Arrow, sezon 1 – Szajs Tygodnia

Kawa z Cynamonem - Arrow

Skuszona niezwykłym entuzjazmem takiej jednej, sięgnęłam do serialu Arrow. Długo się broniłam, ale przyznam, że złamał mnie ten obłędny błysk w jej oku, kiedy relacjonowała mi z upodobaniem kolejne smaczki z serii. Błysk w oku jubilera, który znalazł diament w stosie szkła połączony ze spojrzeniem psychopaty, który właśnie odkrył, że ofiara sama wlazła mu do piwnicy. Po prostu musiałam to zobaczyć.

arrowinternational

Odrobinka wyjaśnienia – Arrow jest luźno oparty na komiksie o poczynaniach pana Green Arrow – takiego Robina Hooda w wielkim mieście. Green Arrow miał być początkowo konkurencją dla Batmana, dlatego chował się w Arrow Cave, jeździł Arrowmobilem a przyzywany był przez… tak, wielki halogen z rysunkiem strzały. A, jeszcze był milionerem. Generalnie na oryginale się nie wyznaję, wiem, że chłopak był bardzo liberalny, a wręcz niebezpiecznie ocierał się o komunizm (no bo jak to tak – oddawać za darmo krwawicę przedsiębiorców? Dbać o świadczenia lekarskie dla ubogich, pomoc społeczną? Świr, ani chybi).

arrow-cw-tv-showJak na bezludną wyspę było tam całkiem tłoczno.

W każdym razie w serialu nie mamy Arrowmobilu (jeszcze) i strzał które zakrzywiają czasoprzestrzeń. Szkoda, byłoby zabawniej. Do rzeczy jednak. Paniczyk Oliver wybrał się z tatusiem na łódkę, zabrali kumpla tatusia i kochankę Olliego, udali się gdzieś na Morze Chińskie, po czym radośnie zatonęli. Serial zaczyna się, gdy Oliver wraca po pięciu latach do domu.

JESTEM PIĘKNY I MAM WSPANIAŁE MIĘŚNIE!!!

Co robił w tym czasie? Cóż, siedział na jakiejś wyspie, nabawiał się malowniczych blizn i równie malowniczo zarastał owłosieniem na łbie. Spokojna głowa, nie będzie nam dane o tym zapomnieć, bo jego broda straszy na początku każdego odcinka. Rodzinka przyjmuje Olliego na stęsknione łono, dziwiąc się czasem, że młodzian się zmienił. A, bo się zmienił. Zmienił, jak jasna cholera. Nie dane nam będzie zapomnieć, jak się zmienił. O nie. 20% powierzchni jego ciała pokrywają blizny!

arrow-tv-show-posterMam blizny i nie zawaham się ich użyć!

Właśnie, blizny. Co odcinek obowiązkowo dostajemy porcję scen pod tytułem I’m sexy and I know it: młodzian paraduje w wojskowych gatkach i butach (tylko) i się prezentuje, niczym wilkołak w Zmierzchu. Grający Olliego aktor, Stephen Amell, jest ciachem nieprzeciętnym, umięśnionym i sprawnym – nie przeczę. Jednak jakbym się nie gapiła, to wychodzi mi, że widoczne blizny zajmują tak.. z 3-4% jego ciała, czyli resztę, ani chybi, ma na tyłku. Domagam się prezentacji!

No dobra, o co tu chodzi?

Ale, ale, wracając do fabuły. Otóż w czasie katastrofy na statku zginęła kochanka – która była (uważajcie!) siostrą narzeczonej głównego bohatera, a córką policjanta, który od tego czasu będzie prześladował rodzinę Olivera. Bo zemsta musi być. Na łodzi ratunkowej ostał się tatuś, syn i kolega tatusia. Niestety, jedzonka było mało, więc tatuś najpierw zabija kumpla, a potem w łzawym przypływie wyrzutów sumienia wyznaje Olliemu, że był bardzo, bardzo niedobrym tatusiem i generalnie przestępcą, ale ty, synuś, żyć musisz, by zadośćuczynić za me grzechy wobec naszego ukochanego miasta – po czym strzela sobie w głowę.

arrow_tv_poster001f-730x365O, tu też mam bliznę. A w tle – wyspa. Taka malutka.

Nu, więc nasz młodzian, siedząc na łódce z trupem tatusia, przeżywa coś w rodzaju epickiego uniesienia, dopływa na wyspę i bach, pod czujnym okiem japońskiego sensei na wyspie (każda wyspa ma swojego) przeistacza się w łucznika-mściciela, który żyje, by naprawić zło, które wyrządził ojciec i jemu podobni… Wróć, zło, które wyrządzili ci inni, bo tatuś przecież jest najwspanialszy ze wszystkich. Wątek senseia pominę – wystarczy Wam wiedzieć, że jak prawdziwy azjatycki mistrz najpierw skopał ucznia (w tym wypadku zastrzelił go z łuku), a potem jął mądrość swą przelewać.

arrow-stephen-amell-abs-the-cwW strzelaniu z łuku najważniejszy jest kaloryfer.

Ollie wrócił, w opuszczonym magazynie (który aż prosi się o malowniczych meneli mamroczących po kątach) organizuje sobie super nowoczesne centrum informacyjne i warsztacik do robienia strzał. Zakłada zieloną pelerynkę z kapucą i – uwaga – będzie się MŚCIIIŁ! No i biega taki po mieście, dorobił się nawet swojego Murzyna i pani Arrowki, w międzyczasie przeżywa typowe rozterki zamaskowanych bohaterów (czy ta maska jest wystarczająco mała, żeby na pewno nikt mnie nie rozpoznał? Czy te rajstopy mnie pogrubiają? Czy to jest właśnie ta laska, którą chcę przelecieć?). Robi porządek według listy nazwisk w notatniczku, który zostawił mu tatuś. Przepraszam LISTY. Bardzo ważnej, TEJ LISTY. TA LISTA będzie się turlać przez serial, niczym krzak po pustyni w westernach – nikt nie wie, po co, ale jest ważny.

Czym byłby superbohater bez potężnej acz tajemniczej organizacji?

No, zwykłym facetem w zielonym płaszczyku. A tak jest odpowiednia doza mhroku i cierpienia. Na czele tej jakże tajemniczej i groźnej organizacji, o znaku rozpoznawczym w postaci rozmazanego obrazu mikroskopowego wkurzonych tasiemców stoi… no nie wiadomo kto. Znaczy się, wiadomo. Najseksowniejszy podróżnik w czasie, kapitan Jack Harkness!

tumblr_ll9udjymB61qj838ao1_400

Nie dajcie się zwieść – John Barrowman tutaj jest podłym draniem. Na czym polega jego podłość, jeszcze nie wiemy. Ale wiemy, że jego dorosły syn wygląda bardziej na jego młodszego brata, wszyscy trzęsą przed nim portkami, a na domiar złego mamusia Olliego zdaje się być jedną z jego protegowanych! Powoduje to niesnaski rodzinne – między innymi niezwykle męski foch aktualnego męża mamusi. Spakował się i wyjechał… pewnie do swojej mamusi.

A wszystko podlane takim śmiertelnie poważnym sosem. Nawet żarty są konstruowane na zasadzie: z naszych obliczeń wynika, że to będzie śmieszne. Jeśli chodzi o mnie, proponuję grę pijacką – pijemy za każdym razem, jak Ollie traci koszulę albo robi minę zbitego szczeniaczka. Przy plastikowej dziuni, która jest jego byłą narzeczoną, pijemy tequilę, bo drewno lubi pływać (a może ja po prostu nie przepadam za Katie Cassidy – moim zdaniem 90% jej aktorstwa to kwestia znalezienia dobrego fryzjera).

gaewWypnij pierś piękny chłopcze… taaak, taaak, zrób dziubek dla swojego fotografka!

Najfajniejszą postacią jest informatyczka-sekretarka-księgowa. Jej kwestie rządzą, wymiatają, a ona sama może spokojnie zastąpić z tuzin postaci. Niestety, stanowczo jej za mało, za to mamy prawdziwy festiwal plastikowej urody. To aż boli, kiedy aktorzy, których znam z seriali i filmów, wypowiadają drewniane kwestie!

Serial nadal jest emitowany, a jego oceny są zaskakująco wysokie. Hm, zastanówmy się, czemu… A, no tak, wystarczy spojrzeć jeszcze raz na obrazki.

Generalnie, jeśli potrzebujecie dobrego odmóżdżacza, gdzie słowa sprawiedliwość i tajemnica przeplatają się z tkliwymi historyjkami o problemach dorosłych ludzi (uwierzycie, że są takie same, jak w liceum?) – serial idealny dla Was. We mnie budzi dziką radość – taka się potem mądra czuję…

Arrow TV, 2013

17 Replies to “Arrow, sezon 1 – Szajs Tygodnia”

  1. Az dziw bierze, ze cialo pokryte jest bliznami tylko w 20 procentach, skoro zlowieszczy napis na trzecim zdjeciu wyraznie glosi ze „Destiny Leaves Its Mark”… Tak by z „obwieszczenia” tego wynikalo, ze zanim serial sie skonczy, glowny bohater stanie sie jedna wielka blizna…

  2. I co żeś mnie zrobiła, kobieto? Teraz mus będzie obejrzeć!

    Chociaż główny bohater jest tak dokładnie, doskonale, absolutnie nie w moim typie (albo nie, po prostu sie starzeję i już nikt nie jest w moim typie!!!)…

    1. Anutek, to nie tak. Starzenie się poznasz po tym, że wszyscy stają się w Twoim typie, tylko nikt już nie chce tego z Tobą robić ;).

      1. :DDDD To nie wiem, za co uznać – są tacy, co nie sa w moim typie, są (jeszcze ;D) tacy, co są w moim typie, ale jakoś nie ma takich, którzy nie mogą utrzymać rąk przy sobie na mój widok ;)))?

    2. Królowo Matko, ten facet jest tak sztucznie seksowny, jakby go komputerowo zrobili, że przez to zupełnie aseksualny 🙂 Tak poza tym muszę sie poskarżyć, że blogspot nie lubi moich komentarzy u Ciebie. Bo ja chętnie bym też się wybrała z tobą kiedyś na drinka. Nawet pamietam, co to drinek jest 😀

      1. Ja też JESZCZE (z naciskiem na „jeszcze” :))) pamiętam, i też bym się wybrała!
        Zaś a propos seksowności, cytam „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, w dwóch językach, dla porównania :). Chcesz recenzję potem ;D?

        1. Chcęęę! 😀 Ja tu ciągle próbuję kogoś ze znajomych namówić, żeby to cudo malowane kupił, bo mi szkoda kasy ;P A tak, gościnny Szajs! 😀

          1. Zapragnęłam dziela i mi koleżanki e-booka przesłaly. Po to sa przyjaciele :). Już robie notatki, od pierwszej strony normalnie :D, daj mi z tydzień (o ile progenitura pozwoli :)).

            1. Będę czekać z niecierpliwością 😀

            2. Recenzja „50 twarzy Grey’a” będzie dziś, w samo poludnie (lub coś koło tego :)). Zapraszam!

  3. A ja tam lubię mhrrrocznych mścicieli U.U
    Muszę obejrzeć 😛 Koniecznie.

  4. Olałam serial po pierwszym odcinku, retrospekcje mnie pokonały.

    1. A potem są jeszcze… głębsze… mroczniejsze…. XD

        1. wiesz, to są retrospekcje ukazujące głębię tak głęboką, że przy patrzeniu na bohatera powinno się mieć lęk wysokości i zawroty głowy 😀

  5. „(…)dopływa na wyspę i bach, pod czujnym okiem japońskiego sensei na wyspie (każda wyspa ma swojego) przeistacza się w łucznika-mściciela” niah, niah, niah, przecudne :))
    „Arrow” jest według mnie mega nudne, a jak na serial o zamaskowanym mścicielu zadziwiająco mało radosne w swej głupocie. Jest tylko głupie, przez swą drewnianość ginie cały urok idiotyzmu tej fabuły. Dokładnie tak, jak napisałaś: „Nawet żarty są konstruowane na zasadzie: z naszych obliczeń wynika, że to będzie śmieszne”.
    Mnie w kilku pierwszych odcinkach, które widziałam, jedynie ojciec – policjant wydał mi się ciekawszą postacią i też aktor w tej roli (wiem, starszy, zakola i taki wymięty, ale jednak) znacznie bardziej trafia w mój niż ów pięknie wyrzeźbiony Arrow.
    Nie wiem, ten serial łączy w sobie powagę i tępotę, a to najgorsza mieszanka, wskaźniki oglądalności są dla mnie zadziwiające.

  6. *miało być „trafia w mój gust”…

Dodaj komentarz