Spojrzenie na okładkę o upiornej godzinie 4 nad ranem może sprawić, że zobaczymy panią dłubiącą w nosie. Uspokajam, to nie jest książka o dobrych obyczajach, to najzwyklejszy w świecie kryminał. W dodatku całkiem dobry, jak na moje wyuzdane czytelnicze gusta.
Główna bohaterka, Reilly, jest Amerykanką w Irlandii. A konkretnie śledczym sądowym. A najkonkretniej – piękną blondynką, która ma w nosie opinię o niej, robi swoje i próbuje jakoś dogadać się z nietrzeźwiejącym ojcem. Reilly jest przy tym konkretną babeczką, która nie musi być „niezależna i pyskata”, żeby osiągnąć swoje. Niestety – jest obca i trochę potrwa, zanim zdobędzie zaufanie otoczenia.
Właśnie ta spokojna rzetelność laboratoryjna jest główną zaletą książki, bo na jej tle wyskakujące znienacka zwroty akcji walą po głowie aż miło. Fakt, pod koniec książki czułam jakiś niedosyt, ale może dlatego, że jest to pierwsza część cyklu. W każdym razie pani Reilly wąchająca scenę zbrodni wzbudziła we mnie sympatię i myślę, że sięgnę do niej ponownie. Szczególnie, że lubię dowiadywać się o procedurach policyjnych na miejscu zbrodni, a ten kryminał robi to w ciekawy, zrozumiały i nienachalny sposób. Niestety wielbiciele seriali typu CSI mogą się poczuć zawiedzeni „normalnością” procesów myślenia i przeprowadzania badań, ale mnie akurat to bardzo odpowiadało.
Bohaterowie sympatyczni i wiarygodni, interesujące opisy scen, seryjny morderca z obsesją grzechu, zwroty akcji i lekkość pióra sprawiają, że ksiażkę czyta się nadspodziewanie szybko. Mnie zajęła jedno popołudnie w pociągu i zostawiła po sobie całkiem miłe wrażenie. Co prawda przyczepiłabym się do jednej konkretnej rzeczy, ale tylko dlatego, że akurat w dziedzinie seryjnych morderców sporo wiem i pewna sprawa wydała mi się przegięciem. Niemniej zakładam, że jest to celowy zabieg, który dzięki swemu nieprawdopodobieństwu nadaje porządnego tempa fabule. Mnie niekoniecznie się podobał ów zabieg, ale myślę, że większość czytelników będzie zachwycona.
Książka jest doskonałą lekturą na wakacje, ma w sobie coś, co sprawia, że długo się ją pamięta (i to nie dlatego, że mnie wkurzyła). Jak piałam wcześniej – bohaterka ma w sobie coś. Jest też jakaś magia w Zielonej Wyspie i jej mieszkańcach, która sprawia, że „Tabu” pozytywnie wyróżnia się na tle kryminałów.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i s-ka. Dziękuję!
Casey Hill, Tabu
wyd. Prószyński i s-ka, 2011
Moim skromnym zdaniem książka jest super. Znaczy do tej pory mało czytałam książki tego gatunku. Zaczęłam od książek Kavy i teraz Tabu. Z pewnością sięgnę po kontynuacje gdyż jest tu to co lubię, czyli akcja i tajemnica. Podoba mi się też jak skrupulatnie jest prowadzona sprawa i tworzony portret psychologiczny mordercy.
ja niestety czytałam ich znacznie więcej, dlatego zakończenie sprawiło mi zawód – jest zbyt nieprawdopodobne jak na taką zachwycającą rzetelność… i zepsuło mi obraz całości.
Polecam Ci „Chemię śmierci”… a, co mi tam, zrecenzuję ją przy najbliższej okazji 😛
Spojrzałam na opis i przyznam, że mnie zaciekawił. Ale i tak będę czekać na obiecaną recenzję! 😉