Wielka księga opowieści o czarodziejach (tom 1) – zbiór opowiadań

Z antologiami bardzo często jest jak z fasolkami wszystkich smaków z Harrego Pottera – zawsze istnieje ryzyko, że trafimy na więcej szpinaku, tranu i linoleum niż czekolady czy ptasiego mleczka. A czasami jest tak, że ledwo otworzymy antologię, przebiegniemy ledwo wzrokiem po tytułach i od razu wiemy, że się w książce zakochamy. Tak było i tym razem.

Nie pamiętam, od którego momentu utarło się w naszym babskim gronie dumne przeświadczenie, że prawdziwe wiedźmy nie na miotłach, tylko na jednośladach zasuwają, czyniąc z nas wręcz ekskluzywny klub, gdzie „bez roweru nie obsługujemy”. Tak, czujemy się wiedźmami. A prawdziwa wiedźma rower mieć musi, bez dwóch zdań. Możecie więc zrozumieć moje niesamowite rozczulenie, kiedy otworzyłam antologię i natknęłam się na opowiadanie „Rower wiedźmy”… Oczywiście zaczęłam od niego czytanie (błogosławieństwo zbioru opowiadań – można zacząć w każdym miejscu i kompletnie nie po kolei, jak z najlepszej karty dań) i oczywiście się nie zawiodłam, więc wbiłam zęby w kolejną historię. I kolejną. Opowiadania są jak orzeszki – im więcej jesz, tym więcej chcesz, bo połknięcie jednego trwa krótką chwilkę, dostarczając uczucia sytości na cały wieczór… ale też pewien ekscytujący niedosyt.

Przeciwnicy opowiadań mogą narzekać, że za mało, za krótkie, męczy ich taki urywek czegoś większego. Przyznaję, że sama miałam ochotę parę razy udusić twórców, kiedy po dobrym rozpędzeniu się odwracałam kartkę i wyrywało mi się z piersi smętne „juuuż”, a przechodnie patrzyli na mnie jak na wariatkę (i tak patrzyli, bo kto w dzisiejszych czasach czyta idąc po ulicy. Dla niedowiarków – da się). Niemniej przeciwnicy opowiadań niech teraz zamilkną, bo trzymana przeze mnie w łapkach antologia należy do jednych z lepszych, jakie czytałam, ustępując jedynie antologiom „Epidemie i zarazy”  oraz „Krwawym powrotom” – każde opowiadanie wciągało jak nie przymierzając lotne piaski skrzyżowane z bagnem. Ilu twórców, tyle spojrzeń na magię, urokliwe villaggio konkuruje z posępnymi murami zamku na brzegu Chaosu, dobrotliwi czarodzieje stoją w równym rzędzie z tymi opętanymi mocą, jak również z tymi, którzy w rodzinie na pewno mieli krewnego o nazwisku Holmes. Albo Dan Brown. Atmosfera rodem z Chtulhu splata się z nowoczesnością. Magia to proszek i świece, klawiatura i myszka, umysł i wola… do wyboru, do koloru.

Niektórzy mogą być rozczarowani brakiem polskich nazwisk, niemniej ja się ucieszyłam, że seria „Mamucia” zawitała w nasze progi. Ostatnio brakowało mi „niepolskiego” i „krótkiego” akcentu w lekturach, bo „niepolskie i długie” czytałam ostatnio (pięć tomów Belgariady w dwa tygodnie! No i pani która kąsa), a „polskie i długie” właśnie czeka na mnie i macha z niecierpliwością czerwoną okładką… tak, nie ma to jak dobry zbiór opowiadań. Idealny na przegryzanie między długimi posiłkami. Szczególnie, kiedy jest tak solidnie przyprawiony magią, jak ten.

Na zakończenie, w ramach post scriptum – „Skażenie nadprzyrodzone” to absolutny majstersztyk dialogu. I koniecznie przyjrzyjcie się zegarmistrzom w swoim mieście…

„Wielka księga opowieści o czarodziejach t.1” ukazała się nakładem Fabryki Słów.

3 Replies to “Wielka księga opowieści o czarodziejach (tom 1) – zbiór opowiadań”

  1. Gdzie się ukazała tam się ukazała, kurna, ja sobie muszę ją chyba zamówić bo ten mój najbliższy empik…a, szkoda słów grrr. Jako zaś jedna z owych nader mobilnych wiedźm dostałam istnego ślinotoku, „Rower wiedźmy” przeczytać koniecznie chcę i mieć i z rączek nie wypuścić swych zachłannych! I całą resztę antologii też!

  2. taki entuzjazm zobowiązuje – obiecuję solennie, zę będę pisać recenzje tylko tych rzeczy, które mi się naprawdę podobały 🙂

  3. Ja też czytam idąc po ulicy xD I o ile w rodzinnym zaepiu na dworcu da się tak zrobić, tak na Mickiewicza w Katowicach lepiej tak naprawdę stanąć w miejscu i poczekać, aż cała ta dzicz człowieka ominie 😛

Dodaj komentarz