Rango (2011)

Obejrzałam zapowiedź i miałam wrażenie, że to będzie jeden z tych filmów dla dzieci z elementami, przy których mogą bawić sie i rodzice. Ot, trochę biegania i wrzasków, robienie z siebie idioty w nowym miejscu, czysty przypadek działający na korzyść bohatera i wzruszająca przemiana na koniec. Nie pomyliłam się – to było to. Ale równocześnie zadziwiająco inne, niż przypuszczałam.

Któryś z krytyków nazwał tę bajkę „dziecięcym odpowiednikiem >>Pulp Fiction<<” i absolutnie muszę się z nim zgodzić. Nie ma tu co prawda przeklinania i krwi na tylnym siedzeniu, ale bajeczka jest przerażająco realistyczna. Nie ma słodkich, gładkich zwierzaczków, są wyliniałe, spalone słońcem i nieco sparszywiałe odpowiedniki prawdziwych kowbojów. Mają żółte zęby, ich maniery nie należą do najlepszych, a one same nie są najmądrzejsze. Nic dziwnego, że złotousty kameleon potrafi im wmówić, że jest legendarnym rewolwerowcem.

A sprawa wydaje się taka prosta: oto typowy „domowy zwierzaczek”, kameleon żyjący w wygodnym akwarium, przez przypadek znajduje się na pustyni i musi sobie jakoś radzić. Przybiera imię Rango i zaczyna odgrywać rolę twardziela z Dzikiego Zachodu – w końcu kameleony potrafią stać się tym, kim chcą… Życie w miasteczku Dirt kręci się wokół niedzielnego rytuału uzyskiwania wody z pompy, ktoś jednak gra nieczysto i wody zaczyna brakować, co zmusza mieszkańców do sprzedania ziemi i ewakuacji.

Oczywiście od początku wiemy, kto za wszystkim stoi (szczególnie, jeśli wcześniej oglądało się „Triguna”, który również dzieje się na pustyni, he he). Nie przeszkadza to jednak w odbiorze całości historii – ot, jest to po prostu świetnie zrealizowany western, gdzie nie ważna jest fabuła, tylko bohaterowie. „Rango” jest nasycony odniesieniami do klasyki gatunku (i nie tylko – na początku mamy na przykład cudowne wspomnienie „Lęku i odrazy w Las Vegas”, czy „Arizona Dream” gdzie również grał Johnny Deep). Jednak odniesienia te nie są nachalne i raczej pełnią rolę dopełnienia obrazu. Chcą nam powiedzieć, że każda historia jest tak naprawdę częścią tej samej, odwiecznej walki dobra ze złem. To, co dzieje się w „Rango”, to po prostu jeszcze jedno jej ujęcie. Owszem, zdarzają się momenty parodystyczne, ale w większości przypadków nawet nie zauważymy, że mignęła nam przed oczami jakaś znana scena.

Nie ma tu wielkiej przemiany bohatera, który nagle znajduje w sobie odwagę, by zrobić to, co jest słuszne. Ja raczej widziałam postać, która nie wie, kim jest, a bycie Rango to tylko jedno z wcieleń, które przybrała i jest w nim dobra. Jest tylko aktorem, kameleonem społecznym… ale czy wszyscy nie jesteśmy tylko aktorami życia codziennego?* Duch Dzikiego Zachodu, postać mityczna, wyjaśnia to słowami „tu nie chodzi o ciebie, tylko o nich” i popycha bohatera do spełnienia swojej roli. W końcu to, jak nas widzą, też jest tym, kim jesteśmy…

Film jest raczej czarną komedią, niż zwykłym pozbudzaczem śmiechu. Miałam przyjemność oglądać go w wersji oryginalnej i polskiej, przy czym mam mieszane uczucia, która jest lepsza. Obie mają swój urok, ale to na polskiej bardziej się śmiałam, jest jakaś… ostrzejsza i bardziej błyskotliwa (umarłam przy „tu jest więcej dziur niż moja mama miała przypadkowych kontaktów”). Z kolei oryginał ma absolutnie rewelacyjnego Johnnego Deepa i całą masę innych świetnych, nazwisk, które wywołają uśmiech nie tylko na twarzy miłośników westernów (w tym serialu „Deadwood”).

Niewątpliwie trafiłam na animację, która jest dobra pod każdym względem. To jest kawał rzetelnego, porządnego kina, a nie zwykła bajeczka. Nie ma jakiegoś głębokiego przesłania, jest po prostu, najnormalniej w świecie… prawdziwa. W końcu w prozie życia też zdarzają nam się mistyczne momenty uniesienia i oświecenia, prawda? Rola rytuału, wiary, nadziei – to nigdy nie traci na wartości. Z przyjemnością kiedyś do niej wrócę, może wtedy wyłapię więcej odniesień do innych filmów.

*jestem bardzo mądra i wiem, że to parafraza Szekspirowskiego cytatu z „Jak wam się podoba”, uczyniona przez psychologa gestalt Goffmana

Rango, 2011 reż. Gore Verbinski scen. John Logan polskie tłumaczenie Bartosz Wierzbięta wyst. (oryginał) Johnny Deep, Isla Fisher, Ned Beatty, Bill Nighy, Timothy Olyphant i inni (wersja polska) Wojciech Paszkowski, Monika Pikuła, Włodzimierz Bednarski, Jarosław Boberek

8 Replies to “Rango (2011)”

  1. Jestem ciekaw tego filmu bardzo, choć umiejscowienie w klimatach Dzikiego Zachodu trochę mnie odstrasza. Jestem antyfanem westernów i 'kombojów’.. brr.

  2. Ok, Twoja recenzja mnie zachęciła, a jak jeszcze dodać do tego Deppa i Olyphanta, cóż, muszę zobaczyć 🙂

  3. Lubię takie bajki 😉

  4. Dawno już miałam chrapkę na ten film. oglądałam nawet jego fragmenty w oryginalnej wersji. Muszę poszukać i obejrzeć. Koniecznie!

  5. Jeśli to coś jak Pulp Fiction – to dobrze, że wiem. Bo z Pulp Fiction to lubię tylko tańczącą Umę Thurman.

  6. też z chęcią obejrzę:)

  7. O. To wygląda na coś dobrego…:)

  8. Taka „kreskówkowa” wersja „Stalowego świtu”. Ciekawe czy ktoś to zauważył ;P

Dodaj komentarz