Do filmów żabojęzycznych podchodzę nieufnie jak kot do jeża, najpierw poszturcham, poobserwuję, a potem może się przekonam. Chyba, że to film kostiumowy, to rzucam się od razu, nie bacząc na kolce.
W przypadku filmu Braterstwo wilków jeż chował się przede mną długie lata. Niestety – jestem istotą przekorną i stada znajomych, którzy robili wielkie oczy na wieść, że jeszcze filmu owego nie widziałam, tylko mnie zniechęciły do poszukiwania zwierzaka. W zeszłym tygodniu ostatecznie stanęliśmy przed sobą twarzą w ryjek i pomyślałam: „no dobra, miejmy to już za sobą”. Obejrzałam. Nie kłuło.
Akcja dzieje się we Francji w moim ulubionym okresie, czyli latach 70′ XVII wieku, czasach, w których podobnież tajemnica goniła tajemnicę, a tajne stowarzyszenia mnożyły się jak króliki, na zmianę to szkodząc to pomagając monarchii. Czas przyjazdu młodej Marii Antoniny, końca rządów Ludwika XV, Dumasowskiego „Józefa Balsamo”, czas… bestii, która rozszarpuje mieszkańców małej wioski Gevaudan.
Bestia jest stworzeniem przerażającym, poluje głównie na kobiety i małe dzieci. Grégoire de Fronsac i jego przyjaciel Mani, Indianin z plemienia Irokezów, zostają wysłani przez króla na miejsce zdarzenia. Tam romans przeplata się z tajemnicą, śledztwo rozbija się o zaściankowość i hipokryzję mieszkańców, nic nie jest takie, jak być powinno… a w wielkim finale wszystko okazuje się być jeszcze inne.
Przepiękny, straszny film
Urzekła mnie atmosfera filmu – zmienna, nieco poetycka, porywająca widza w świat tajemnicy i gierek. Wszyscy zdają się nosić maski, są niewolnikami konwenansów, etykiety, ukrytych pragnień. Jest to doskonale podkreślone przez postać dumnego Indianina, który od samego początku daje się poznać jako cichy obserwator, trzymający maskę w rękach, ale nigdy nie zakładający jej do końca. Sama historia przestaje być ważna, jest tylko pretekstem do pokazania świata, który żyje z pozorów i chce owe pozory utrzymać za wszelką cenę.
Film jest dość długi, ale śliczna muzyka, malownicze krajobrazy i naprawdę dobre efekty specjalne całkowicie to wynagradzają. Polecam poszukiwaczom filmów nastrojowych i intrygujących.
Braterstwo wilków (Le Pacte des loups) (2001)
reżyseria Christophe Gans; scenariusz Stephane Cabel, Christophe Gans; zdjęcia Dan Laustsen; muzyka Joseph LoDuca
Ciekawe…
Ja z kolei zobaczyłem ten film jeszcze pacholęciem będąc (jakoś w liceum) ale zapamiętałem go trochę inaczej.
Faktem jest sympatyczna Szyszko, że klimat tajemnicy wylewa się z ekranu, a mistrzowska stylizacja oszałamia niczym opary opiumowej fajki (żeby pozostać w epoce).
Mimo to, pierwszym, co przychodzi mi do głowy, gdy myślę o tym filmie jest…ZDRADA! Straszliwa i brutalna. Chodzi mi ozdradliwą niewiastę, która zakończyła żywot indianina w Europie. Rzecz w tym, że film jest na tyle dokładny w swym przedstawieniu epoki, że popada w naturalizm. Ten cały syf przedstawicieli plebsu zestawiony z uprzedzeniami szlachty…jakieś to wyolbrzymione, przesadzone. Ale zaraz, pogubiłem się. Zmierzam do tego, że z filmu pamiętam nieprzyjemnie ukazaną przemoc. Pamiętam morał rodem z piosenki Kazika : „Dla s……ów nie ma litości” (marek dacascos – mój idol z dzieciństwa zginął wszak przez to, że okazał litość na początku filmu.) <<<>>>
No, pojechałem z dygresją:-)
I jeszcze jedno – spisek kościoła i oddział z Watykanu 🙂
Delikatna satyra na instytucję kościoła.To właśnie pamiętam z filmu. Przypuszczam, że prawdę mówią psychologi uczone, że każdy ogląda inną rzeczywistość przefiltrowaną przez swoje własne doświadczenia i przekonania.
Jednak jakość wykonania nie budzi wątpliwości żadnej ze stron. Mastepiece jak mówią za Wielką Wodą. Jak o mnie chodzi, to scenografia, muzyka i kostiumy zasłużyła na Złotego Kozła Górskiego na Festiwalu w Teheranie.
!!!
Z nieznanych mi przyczyn cała moja dygresja została wycięta i nie ukazała się w poście powyżej. Zdradziecki internet! Na szczęście skopiowałem zawczasu całą treść, więc wklejam poniżej. Ten fragment następuje po cytacie z Kazika, a kończy się na znaczkach <<>> i jest elementem wskazującym, że ktoś tu za długo studiuje filozofię…
<<<>>>
Dokonano odkrycia ! Wszystko, co wpiszę pomiędzy znaczkami <<>> zostaje wycięte!!! Przełom i spisek w html.
Dobra. Oto i obiecana dygresja. Już nigdy nic nie wpiszę, bo za dużo z tym całym wszym internetem kombinowania. co za czasy…
nad tym można się zastanowić-czy nie jest tak, że wojownik ginie, ponieważ postępując litościwie zaprzecza swej naturze? Zaprzecza kodeksowi zabij-lub-giń? Wreszcie zaprzecza zaczerpniętemu od Nietzchego przekonaniom o woli mocy. Okazuje się tym Starym Człowiekiem spętanym przez tradycyjną moralność, nie mającym siły by dokonać przewartościowania, ale przy tym chce pozować na ubernach więc musi zginąć? W zafałszowanym świecie żyć nie może, ponieważ się nie nadaje? I ginie jak? Nie jak wojownik – w starciu z potężniejszym wrogiem, ale przez kobietę (bez urazy, rozumiesz do czego zmierzam), bo wojownikiem przestał być w momencie gdy okazał słabość, gdy odrzcił swój kodeks, zaprzeczył zasadom, które kształtowałty dotychczas jego życie. Odrzucił je, życie stracił zatem sens i dobiegło końca. Zrozumiałym zatem jest, że to nie on pokonał Bestię. Nie mógł.
a dla mnie jest to jeszcze jeden dowód na to, że nic, ale to nic w tym filmie nie jest tym, na co wygląda 🙂 fascynująca kobieta, którą szlachetnie uratowano z rąk głupich żołdaków jest po prostu jeszcze jedną Bestią, ukrytą przed okiem człowieka szlachetnego. Indianin – jak pisałam – jest istotą szlachetną, jednoznaczną, a więc nie pasuje do świata gdzie rządzą bestie, a więc musi zginąć, nie z powodu tego, że się zawahał i został zdradzony, ale dlatego, że za mocno uwierzył w kłamstwo. Nie był zepsuty ani wychowany w gorzkim społeczeństwie kłamstwa, jak główny bohater, który – choć szlachetny – jest w stanie kłamać i oszukiwać, łamie się i preparuje sztuczną bestię. A jedynego porządnego arystokratę pochłania inna bestia, dziki tłum, który nie ma rozumu, ale ma wiele rąk i pazurów.
Ciekawy film, taki… miękki.