Hannibal Lecter – znacie go, prawda? Bo któż nie oglądał Milczenia owiec, gdzie w rolę tego psychopatycznego mordercy wcielił się Anthony Hopkins… Cóż, ja nie oglądałam. Tak, ja z tych, bo Rodzice nie pozwalali mi oglądać brzydkich filmów, a sama jeszcze nie zdążyłam nadrobić Klasyki (bo to już Klasyka, prawda?). Niemniej recenzja będzie, ale nie o milczących owieczkach, tylko o wilku w owczej skórze.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie, bo od krótkiego wpisu znajomego na Facebooku. Ot, proste stwierdzenie, że pierwszy odcinek jakiegoś tam serialu był dość smakowity. Oczywiście jako fanka seriali ogólnie pojętych, musiałam zbadać sprawę dokładniej. I co znalazłam? Ano znalazłam prawdziwą smakowitość: serial o wdzięcznej i wiele mówiącej nazwie Hannibal, z jakże intrygującym plakatem:
Jak widzimy, nie będzie to serial o człowieku, który na słoniach przedzierał się przez Pireneje. Będzie to serial o człowieku, który bardzo lubił ludzi. Nawet, jeśli trzeba ich było długo gotować.
Swego czasu polecałam wam Dextera – serial o seryjnym mordercy złych ludzi. Rozpływałam się nad pierwszym sezonem, zarzekając się, że więcej nie obejrzę. Złamałam się oczywiście i przez chwilę (a dokładnie przez kolejne trzy sezony) byłam z tego nawet zadowolona. Potem jednak pojawił się sezon szósty, przez który ledwie przebrnęłam, aż w końcu poddałam się na samym początku siódmego. Widząc zapowiedź Hannibala pomyślałam, że elegancko załata on lukę po sympatycznym Dexterze. Miałam rację tylko częściowo. O ile dla Dextera zawsze będę miała pewien sentyment, o tyle Hannibal szturmem zajął miejsce swojego poprzednika.
Pierwszy odcinek nosi jakże zachęcający tytuł Aperitif – i jakiż to intrygujący początek! Na dzień dobry poznajemy Willa Grahama, konsultanta FBI, który charakteryzuje się ogromną empatią. W praktyce oznacza to, że potrafi postawić się na miejscu mordercy, gdy uważnie przygląda się miejscu zbrodni, i z dużą dokładnością opowiedzieć, jak i dlaczego doszło do tragedii. Tym, którzy (przynajmniej) oglądali Sherlocka, skojarzenia nasuwają się same. Obserwowanie Willa przy pracy jest ciekawe, ale to jeszcze nie wszystko. Pierwsze ciarki poważnego zaintrygowania pojawiają się, gdy w połowie odcinka na scenę wkracza doktor Hannibal Lecter – psychiatra, który ma pomóc Willowi radzić sobie z tymi wszystkimi potwornościami, jakie spotyka w pracy.
Skoro już zaczęłam o potwornościach, to rozwinę to nieco. Naoglądałam się już tego trochę przy Dexterze, który radośnie kroił swoje ofiary na kawałeczki, a jego przeciwnicy również wykazywali się pewną pomysłowością. Ale zbrodnie, jakie widzimy w Hannibalu, są naprawdę chore. Słowo „odrażające” nie odda właściwie tego, co widzimy na ekranie, podobnie jak nie oddadzą tego słowa. Tak czy inaczej, dość szybko zrezygnowałam z oglądania Hannibala do obiadu.
Before we begin, I must warn you… Nothing here is vegetarian.
Po tym wstępie nie jest trudno się domyśleć, na czym ma polegać fabuła tego serialu, prawda? Jeśli do wspomnianego już konsultanta FBI i jego lekarza dodać jeszcze kilku morderców i jednego Śledczego z Prawdziwego Zdarzenia, wynik równania jest dość prosty… Czyżby? Ano niekoniecznie. Owszem, trzeba będzie ścigać złych ludzi, ale… kogo? Kto jest naprawdę tym Złym? I czym właściwie jest Zło?
Wilk jest cichy, wilk jest Zły,
Wilk ma bardzo ostre kły.
Kto zbyt zdenerwuje wilka,
Straci wnet organów kilka…
Ten serial to nie tylko akcja, pościgi i tryskająca krew. To przede wszystkim postacie i rozwijające się między nimi relacje. A skoro postacie, to i aktorzy, bo to właśnie oni przykuwają widza do ekranu. Spotkamy tutaj między innymi Lawrence’a Fishburne’a, którego zapewne pamiętacie z jego dość znaczącej roli w Matrixie. W Hannibalu przypadła mu rola Śledczego z Prawdziwego Zdarzenia, a ja wciąż nie jestem pewna, czy lubię tę postać, czy jednak nie. I choć swoją rolę ogrywa przekonująco, to Will Graham zawsze usuwa go w cień. Hugh Dancy fantastycznie oddaje to, przez co przechodzi grany przez niego konsultant FBI, który przestaje sobie radzić ze swoim darem. Nie sposób go nie polubić, a wręcz mu współczuć… A potem pojawia się Hannibal i już nie jest tak łatwo stwierdzić, po czyjej stronie jesteśmy.
Mads Mikkelsen – co prawda nie zakazany, ale bardzo niebezpieczny owoc…
Nie wiem, czy i jacy inni aktorzy byli brani pod uwagę do roli Hannibala, ale jestem zachwycona ostatecznym wyborem. Mads Mikkelsen, ze swoją bandycką urodą i niewyraźnym akcentem, doskonale nadaje się na psychopatę. Jego Hannibal jest zimny, wręcz obojętny, posiadający nieskończone zasoby absolutnego, stoickiego spokoju. Jest elegancki w nietypowy, ale niezaprzeczalny sposób. Przywodzi na myśl relikt zapomnianej epoki dżentelmenów – doskonale się ubiera, jego gabinet jest małym cudem świata, nigdy nie podnosi głosu, nie traci opanowania, jest miłośnikiem wykwintnej kuchni, z którą radzi sobie fenomenalnie. A przy tym jest skończonym sk… *echem* draniem. Wszystko to stanowi mieszankę wręcz hipnotyzującą, która bez litości przywiązywała mnie do ekranu. Hannibal zachwycał tak mocno, jak przerażał.
Serialowa rodzinka w komplecie.
Za produkcję Hannibala odpowiada amerykańska stacja NBC (ta sama, która podarowała nam m.in. Community), natomiast w Polsce możemy go oglądać na kanale AXN. Jeżeli przebrnęliście przez powyższy tekst, to już wiecie, że polecam ów serial z całego swojego zepsutego serduszka (tylko koniecznie trzymajcie go z dala od dzieci i osób wrażliwych na brutalne sceny). Ma w sobie wszystko, czego oczekuję od dobrej serii: wciągającą historię, pomysłowość (brutalną i chorą, ale jednak), wyraziste postacie, do których momentalnie się przywiązuje (choć niekoniecznie darzy sympatią) i… niepewność. Skąd się ona bierze? Tego wam nie powiem, ale z całą pewnością będę niecierpliwie czekać na drugi sezon Hannibala. Mam nadzieję, że wy też dołączycie do mnie w tym oczekiwaniu.
Drobna rzecz, która mnie zachwyciła – nazwiska tych dwóch aktorów zamieniają się miejscami co drugi odcinek.
Hannibal 2013, obecnie jeden 13-odcinkowy sezon (drugi sezon został potwierdzony, ale dopiero na 2014 rok); na podstawie powieści Czerwony smok Thomasa Harrisa; większość zdjęć została znaleziona na facebookowej stronie serialu.
A gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości:
PS. A co Szyszka myśli o sezonie drugim?
Od razu mi lepiej: nie jestem jedyną istotą na ziemi z dziurą w klasyce. Uff.. H. i tak nie zamierzam oglądać:)
Zdecydowanie nie jesteś, moje dziury w tej materii są koszmarne, zwłaszcza gdyby spojrzeć na klasykę książkową… 😉