Zaczęło się bardzo niewinnie – szukaliśmy sympatycznej, kobiecej, lekkiej książki dla jednej z mam na święta. Okazało się, że wynaleziony tytuł to część druga, więc zakupiliśmy je obie. Teściowa przeczytała, podobało się jej to, ale wiecie, zawsze mogła być uprzejma po prostu i dziękować za prezent. Małżonek rzekł, że może on też przeczyta i tak Ostatnia arystokratka wylądowała u nas w domu.
Miłe złego początki
Przeleżała sobie na stosiku parę miesięcy, wreszcie nadeszła jej kolej. Mąż mój chwycił, zanurzył nos w lekturze… i zaczął się śmiać.
Początkowo były to podśmiechawki z gatunku niewinnych prychnięć. Błyskawicznie ich częstotliwość się zwiększała, jak również emitowane decybele. W ciągu jednego popołudnia niezłomny czytelnik osiągnął stopień pokwiku, który był słyszalny w bloku naprzeciwko. W życiu, a znam chłopa prawie osiem lat, nie słyszałam tak głośno, dużo i naraz rechotania z jego strony.
Wiecie, to taki moment, kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać, z kim do diabła żył przez tyle lat i lekko się obawia, że nie wie, czy podoła temu wyzwaniu. A co, jeśli ja sięgnę, przeczytam i nie będzie mnie tak śmieszyć?A co, jeśli ta książka go nieodwracalnie zepsuła i teraz będzie się śmiał ze wszystkiego? Raz Marii śmierć, idziemy w to.
Sąsiedzi ich nienawidzą!!!
Następnego dnia, ukradkiem, delikatnie sięgnęłam po losy Marii i jej szalonej, arystokratycznej rodziny. Po godzinie zrozumiałam, dlaczego moja brodata połówka czytała książkę na łóżku, turlając się z boczku na boczek. Po prostu inaczej się nie dało. Człowiek DOSŁOWNIE turla się ze śmiechu. Serio, zakwasy na brzuchu miałam. Wyłam w sufit ze szczęścia, ocierałam łzy śmiechowe, a kiedy nabierałam oddechu to tylko po to, by następne zdanie rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
Mąż wrócił i zaczął czytać część drugą, więc na zmianę śmialiśmy się w głos, doprowadzając pewnie sąsiadów do rozpaczy. Obawiam się, że ostatecznie stwierdzili, że nadużywamy podejrzanych substancji. A my tylko… tylko… ORZESZKI!
Wszyscy jesteście orzeszki
No dobrze, ale co w tym takiego śmiesznego? Przede wszystkim należy bardzo wyraźnie powiedzieć, że jest to humor mocno czeski, a więc absurdalny, żonglujący hiperbolami jak politycy faktami, taki… inny. I na dwoje babka wróżyła – albo zachwyci, albo kompletnie nie podejdzie. Nam bardzo ładnie położył się na przeponie, ale doskonale sobie mogę wyobrazić, że perypetie Kostków mogą kogoś po prostu zmęczyć, bo ileż można czytać o ludziach, którzy popełniają błąd za błędem i na nich się nie uczą.
Weźmy sam początek – otóż Kostkowie, jako arystokracja, szanują tradycję. A tradycja mówi, że zmarli mogą spocząć tylko w rodzinnym grobowcu, nigdzie indziej. Wypędzeni z Czech przodkowie-arystokraci kategorycznie odmówili pochówku na pogańskiej ziemi, dlatego w saloniku naszej bohaterki dumnie prezentuje się kolekcja urn z ich prochami, które czekają na powrót na ojczyzny łono. Kostkowie odzyskują majątek, postanawiają wracać, kłopot w tym, że przewóz prochów jest koszmarnie drogi, więc rodzina wpada na pomysł, żeby przemycić dziadków, wujków i ciocie… w opakowaniach po orzeszkach. Przy okazji postanawiają też za jednym zamachem przemycić kota w czapce z szopa, a to z kolei z powodu jeżozwierzy.
Jeśli jeszcze się nie uśmiechacie, to może lepiej pożyczcie najpierw Ostatnią arystokratkę od znajomych – zapewniam, że napisane jest to znacznie zabawniej, ale ciągle bierzmy poprawkę, że może niekoniecznie. Jeśli choć trochę czujesz się rozbawiony wujkiem, który ledwo się zmieścił w paczuszce po orzechach, co jest dziwne, bo był najchudszy z przodków, to nie wahaj się ani chwili i leć, kupuj, bierz. Orzeszki to jest naprawdę płatek śniegu na samym czubeczku potężnej góry lodowej. Dalej jest… jakby to powiedzieć… BARDZIEJ.
Józef, Spock i pani Cicha
Kostkowie odzyskali posiadłość i park z całym dobrodziejstwem. Czyli z trzodą, kurami i pracownikami. Pan Spock jest ogrodnikiem, który tak naprawdę chciał być muzykiem, dlatego w przerwach między próbami utrzymania przy życiu roślinności w szklarni komponuje on pieśni miłosne. Wszystkie tragiczne, oczywiście, a większość z dolegliwościami fizjologicznymi, bo pan Spock przy okazji jest hipochondrykiem i panicznie boi się łysienia.
Pani Cicha jest kucharką, gospodynią, pokojówka, perłą gospodarności, miłośniczką Heleny Vondraczkowej i okazyjną alkoholiczką.
Józef teoretycznie jest kasztelanem, klucznikiem, przewodnikiem turystycznym po zamku, złotą rączką, ale głównie Józef… jest. W szlafroku. I nienawidzi Heleny Vondraczkowej.
Oprócz tego są psy, Milady, turyści, ksiądz, duchy, Lady Diana, Deniska i dużo, dużo kłopotów ze wszystkimi powyżej. A sytuacji nie poprawia, że zarówno tata jak i mama Marii najwyraźniej są autentycznymi arystokratami, więc są zupełnie, kompletnie oderwani od rzeczywistości…
Doskonała książka na dwa popołudnia
Książka napisana jest w formie dziennika, bo Maria, zgodnie z rodzinną tradycją, prowadzi pamiętnik. Trudno mówić o jakiejkolwiek fabule, jest to raczej zbiór anegdot, ułożonych w porządku chronologicznym. Czyta się to błyskawicznie, tylko ból mięśni brzucha świadczy o upływie czasu. Zdecydowanie jest to jedna z najsympatyczniejszych książek, jakie czytałam od dobrych paru lat.
Jedyną wadą jest to, że czytanie w okolicy innych ludzi powoduje, że się na człowieka wszyscy dziwnie patrzą. Koniecznie zaopatrzcie się w chusteczki, bo popłaczecie się ze śmiechu.
Ostatnia arystokratka – Evžen Boček
wyd. Stara Szkoła
Brzmi uroczo!
i takież jest 🙂
Podoba mi się bardzo, zachęca do przeczytania.
mam szczerą nadzieję, że lektura książki będzie bardzo przyjemna i śmiechowa 🙂
[…] u Szyszki z bloga Kawa z cynamonem – Ostatnia arystokratka – Evžen Boček, […]
Też się głośno śmiałam 🙂
Ale Szyszko, te rysunki boskie!!!!
Dziękuję! Taka książka aż się prosi o rysuneczki, postacie są zarąbiście wyraziste 🙂
Czytamy trzecią część. Na głos, żeby brzmiało zabawniej. Mam dodatkową zabawę, bo większość zdarzeń z muflonami przeżyłem lub widziałem na żywo. Kraj może i inny, ale muflony to jeden gatunek (czasem sam nim bywam).
po muflonach to tylko porządny kieliszek orzechówki może pomóc! 🙂
Podoba mi się ta recenzja, to już druga dzisiaj. Zakupię więc e booka.
życzę miłego czytania!
W sumie, to nie wiem, czy spodobała by mi się książka, o której piszesz. Wiem za to, że bardzo opowiada mi Twój sposób pisania. Tekst lekki, ciekawy i niewymuszony. Cieszę się, że trafiłam na ten blog 🙂
Bardzo mi miło, że podoba Ci się mój styl 🙂 Mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać od czasu do czasu i czeka nas jeszcze wiele fajnych konwersacji o książkach i nie tylko!