Quiz Show (Cynamonowe Facta i ACTA)

Cykl Cynamonowych Factów i ACTów zainaugurujemy filmem, który opiewa rolę skandalu. I to nie byle jakiego skandalu, ale skandalu amerykańskiego! Czujecie poruszenie i macie ochotę wskakiwać na barykady w obronie uciśnionego ludu Stanów Zjednoczonych? Ja też nie. Dzisiaj chcę Wam pokazać, jak daleko można zajechać na argumencie „no ale przecież nikt nie powiedział, że nie można”.

Robert Redford,  reżyser filmu, zabiera nas do magicznej krainy lat 50, którą akurat dobrze poznałam dzięki rewelacyjnej książce Kinga, „Dallas ’63”, więc mam tą przewagę, że mniej wiecej orientuję się co i jak w duszy narodu gra. A gra nieciekawie – wciąż straszy widmo wojny w Korei, kwitnie w najlepsze paranoja antykomunistyczna, nie mówiąc o rasizmie, seksizmie i automatycznym uprzedzeniu do wszystkiego, co ośmiela się być niewystarczająco „amerykańskie”, czyli białe, anglosaskie i męskie. To, co jednoczy ludzi, spływa z magicznego pudełka zwanego telewizorem, a dokładnie: teleturnieje, w tym najpopularniejszy: 21.

Klasyczni, piękni i prawdziwieamerykańscy panowie. I jeden Żyd, ale zaraz się go pozbędziemy.

W tej chwili liderem jest Herbie Stempel, żydowski nieudacznik z tzw. nizin społecznych. Pokraczny Herbie jest swoistą maskotką producentów, jednak przestaje się podobać sponsorowi. Dzwoni telefon, mruga drapieżne czerwone światełko. Herbie musi odejść, znajdźcie mi kogoś innego, wykształconego, ładnego, nie jakiegoś pokurcza z martwym zębem. Przypadkowo w orbitę zainteresowań producentów wpada Charles van Doren, z „TYCH” van Dorenów (cokolwiek to znaczy, mnie nic nie mówiło, ale po minach ludzi wnioskowałam, że to musi być coś wielkiego). Kandydat idealny. A może zrobimy coś  (hipotetycznie oczywiście), żeby zapewnić mu zwycięstwo? Na przykład zadamy pytania, na które już zna odpowiedzi?

Jestem piękny i mam wspaniałe… wszystko.

Charles obrusza się na takie sugestie, ale kiedy z głośników pada pytanie, które zna z przesłuchań – odpowiada. Przecież na 20 000 dolarów, przy pensji 86 dolarów tygodniowo, musiałby pracować… pracować.. o wiele za długo. A tak pomoże sobie i jeszcze będzie pokazywał zalety dobrej edukacji, wszyscy wygrywają, prawda? Widzowie dostają swoje igrzyska, zawodnik zgarnia pieniądze, sponsor sprzedaje produkt, stacja zarabia na abonentach, życie jest piękne! Charles zdążył już sobie nawet wmówić, że jest dobroczyńcą systemu szkolnictwa, kiedy pojawia się jeden mały, malutki zgrzyt w osobie Roba Goodwina, prawnika z Kongresu, który zaczyna się interesować całą tą zakulisową polityką teleturniejów.

Jestem piękny i mam wspaniałe… urojenia na temat swojej urody.

Otóż Herbowi Stempelowi bardzo nie spodobało się, że producent kazał mu się wyłożyć na banalnym pytaniu, przekreślając tym samym wszystko, na co Herbie pracował przez cały czas trwania teleturnieju. Bohater biedaków, symbol prawdziwego „amerykańskiego snu”, bohater ubogiej dzielnicy ośmiesza się, nie znając odpowiedzi na pytanie, które znała każda osoba na widowni. Nikt go nie chce słuchać, a wynik śledztwa i rozprawy zostaje utajniony, by „chronić dobre imię i interesy oczernianej strony”.

Mnie tam on by mógł okłamywać codziennie… erm. No.

Film nie jest jakąś sensacyjną pogonią za skandalem czy rzetelną analizą stanu społeczeństwa tamtych czasów. To, co mnie ujęło w nim, to stopniowe wsiąkanie zwykłego, uczciwego człowieka w proceder, który – jak to kilkakrotnie podkreślano – w sumie nikomu nie wyrządzał krzywdy. Co jest najdziwniejsze, ujawnienie machinacji najbardziej uderzyło w osobę, która była jedynie pionkiem w rękach graczy z szarej strefy. Przecież nikt nie powiedział, że teleturnieje mają być uczciwe, w końcu to jest przede wszystkim SHOW. Telewizyjne, ustawione, z przygotowanymi kartkami, które odczytują zaproszeni goście. Czemu ktoś sie tego w ogóle czepia?

Charles van Doren w wersji prawdziwej. Ble.

Wydaje się,  że takie myślenie jest charakterystyczne dla narodu zza oceanu. Trzeba pozwać restaurację, bo nie napisała, że gorącą kawą można się oparzyć. Skoro nikt nie zabrania, znaczy, że można coś robić, wyłączając mózg i zdrowy rozsądek, a potem głośno krzyczeć, zwalając winę na kogoś innego. Ci, którzy są na górze, po prostu potrafią to robić lepiej niż przeciętny zjadacz hamburgera i równie łatwo potrafią się wykręcić. To naród, gdzie ofiara sama jest sobie winna, a kto trzyma w garści opinię publiczną, ten rządzi krajem (ale o tym później, przy okazji kolejnej recenzji).

Kwicz, prosiaczku, kwicz…

W tym wszystkim zachwyca postać Robsa Goodwina – nie jest on jakoś szczególnie kryształowy, ot, zwyczajny człowiek z mocnym kręgosłupem moralnym. Mimo żydowskiego zdobył wykształcenie, udowadniając, że trudniej nie oznacza niemożliwe, jawnie deklaruje, że nie chce gonić za pieniędzmi, jeśli będzie to powiązane z machlojkami i manipulacjami. Ma kochającą żonę i choć umysłowo mógłby spokojnie stawać w szranki z van Dorenami tego świata, woli spokojne sumienie. Może właśnie dzięki niemu Kennedy wygrał wybory, kiedy dał Ameryce nadzieję na dobre, uczciwe jutro, czytając przemówienia napisane właśnie przez Goodwina? Sam scenariusz filmowy powstał z resztą na podstawie książki Goodwina, w której wspomina ów skandal i związane z nim śledztwo.

Mnie się wciąż kojarzy z „Przystankiem Alaska”, więc wierzę mu automatycznie.

Niestety, Ameryka nie chce Goodwinów. Chce zjadać wielkie kłamstwa opakowane w cienką warstwę prawdy. Chce obserwować pojedynki gigantów, po cichu życząc im upadku. Lubi, kiedy ktoś używa mózgu za nią. Najstraszniejsze jest to, że wystarczyłoby, że van Doren by wszystkiemu zaprzeczył, a sprawie ukręcono by zgrabnie łeb, bo czym jest słowo jakiegoś młodego prawnika i zeznania sfrustrowanego Żydka, kiedy można wszystko omówić przy partyjce golfa w klubie dla wybranych? To właśnie tam nadaje się kształt światu…

Nam pozostaje zastanowić się, dlaczego tak mało jest w telewizji turniejów wiedzowych, a tyle chłamu połączonego z wyreżyserowanymi dramatami i dlaczego w „Familiadzie” tak rzadko pojawiają się rodziny w składzie szewc, elektryk, szwaczka, student chemii i bezrobotna matka… Jeśli chodzi o mnie, to chyba jedyną osobą w polskiej Telewizji Publicznej, której wierzę,  jest Tadeusz Sznuk.

Z ciekawostek: przepisy dotyczące uczciwości w teleturniejach zostały utworzone dopiero po aferze z teleturniejem 21.  I prawie natychmiast zostały stworzone programy mające jedynie pozory teleturniejów, żeby móc ów przepis obejść, a także obniżono progi wygranych, by biedny producent za dużo nie stracił. Wystarczy wspomnieć Big Brothera czy (tfu, tfu, zgiń, przepadnij) polsatowski Bar, różnego rodzaju Fear Factory i inne wyspy przetrwania, które są bękartami tamtych pomysłów. A tutaj przepisy znowu nie mówią, że manipulować nie wolno…

Sam film godzien jest polecenia, gdyż Redford naprawdę porządnie się do niego przyłożył, a nawet dał małą rólkę prawdziwemu Herbiemu Stempelowi. Niestety nie udało się dotrzeć do van Dorena. Ralph Fiennes musiał go osobiście napaść i pod pretekstem szukania drogi wdał się z nim w pogawędkę, by lepiej poznać swojego bohatera. No i Calista Flockhart jako podekscytowana studentka czy Martin Scorseze występujący w epizodycznych rolach. Prawdziwa uczta dla konesera kina

Quiz Show, 1994
scen.Paul Attanasio
reż. Robert Redford
wyst. Ralph Fiennes, John Turturro, Rob Morrow.

2 Replies to “Quiz Show (Cynamonowe Facta i ACTA)”

  1. Kocham 1 z 10, oglądam regularnie i jest to jedyny program w Tv który cenię…..

    Co do filmu…. uwielbiam Ralpha i musze zobaczyć ten film, koniecznie, on jest taki do schrupania!!

  2. A mnie zawsze, zawsze jednak zadziwiało to, jak van Doren daje się gladko wrobić… i zaryzykować swoją opinię, spokój… żal mi go było, ale jednak – to człowiek, który w moim mniemaniu miał WSZYSTKO, czego on jeszcze chciał, tych głupich pieniędzy? (dobra, wiem, że brzmię jak naiwniutkie dziewczątko z wielkimi oczętami i przeładowane Idealizmem, trudno ;)).

    Co do obsady, to w tle miga połowa Stowarzyszenia Umarłych Poetów :))).

    Film jest DO-SKO-NA-ŁY.

Dodaj komentarz