Szklany Tron + Korona w mroku – Sarah J. Maas (SPOJLERY)

Szklany Tron

„Eksperyment Tumblrowy” miał ostatnio lekki przestój, ale to nie znaczy, że mi się znudził, o nie. Wciąż jestem ciekawa, co też mają w sobie kolejne serie YA, którymi zachwycają się internety. O samym Tumblrze i jego fenomenie napiszę niebawem w osobnym poście, a teraz zajmę się przeogromnie popularną i wielbioną we wszystkich zakamarkach internetu Celaeną Sardothien, nastoletnią zabójczynią.

Celaenę powołała do życia Sarah J. Maas, 29-letnia sympatyczna dziewczyna z Ameryki. Skąd wiem, że sympatyczna? Cóż… Są w życiu takie momenty, że wystarczy jedno zdanie, by wiedzieć, że to „swój człowiek”. Oto dowód:

Sarah J. Maas

Tak więc wielki plus dla Autorki za bycie równie niepoprawną fangirl, jak jej czytelniczki, ale przejdźmy do sedna, czyli do jej książek. Przygody Celaeny Sardothien to chyba jedyna seria YA, która zbiera same pozytywne opinie. Oczywiście z całą pewnością gdzieś tam są i negatywne, ale słowo daję, podczas moich wędrówek po Tumblrze takowych nie znalazłam. Przy każdej innej serii, którą tu omawiałam – Dotyk Julii, Twierdza Magów, Czerwona królowa – opinie były podzielone. Natomiast wspomnienie Szklanego tronu zawsze pociąga za sobą łańcuszek zachwyconych komentarzy. Większość z nich dotyczy Celaeny i faktu, że jest tak absolutnie rewelacyjną postacią, kopiącą tyłki i wszystko inne, a przy okazji lubiącą ładne sukienki. Brzmiało to naprawdę ciekawie, bo przecież ja zawsze chętnie poczytam sobie o interesujących bohaterkach, więc sięgnęłam po Szklany tron i…

…losie, jak ja się przy nim męczyłam. Jasne, od początku brałam pod uwagę, że zachwyty w internetach będą przesadzone, że książka jest przereklamowana, ale nie sądziłam, że aż tak. Nie podobało mi się w niej tak wiele, że już praktycznie rzuciłam ją w kąt i zajęłam się innymi. Z czasem zapomniałam, dlaczego mnie tak irytowała, wróciłam do niej i po kilkunastu stronach rzuciłam na nowo, bo przypomniałam sobie wszystko. Ale… Wciąż chciałam wiedzieć, skąd te wszystkie zachwyty. Tłumaczyłam sobie, że to debiut Autorki, że potem może będzie lepiej. Dobrzy ludzie podpowiedzieli, że będzie, więc brnęłam dalej. Przebrnęłam i nie żałuję, ale nie omieszkam wyjaśnić powodów mojej irytacji pierwszym tomem serii o zabójczyni. A zatem:

!!! SPOJLERY ZE SZKLANEGO TRONU !!!

Pierwszym zgrzytem, który na dobrą sprawę nie minął mi aż do teraz i chyba nie minie wcale, jest sam początek opowieści, zawiązanie akcji w Szklanym tronie. Pomysł, by z ciężkich kopalni wyciągnąć najsłynniejszą zabójczynię w królestwie, zabrać ją do królewskiego pałacu, trenować przez kilka miesięcy i pozwolić jej bić się z innymi kryminalistami, by ostatecznie mogła służyć jako Królewska Obrończyni (a de facto Zabójczyni), wydaje mi się co najmniej nierozsądny. A po prawdzie to kretyński. I nieważne, że dziewczyna dostała wybór – służy królowi, albo wraca do kopalni. Nieważne, że obiecano jej zapłatę za służbę i wolność po czterech latach. Przyprowadzenie zabójczyni na zamek, po którym mogła sobie całkiem swobodnie wędrować, nie było ani trochę rozsądne. I chyba właśnie przez to nie potrafię, po prostu nie potrafię poczuć tego, że rzeczony król jest najstraszniejszym, najbardziej przebiegłym i potwornym człowiekiem na świecie. No nie. Przez ten głupi błąd jest tylko opętanym żądzą władzy człowieczkiem, ale nie wzbudza we mnie większych emocji.

To powiedziawszy, wszystko powyższe mogłabym spokojnie zignorować, gdybym dostała coś świetnego w zamian. Coś ciekawego, porywającego, jak wciągająca fabuła czy oryginalne postacie. Taaak… W Szklanym tronie tego nie ma.

Oczywiście fabuła jakaś tam jest. Celaena chodzi na treningi, bije się z innymi uczestnikami konkursu na Królewskiego Zbója, pląta się po zamku i natyka się na wskazówki, że gdzieś w okolicy drzemie Potworne Zło, które może zniszczyć świat. W przerwach pomiędzy powyższym przebiera się w różne sukienki i nie może wybrać między księciem a kapitanem gwardii.

Poważnie, to był doskonały przykład na źle zrobiony trójkąt miłosny. Celaena autentycznie zapominała o jednym gachu, gdy była z drugim i odwrotnie. Jak ja mam w to uwierzyć? Nie potrafiłam, więc dziewczyna głównie przez to wiele straciła w moich oczach. A także przez to, że ta osławiona „najskuteczniejsza zabójczyni królestwa” nie zachowywała się tak, jak by to sugerował jej tytuł. I nie chodzi mi nawet o to przebieranie w sukienkach, bo w porządku, jest dziewczyną, ma te osiemnaście lat, całe życie jej tego odmawiali, to teraz niech sobie poużywa. Ale ta fenomenalnie wyszkolona maszyna do zabijania, która z trudem przetrwała rok w ciężkiej kopalni (gdzie zresztą przeprowadziła dość pokaźną rzeź strażników), obecnie przebywająca w zamku, w którym grasuje brutalny morderca uczestników turnieju, pewnego świątecznego poranka widzi na swoim łóżku worek pełen słodyczy… i bez namysłu zaczyna się nimi opychać.
Nie, nie przekonuje mnie tłumaczenie, że w każdym z nas jest dziecko, które chce dostać cukierki na święta. Kilka dni wcześniej Celaena zmywała magiczne znaki, które ktoś narysował kredą pod jej łóżkiem. W jej sypialni. Znaki, które są zakazane, bo calutka magia została wyjęta spod prawa przez króla. Więc tak, wiarygodność postaci zabójczyni mocno mi podupadła.

Postacie poboczne niestety nie były lepsze. Straszny król nie wzbudzał strachu, obłędnie przystojny książę był rozpieszczonym dzieciakiem, a surowy kapitan gwardii był dość nijaki (dopiero pod sam koniec troszkę się rozkręcił). Dialogi pomiędzy Celaeną a jej dwoma wybrankami wywoływały ból zębów, bo przez znakomitą większość książki trzymały poziom rozmowy obrażonych na cały świat 15-latków. Tak, pamiętam, że Celaena ma 18 lat, książę 19, a kapitan tylko o parę więcej (swoją drogą – jakim cudem w tym wieku został kapitanem królewskiej gwardii? Tego też kompletnie nie kupuję, tym bardziej, że średnio dobrze wypełniał swoje zadania). Ale nawet z tą świadomością dialogi były po prostu żenująco słabe.

Podsumowując: fabuła taka sobie, postacie nudne lub irytujące, styl opowiadania nie porywał, dialogi wołały o pomstę do nieba… Więc co takiego ma w sobie Szklany tron? Ano ma potencjał na bycie słabym początkiem ciekawej serii. Gdyby tylko Autorka się rozkręciła, gdyby przyłożyła się do kreowania postaci, gdyby pisała trochę lepsze dialogi, gdyby pozwoliła swojej zabójczyni się wykazać – wtedy mogłoby być naprawdę nieźle.

I tym sposobem płynnie przechodzimy do drugiej części recenzji, czyli do wyjaśnienia, dlaczego warto było przebrnąć przez Szklany tron, a moi dobrzy ludzie mieli rację 🙂

!!! SPOJLERY Z KORONY W MROKU !!!

Celaena oczywiście wygrała turniej, została Królewskim Zbójem i… od razu zaczyna pogrywać po swojemu. Zleceń króla nie wypełnia, swoje cele wysyła na wieczne wygnanie, a królowi podrzuca na wpół zgnite trupy przekonując, że to dokładnie ci, których miała zabić. Nie jest to specjalnie zabójcze, ale w porządku, dziewczyna ma tupet, plus dla niej. Fajnie, że nie pozwala zrobić z siebie marionetki. Oby tak dalej.

Płynie sobie to „dalej” dość spokojnie, Celaena śledzi gościa, którego w ciągu miesiąca ma zabić, a przy okazji odnajduje coraz bardziej paskudne i magiczne rzeczy w zamku. Rzuciła księcia, zajęła się na poważnie kapitanem (który w końcu stał się interesujący). Jest nieźle, nawet jeśli najbardziej interesującą postacią okazuje się być magiczna, gadająca kołatka do drzwi…

A potem wszystko tak pięknie trafia szlag. O tak, na tę scenę czekałam… Bo oto źli ludzie porwali kapitana i kazali zabójczyni grzecznie po niego przyjść. Grzecznie. Zabójczyni. Och, jaka to była ładna masakra… Celaena weszła w tryb zimnej, zabójczej furii, bo ktoś ośmielił się tknąć jej chłopaka, za co ów ktoś musiał zapłacić krwią. I dopiero teraz uwierzyłam, że Celaena jest tym, za kogo się podaje.
A to nawet nie był koniec sceny! Bo tuż bo masakrze okazało się, że przyjaciółka naszej zabójczyni, dobra i mądra księżniczka z sąsiedniego królestwa, najprawdopodobniej jest właśnie mordowana. Co więcej, ukochany Celaeny wiedział o groźbach, anonimowo rzucanych w stronę księżniczki, ale nie powiedział o niej żadnej z dziewczyn. Więc gdy Celaena widzi zmasakrowane ciało przyjaciółki, wpada w kompletnego berserka i prawie zabija swojego kapitana za tę okrutną zdradę.

Ooooch, jak mi się to podobało! Kapitan dostał za swoje, bo choć wciąż go lubię, to ani trochę nie dziwię się Celaenie, że poczuła się zdradzona. A ta masakra, którą przeprowadziła… Tego między innymi oczekiwałam, gdy sięgałam po książkę o zabójczyni. W końcu zaczęło się coś dziać, w końcu pojawiły się porządne emocje… I mam coraz większe wrażenie, że trójkącik miłosny pójdzie się bujać, bo ani książę, ani kapitan nie poradzą sobie z Celaeną. Nie poradzą sobie z tym wszystkim, czym ona jest – dziewczyną, która lubi czytać książki, ale też zabija ludzi. A to z kolei przedstawia potencjał na kolejne części…

I choć wreszcie dostałam to, czego chciałam, czyli konkretne postacie, krwawe akcje, ładnie przeprowadzone dramaty, całkiem znośną fabułę, to mój główny zachwyt leży gdzie indziej. Otóż im dalej w las, tym wyraźniej widać, że Celaena nie jest tylko jakąś tam dziewczyną, którą ktoś doskonale wyszkolił. W drugiej części Korony w mroku okazuje się, że dziewczyna jest Fae – nieśmiertelną, magiczną istotą, która zostałaby w mgnieniu oka zamordowana, gdyby król się o tym dowiedział. Ale ponieważ ów król zniszczył ten rodzaj magii, to dziewczyna może sobie w miarę bezpiecznie pomykać po jego zamku, nie zdradzając swojej magicznej natury. Nie jest to może specjalnym zaskoczeniem, ale dodatkowo pod sam koniec książki wychodzi na jaw, że Celaena jest również jedyną dziedziczką tronu innego królestwa. Postacią, której potrzebują rebelianci, by rozpocząć rewolucję i zdetronizować złego króla. Gdyby tylko się ujawniła, mogłaby ich poprowadzić ku wolności.

Czym ja się zachwycam? Przecież to chwyt stary jak świat. Oto niemal zupełnie zwyczajna dziewczyna okazuje się być Tą Wybraną, która może zbawić cały świat. Teraz na pewno czeka nas przynajmniej pół książki jej rozważań o tym, że to na pewno pomyłka, że ona nie może być Wybraną, że komuś się coś pomyliło…
Otóż nie. Celaena o tym wszystkim wiedziała. Od samego początku. Przez calutkie dwie książki Autorka nie zdradziła, że nasza główna bohaterka doskonale wie, kim naprawdę jest. Ba, gdy wypłynęło imię owej zaginionej następczyni tronu, Celaena skomentowała to jedynie myślą, że „przecież ona nie żyje, na co ci rebelianci liczą?”. Oczywiście wtedy już można było się domyślać, kto jest kim, ale nie domyśliłam się, że najbardziej zainteresowana osoba już o tym wie.

Za wykręcenie mi takiego numeru – chapeau bas, Autorko, chapeau bas. Będąc w posiadaniu tej wiedzy niektóre z wcześniejszych zachowań Celaeny nabierają sensu. Niektóre, podkreślam. Wciąż uważam Szklany tron za słabiutką powieść, ale Korona w mroku zostawiła mnie na pozytywnym książkowym kacu, więc zaraz odpalam Dziedzictwo ognia. Tumblr w tej chwili kompletnie oszalał na punkcie Queen of Shadows – czwartej części serii, która miała premierę ledwie kilka dni temu, a te kilka spojlerów, przed którymi się nie uchroniłam, zapowiada, że faktycznie z książki na książkę będzie lepiej. Zaraz to sprawdzę, ale jeszcze podziękuję tym, którzy przetrwali cały ten mój długaśny monolog 😉 Zapraszam do komentowania, chętnie obgadam te dwa tytuły szczegółowo!

Sarah J. Maas, seria Szklany tron:
I. Szklany tron (Throne of Glass) 2012 / PL 2013
II. Korona w mroku (Crown of Midnight) – 2013 / PL 2014
III. Dziedzictwo ognia (Heir of Fire) – 2014 / PL 2015
IV. Królowa cieni (Queen of Shadows) – 2015 / PL 2016
V. Imperium burz (Empire of Storms) – 2016 / PL 2017
VI. Wieża świtu (Tower of Dawn) – 2017 / PL w opracowaniu
+ prequel w postaci pięciu opowiadań (bardzo polecam od nich zacząć!)

W Polsce te książki ukazały się dzięki wydawnictwu Uroboros. Seria na Lubimy Czytać oraz na Goodreads.

6 Replies to “Szklany Tron + Korona w mroku – Sarah J. Maas (SPOJLERY)”

  1. Ja przez pół Szklanego tronu byłam przekonana, że to nie jest prawdziwa Caelena, tylko udająca ją dziewczyna, która w ten sposób wyrwała się z kopalni. Albo w królestwie zabójcy stoją na naprawdę niskim poziomie, skoro dość bezmyślna i niezbyt rozgarnięta dziewczyna była w elicie (tak, wiem, jestem wredna, ale intryga czasami jest bardzo grubymi nićmi szyta).
    Ale jak Autorka w drugiej połowie Korony odpaliła fajerwerki, to poczulam, że warto było się męczyć z tymi dzieciakami. Tylko swoją drogą, rozumiem czemu Chaol milczał. Akurat podejrzewanie króla o takie gierki było na miejscu.
    I też czekam na kolejny tom.

    1. To by dopiero był przedni troll – gdyby Twoja teoria z podszywającą się pod Celaenę dziewczyną się sprawdziła 😉

      Wybór Chaola, by milczeć, troszkę też rozumiem, poza tym gdyby nie jego milczenie, to nie byłoby dramy, więc nie mam co narzekać ^^ Ale z drugiej strony jestem ciekawa, co by Celaena zrobiła, gdyby się dowiedziała odpowiednio wcześnie… Cóż, podejrzewam, że ktoś już o tym napisał fanfika xD

      PS. Internety to potwornie niebezpieczne miejsce dla kogoś, kto jest w połowie serii, a najnowszy tom właśnie się ukazał. Oczywiście zaspojlowałam sobie już „Queen of Shadows” w jednej kwestii… Ale akurat ten spojler sprawił, że tym bardziej chcę się brać za czytanie. Tylko jak to zrobię, to wiem, że trzy / cztery popołudnia będę wyjęta z życia, więc czekam na weekend 😉

  2. „nieśmiertelną, magiczną istotą, która zostałaby w mgnieniu oka zamordowana”

    Jak można zamordować NIEŚMIERTELNĄ istotę?

    1. Na wiele różnych sposobów, w zależności od tego, co działa akurat na daną istotę. Zazwyczaj dekapitacja załatwia sprawę.

  3. Ja do twórczości SJ Maas przekonałam się dopiero po skończeniu „Dziedzictwa ognia” i przeczytaniu później jeszcze „A court of thorns and roses”, które po PL ma wyjść bodajże w tym roku. Przybijam mocną piątkę za dobrnięcie do końca „Szklanego tronu” i potem postanowienie kontynuowania serii. Ja miałam tego nie robić, ale przekonała mnie przyjaciółka. I teraz jestem jej wdzięczna, bo „Dziedzictwo…” naprawdę fajnie się czyta a Queen of Shadows wbija w fotel! 😀

    Myślę, że pewnym problemem był tutaj też sam warsztat Maas. Niby „Szklany tron” miał jakąś fabułę – ale serio – nie byłam zainteresowana jak ten cały turniej się potoczy i czy Celaena wygra (chociaż podejrzewałam, że wygra). Plus, po przeczytaniu czterech pierwszych części wyraźnie widać też, że autorka strasznie się miota. Jakby na początku założyła sobie, że wątek pójdzie w tę i w tę stronę, a jednak prowadzi go w inną. Najlepiej widać to w samym wątku romantycznym. Nazywam to Przypadkiem Chaola. Nie wiem czy już czytałaś QoS, więc nie piszę o co dokładnie chodzi, ale jeśli jesteś po lekturze 4. części, to jestem pewna, że zauważyłaś, co SJ Maas zrobiła z tym bohaterem. Aż mi go szkoda.

    1. Tak tak, poproszę bez spojlerów, bo jeszcze nie czytałam kolejnych części. A że właśnie mam kaca książkowego po „Z mgły zrodzonym”, to nie wiem, kiedy do nich dotrę xD

      W każdym razie zgadzam się z tym przekonywaniem przez przyjaciół do przebrnięcia przez „Szklany tron” 😉 To był jeden z tych niewielu momentów, w których spojlery okazały się przydatne. Co nieco o QoS też już słyszałam i jestem tym zaintrygowana, więc pewnie w końcu to sprawdzę.

      Btw, Chaol bardzo fajny, ale nie dla tej panny… przynajmniej tak uważam po dwóch częściach, zobaczymy co będzie dalej ^^

      A „Court of thorns…” też czytałam 😀 I to jeszcze przed „Szklanym…”, więc sama rozumiesz, że po ACoTaR wrócić do „Szklanego…” było ciężko 😛 I po tym, co mówisz, jakoś mniej mam ochotę czytać te cztery opowiadania poprzedzające… Nie wyglądają szalenie ciekawie, a skoro nie ma w nich Chaola, to co ja się będę męczyć xD

Dodaj komentarz