Po seansie rzekłam do męża swego: gdyby ten film był kocykiem, to bym się w nim tarzała z radości. Oczywiście o ile produkują kocyki w deseń wybuchów i rozbryzgów krwi, okraszonych testosteronem, błyszczącymi od potu mięśniami i zasmażką. Z odrobineczką brytyjskiego akcentu, jak wisienką na wielkim, wybuchowym torcie.