Z sitcomami amerykańskimi jest jak z fasolkami wszystkich smaków rodem z Harrego Pottera – owszem, trafiają się smaki nieprzeciętne, ale zdecydowana większość jest co najmniej niezjadliwa. Kolejne serialiki przynoszą kolejne woreczki fasolek, a ja marzyłam o takim, w którym może nie tyle trafię na same smakołyki, co nie nadzieję się na woskowinę z ucha.