Po seansie rzekłam do męża swego: gdyby ten film był kocykiem, to bym się w nim tarzała z radości. Oczywiście o ile produkują kocyki w deseń wybuchów i rozbryzgów krwi, okraszonych testosteronem, błyszczącymi od potu mięśniami i zasmażką. Z odrobineczką brytyjskiego akcentu, jak wisienką na wielkim, wybuchowym torcie.
testosteron
Banita – Jacek Komuda
Raz rzuciłam nią o ścianę. Z pięć razy życzyłam bohaterom, żeby spotkały ich brzydkie rzeczy. Syczałam na „tego złego” jak stado żmij. Po przeczytaniu chodziłam jak nakręcona po pokoju, mamrocząc niepochlebne epitety, z dzikim zamiarem rzucenia się do gardła Bogu ducha winnego człowieka, który mi książeczkę do recenzji przysłał. I nagle mnie tknęło – to […]