Cowboy Bebop (anime) – Urok Klasyki

W 1998 roku japońska młodzież zasiadła przed telewizorem i zobaczyła serię Cowboy Bebop. A właściwie jedynie 12 z 26 odcinków, gdyż serial uznano za… zbyt brutalny. Teraz uśmiechamy się pod nosem, bo widok przestrzelonych ciał, smug krwi na ścianach i sceny walki są na porządku dziennym, nawet w świecie animacji dla dzieci. Jednak brutalność w „Bebopie” ma inny wymiar – jest prawdziwa. Jest doskonałym dowodem na to, że przemoc nie musi być dosłowna i ohydna, żeby budzić zgrozę. Poza tym, gdyby jej nie było, o ileż płytsza byłaby opowieść o samotności Gwiezdnych Kowbojów?

Koneser kina i dobrej muzyki od razu zauważy, że Shinichirou Watanabe, reżyser, wręcz wytarzał się w gatunkach filmowych, obficie podlewając jazzem, bluesem, rockiem… co tam chcecie. Dzięki wirtuozerii kompozytorki Yoko Kanno (znanej z uwielbienia dla Orkiestry Filharmonii Narodowej w Warszawie) oraz zespołowi The Seatbelts, stworzonemu specjalnie na tę okazję, wzbijamy się w ciemne niebo przestrzeni kosmicznej. W tygielku bulgoce wesoło noir, western, kryminał miejski, komedia, dramat, filmy akcji, a my mamy ucztę życia.

Bebopowy standard: nagroda za gościa: 10 000. Straty i szkody do pokrycia: 50 000

Zdawało by się, że takie przedziwne gumbo gatunkowe powinno przyprawić o mdłości i rozwalić na kawałki przy pierwszej lepszej okazji, jednak, o dziwo, historia o kosmicznych łowcach nagród, którzy ścigają przestępców na wzór łowców z Dzikiego Zachodu, kupy się trzyma i ma się z odcinka na odcinek coraz lepiej. Wszystko to za sprawą świetnych postaci, którym głosów użyczają prawdziwe tuzy japońskiego dubbingu. Dodajmy do tego powalającą, dynamiczną animację i możemy spokojnie zapomnieć o całym świecie.

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=nPbBhvv6GI8] (piosenka z anime, teledysk wydaje się zdradzać dużo, ale wiecie mi – nie mówi NIC)

No dobra, przystopujmy zachwyt, wypadało by troszki o fabule, prawda? Anime składa się z kilkunastu historii, luźno ze sobą powiązanych, o mniejszym lub większym stopniu powagi. Kosmiczna załoga „Kowboja Bebopa” to Spike, Jet, Faye, Ed i Ein, który jest psem, ale rozumu ma najwięcej ze wszystkich. Kolejna głupiutka opowieść o drużynie nieustannie ładującej się w tarapaty? Fakt, po odcinku z halucynogennymi grzybkami czy ze stworem z lodówki można by stwierdzić, że boki zrywać, ale w międzyczasie pada wiele gorzkich słów, rozdrapane są stare rany, trzeba podjąć decyzje, które niekoniecznie są dobre, ale czasem nie można inaczej.

Grzybki-halucynki czyli Edzia na zakupach

Zadanie załogi jest banalnie proste – znaleźć, złapać i dostarczyć przestępcę. Jest to okazją do odcinków pełnych pogoni, walk na pięści i kopniaki, strzelanin, wybuchów i krwi. O tak, na wypadek, gdyby widz zapomniał, że świat nie jest miły i zabawny. Nastrój niejednokrotnie pachnie barami dla samotnych, gdzie gromadzą się ludzie chcący zapomnieć, czasami aż się prosi, żeby powiedzieć „Zagraj to jeszcze raz, Sam”. Dobra muzyka, dobry alkohol i melancholia pustych ulic. Można tylko dzielnie podążać w stronę zachodzącego słońca.

Znacie archetyp samotnego rewolwerowca, który dopiero nad ranem, wpatrzony w szarówkę za oknem, bąknie coś o straconej miłości? Taki właśnie jest Spike. Wiecie, mężczyzna, który spali do gołej ziemi miasto, które zabrało mu ukochaną, a potem odjedzie w dal nie odwracając się w stronę wybuchów za plecami. Szalony, nieodpowiedzialny, lekkomyślny, ot, dziki kocur, który odchodzi i wraca, marzący o miejscu, które nazwałby domem. Jeden z tych, którym papieroch zwisający z ust dodaje seksapilu skoncentrowanych 10 Seanów Connerych (lekko sponiewieranych i ciągle seksownych). Chudy, pająkowaty, niepozorny. Wiecie, ten typ, co przyciąga damy w opałach, odziane w drogie, obcisłe czerwone suknie.

No dobra, przyznaję, tu wygląda trochę jak kretyn

Pozostali bohaterowie też niczego sobie – seksowna Faye z niebotyczną hipoteką, Edzia o płci nieokreślonej (wierzymy jej na słowo, że jest dziewczynką), Jet ze swoją policyjną przeszłością i Ein, który zwiał z tajnego laboratorium. Każde z nich ma historię do opowiedzenia, coś, o czym najlepiej mówić zza papierosowego dymu, z jazzem łaszącym się do stóp. Przeszlość, która dopomina się swoich praw, wisząca cieniem nad bohaterami. Ale jeśli się bawić, to na całego, jakby juta miało nie być! W końcu ranek zawsze jest mądrzejszy od wieczora…

Jestem prawie pewna, że Faye Edzię zabije, kiedy się obudzi…

Seria do dziś dnia jest niezwykle popularna, doczekała się dodatkowych opowieści mangowych i filmu, który opowiada historię gdzieś ze środka serii. Studio twardo trzyma się zasady, że nie będzie odcinać kolejnych kuponów, więc nie wypuści nic nowego, choć fani wyją z tęsknoty po nocach. Co sprawia, że historia kosmicznych kowbojów zapada w pamięć i jest do dziś jedną z najlepiej opowiedzianych historii? Po pierwsze – nastrój, ale o tym już pisałam. Po drugie – muzyka, ale o tym też było. Po trzecie – bohaterowie, ale to już też wspominałam. Po czwarte – zakończenie.

Ale to musicie sami zobaczyć. See you, space cowboy!

Cowboy Bebop, 1998
liczba epizodów: 26
Cowboy Bebop: Knockin’ on Heaven’s Door (film), 2001
reż. Shinichirou Watanabe
muzyka: Yôko Kanno
głosy: Megumi Hayashibara, Unshô Ishizuka, Kôichi Yamadera, Norio Wakamoto

4 Replies to “Cowboy Bebop (anime) – Urok Klasyki”

  1. Normalnie Szyszuniu nie masz pojęcia jak mnie dopieszczasz tymi klasykami 😀 najpierw Trigun, teraz Bebop *__* co jeszcze odkopiesz, żeby mi się łezka w oku zakręciła? Nooo? Czekam z niecierpliwością. A w sekrecie zdradzę, że odcinek z grzybkami-halucynkami to mój ulubiony. Zwłaszcza scena pływania w kibelku ^__^ spłakałam się na niej jak norka i do tej pory mi się gęba śmieje jak wspomnę. Buziole :*** (BTW mojej mangi wciąż nie ma 🙁 heh)

    1. ua, to niedobrze, niedobrze, powinna już być, jakby co, to wyślę Ci coś innego – mogło być tak, że baba nie usłyszała, że priorytet >.< – jeśli nie dojdzie do środy, to wysyłam coś innego i już.

      a odkopać to ja mogę całe stosy rzeczy 😛 w końcu jestem starą animówą, ktora GITSa oglądała na vhs-ie 🙂

  2. Oooo, napisz proszę o Escaflowne, pliz, plizzz, plizzzz..! 😀

    1. pewnie napiszę, w końcu to były naprawdę dwie niesamowite noce z Foką… i Ostatnią Jednoroginią, o ile dobrze pamiętam 😀

Dodaj komentarz