Przedwczoraj przeprowadziłam na fanpejdżu małe badanie, które miało na celu podpowiedzieć mi, czy po kilku rozdziałach kontynuować przygodę z Czerwoną królową Victorii Aveyard. Wynik widzicie w tytule notki, a poniżej króciutka recenzja tego, co zdążyłam przeczytać.
Tumblr ostatnio niemal ociekał kolejnymi zdjęciami z okładką Czerwonej królowej w roli głównej. I nie ma w tym nic dziwnego, bo okładka jest świetna i bardzo fotogeniczna. Ale za zdjęciami szły też kolejne pochwalne opinie obiecujące, że to fantastyczne czytadło, że taki fajny świat, że tacy prawie X-meni, że… No dobra, większości nie pamiętam, ci X-meni najbardziej utkwili mi w pamięci. I to, że mają srebrną krew – co odróżnia ich od „zwykłych”, czerwonokrwistych ludzi. To, i ich super moce, oczywiście.
Mając to wszystko w pamięci i książkę na czytniku, wtorkowego wieczoru zasiadłam do lektury. I wtedy pojawiły się problemy…
Problem pierwszy – główna bohaterka
Właściwie już w tym momencie powinnam wiedzieć, że nic z tego nie będzie. Dziewczyna, która sama o sobie mówi, że nie dostała się do szkoły, bo umie tylko kraść, poza tym robi to w ramach buntu… Jakoś mnie ten bunt nie przekonał zupełnie. Podobnie jak tłumaczenia dziewczyny.
Problem drugi – Igrzyska śmierci już czytałam
Główna bohaterka buntuje się przeciwko Systemowi, ma też bardzo niewinną siostrzyczkę oraz przyjaciela z dzieciństwa, z którym zresztą się buntuje. Brzmi znajomo? Mare to taka niezbyt udana kopia Katniss. „Niezbyt udana”, bo Katniss równo kopała tyłki, a Mare… cóż… Obstawiam, że w dalszej części książki też coś będzie kopać, bo przecież ma mieć jakieś Super Moce, przez co stanie się Zagrożeniem dla Srebrnych. Tia… Za mało.
(Okej, doczytałam, że dziewczę będzie miotało piorunami. Tym bardziej mi źle, bo uwielbiam miotanie piorunami…)
Problem trzeci (i decydujący) – nachalna łopatologia
Czerwoni są dobrzy, Srebrni są źli – ten koncept można załapać już po pierwszych zdaniach powieści. Najwyraźniej jednak Autorka uznała, że to za mało, w związku z czym po tych paru rozdziałach, jakie przeczytałam, zęby już bolały od ciągłego powtarzania tego samego. Ci wstrętni Srebrni. Jak oni mogą. Łażą sobie, nic nie robią, a my tu harujemy. Oni są tacy piękni, a my tacy powyginani od ciężkiej pracy. Oni mają moce, a my mamy zapalenie płuc. Oni mają uzdrowicieli, a my możemy sobie zdychać. Oni urządzają pokazy walk, my idziemy za nich ginąć na wojnę. Oni mają swoje piękne pałace, a my drewniane domki na palach. Oni mogą nas zabić, my im nie możemy nic zrobić. Oni są źli, my dobrzy…
Słowo honoru, to wszystko było w pierwszych paru rozdziałach, przedstawione w formie obserwacji albo monologów wewnętrznych Mare. I o ile poprzednie dwa problemy byłabym w stanie zignorować na tyle, by dać szansę jeszcze kilku rozdziałom, tak tego już nie. Więc po obejrzeniu z polecenia recenzji Więcej Książków, w której to zostałam uświadomiona, że ta łopatologia nie mija, a wręcz się nasila, podziękowałam za lekturę.
I to tyle w temacie mojej przygody z Czerwoną królową. Jeśli macie ochotę również sobie popsioczyć, to zapraszam do komentowania. Możecie rzucać spojlerami, tylko uprzedźcie innych komentujących zaczynając od napisania SPOJLERY. Ja sobie je chętnie poczytam 😉 Zwłaszcza, że tam podobno jest Wielki Plot-Twist, Którego Nikt Się Nie Spodziewał!
PS. Napisałam to wszystko, poszłam szukać obrazków na Tumblrze… i znowu mam wątpliwości, bo obrazki takie ładne… I cytaty fajne… Aaaarghhh!
Victoria Aveyard – Czerwona Królowa (pierwszy tom serii), Wydawnictwo Moondrive / Otwarte, 2015
założę się o milion złotych, że Wielki Plot-Twist to: a wiecie, ci Srebrni jednak są dobrzy, a ja tego nie zauważyłam, bo jestem typową nastolatką.
Wiesz, to naprawdę byłby Plot Twist 😛 Ten tutaj jest o wiele bardziej… hmm… oczywisty. Znaczy nie wiem, jak ładnie Autorka zwodziła czytelników, zanim walnęła, ale sam pomysł jest daleki od bycia nowym.
Co masz do piorunów? Pioruny są fajne XD W thorze i Avendrzersach miotają piorunami, w Kronikach Żelaznego Druida to samo, z tym, że Thor zamienia się w przypakowanego kozojebcę i dodatkowo mamy Peruna. Przyznaj się, zazdrościsz jej tych przyszłych piorunów! Kiedyś oglądałam jakiś film dla młodzieży… cośtam władca piorunów. Nikomu się film nie podobał, a ja się dobrze bawiłam, bo przypomniał mi się serial młody Hercules XD
Czuj, idziesz sobie, napotykasz taką laskę (przecudnej urody, elokwentną, miłą, mądrą i pierdzącą tęczą) w Poznaniu, co się odczepić nie chce. Zamiast wdawać się w dyskusje, ze musisz oddychać, ze trochę czujesz się przytłoczona – JEB, walisz piorunem i po kłopocie! Ja pitole, chciałabym władać piorunami… może Thor zwróciłby na mnie uwagę, a dokładnie jego klata… i młot (jesli wiesz co mam na myśli z młotem) XD
Pomyślcie może nad zainstalowaniem Disqusa… to by znacznie ułatwiło prześladowanie Was.
W kwestii Disqusa obaczam, co da się zrobić 🙂
Przepraszam za wcinanie w dialog, ale jeśli uda Ci sie ustalić, jak zrobić by Disqus działał na wordpress.com, podzieli się proszę. Chciałam się przenieść, ale bez Disqusa nie idę, a chyba się nie da.
Teoretycznie się da, ale poczytałam komentarze i nie są zbyt przychylne, pojawia się sporo błędów (Disqus zawieszał bloga, oznaczał komentarze jako spam, spowalniał mocno stronę). Ale jak się zdecyduję próbować to ogarnąć, to dam znać 🙂
Kiedy ja właśnie kocham pioruny! 😀 Myślisz, że który X-men jest moim ulubionym (pomijając Wolverina, w którym się można tarzać)? No przecież, że Storm! I oczywiście, że im wszystkim tych piorunów zazdroszczę… Stąd moja frustracja, bo o dziewczynie z piorunami bym sobie poczytała, ale wiem, że po drodze będę się wściekać na sposób opowiadania (patrz: nachalna łopatologia).
A że Peruna uwielbiam, to już mówiłam, chyba nawet Kevinowi xD
Taaak, takie miotanie byłoby niezwykle przydatne… Na przykład na zatłoczonej ulicy, kiedy się spieszysz… Hyhyyy…
I tak, młot Thora… :3
A się by iskrzyło! niemal jak przy spawaniu XD
Jednak jest coś gorszego od tego co tu napisałaś. Nie ma tam poczucia humoru. Nie ma dla mnie nic gorszego, niż brak poczucia humoru. Wiadomo, że humor nie zawsze jest odpowiedni do jakiejś książki, czasami dodanie humoru byłoby wręcz ciosem poniżej pasa. Jednak w tego typu pozycji, wymagany jest dla mnie humor. No nie taki, że włącza Ci się co chwilę tryb upośledzonej foki, ale od czasu do czasu, usta powinny lekko drgać jakby szykowały się do uśmiechu.
Ooo, słuszna uwaga… Rozbestwiły nas te Kroniki żelaznego druida, co? Choć im jednak trochę nie po drodze z YA 😉
Polecam serię Lux (Obsydian, Onyks, Opal), znajdziesz tam takie perełki jak
„Zapach sztucznej choinki wypełnił salon. Świąteczny nastrój obudził się we mnie jak drzemiący gigant.”
Ta książka jest tak debilna, że aż piękna XD Nie wiem co ma w sobie ta książka, ale inne tego typu „dzieła” porzucałam po kilkudziesięciu stronach, tu jakoś nie mogłam, bo nie wiem dlaczego, ale bańki szły mi nosem ze smiechu. Ta seria, to tragedia, ale nie mogę się jej oprzeć XD
Aaaa, a ja ją znam! Znaczy nie Lux, ale czytałam inną serię tej Autorki (Covenant). Jeśli się nie mylę, to w PL jej (jeszcze) nie wydali, a szkoda, bo napraaawdę fajna. Właśnie między innymi przez tego typu teksty 😀
Jak obiecasz mi, ze nie przywłaszczysz sobie książki, to mogę Ci przywieźć tom pierwszy XD Ale uprzedzam, to nie są Świeci z Bostonu, to jest raczej… takie disco polo. Żeby się dobrze bawić, musisz mieć dzień/humor itd 🙂
Nie przywłaszczyłabym, bo mi się okładka nie podoba xD A poważnie to dzięki, ale nie – tematyka Obcych mnie niestety odrzuca na tyle, że nie czuję ochoty na tę serię 😉
Okładka jest wyczesana w kosmos. Ona upośledzony ślimak, on słodki laluś XD Czepiasz się! I z tego co pamiętam, to bok książki wygląda jakby kosmos… ale paznokcie przyciąć sobie nie dam 🙂
Upośledzony ślimak mnie zabił, idę do kącika xD
No mi ona przypomina ślimaka, a ze minę ma jakby miała biegunkę, ewentualnie jakby nie rozumiała pytania „jak masz na imię”, no to siłą rzeczy wyszedł upośledzony ślimak XD
Czy jest tu gdzieś emotka oddająca stan tarzania się ze śmiechu w kąciku?
😀
Czyli jednak… niezobowiązujące czytadła są fajne, ale jeśli nie mają do zaoferowania nic poza ładną okładką i łopatologią, to nie ma sensu się męczyć :).
Właśnie… Choć z chęcią się dowiem, co się tam działo, tylko bez konieczności przedzierania się przez ten łopatologiczny język powieści 😉
Dziękuję! W końcu znalazłam kogoś kto ma takie samo zdanie o tej książce. Myślałam, że jest coś ze mną nie tak, tylko dobrego naczytałam się o tej pozycji. „Igrzyska” uwielbiam, podobieństw było zbyt dużo i z wielkim bólem dobrnęłam do strony 70. Dalej nie mogę…
Taaak, łączę się w bólu… Ale też nie ma co się zmuszać, lepiej szukać ciekawszych książek 😉