Harry Angel (1987)

Zaczyna się jak kryminał. Potem przechodzi w kryminał noir. Jeszcze dalej zaczynają się wątki związane z czarną magią, voodoo i mistycyzmem czarnego Nowego Orleanu i Harlemu. Czy można chcieć czegoś więcej?

Chcieć nie musimy, ale i tak dostaniemy: rewelacyjnego Mickey Rourke’a i Roberta De Niro, który pojawia się rzadko, ale bardzo wyraziście. Dodatkowo przysłowiową wisienką na czubku bitej śmietanki jest niepokojąca, mroczna muzyka z poruszającymi solówkami saksofonicznymi. Całość splata się w niezwykle klimatyczny film, który powoli wciąga widza w paszczę niebezpieczeństwa.

Obraz ten jest dość stary, powstał w 1987 roku, a sama akcja toczy się w 1955. Nie uświadczymy tu efektów specjalnych  czy strzelanin, raczej dostaniemy pakiet niedomówień, fragmenty, które bardziej sugerują okropieństwo niż je pokazują w całości. Widz powoli wkręca się w świat bohatera, który poszukuje pewnego człowieka. Ot, prywatny detektyw, łagodny, nieco sponiewierany młody człowiek rozwiązuje sprawę zaginięcia sławnego przed laty piosenkarza.

Wymiętolony Mickey skojarzył mi się z detektywem Coloumbo, takim nieszkodliwym typem o bystrym umyśle. Nie czuje się tu gry – aktor wręcz stał się granym bohaterem, rola wydaje się być stworzona do osoby Rourke’a. Za to de Niro zaskoczył mnie innością odgrywanej postaci (ma niepokojące pazurki!). Pozytywnie zaskoczył, dodam.

Film może się trochę dłużyć z początku, detektyw Angel wydaje się ślamazarny, ot, taki typowy platfus rozwodowy, który niczym Chandlerowski Marlow wpada jak śliwka w kompot, choć sprawa wydaje się być prosta jak drut. Im dalej w las, tym więcej… kurzych łapek. Wiecie, kurczak nie ma łatwego życia, kiedy w okolicy grasuje voodoo. Choć czasem w akcie desperacji rzuca się na biednego detektywa, który najwyraźniej nie darzy pierzastych gdakaczy sympatią.

Mroczny świat obrzędów „kolorowych” mieszkańców miasta, dziwne zwyczaje, do tego specyfika kraju, gdzie mimo „równości wszystkich” osobne są miejsca siedzące dla czarnych i białych obywateli tworzą niesamowity klimat filmu. Dodatkowo bohater, który ma dziwne przebłyski z przeszłości, niepokojące wspomnienia z dużą ilością krwi, tajemniczy pan piosenkarz, ścielące się gęsto trupy – jest to prawdziwa uczta dla wielbicieli kina niekoniecznie okraszonego wybuchami.

Szczerze polecam, szczególnie, że sięgnęłam po niego z głupia frant i wcale nie spodziewałam się po nim czegoś wielkiego, ot, stary film, który trafiłam przypadkiem. Zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona, w dodatku parę razy pod rząd.

I, żeby nie było za poważnie, przytoczę mój dialog z Mirandą odnośnie filmu:
Sz: u! scena erotisze!
Mi:z Rourkiem?! xD
Sz:no

Sz: ma płaską pupę.
Mi:taaak, to jego najbardziej charakterystyczna cecha, co?

Harry Angel (Angel Heart) 1987
reż. Alan Parker
wyst. Mickey Rourke, Robert De Niro
muzyka Trevor Jones

6 Replies to “Harry Angel (1987)”

  1. Muszę obejrzeć, po prostu muszę!

  2. No to mi narobiłaś ochoty na ten film 😉

  3. cała przyjemność po mojej stronie 😀

  4. Muszę to kiedyś obejrzeć, bo książka, na podstawie której film powstał, była całkiem dobra.

  5. Bardzo dobry film. Cieszy mnie, że Szysz nadrabia klasykę 🙂

  6. Jeden z moich ulubionych filmów.

Dodaj komentarz