Kolor Magii (2008)

Pratchett. Na dźwięk tego nazwiska moje małe, spragnione dobrej książki serduszko bije nieco mocniej. I cóż z tego, że przeczytałam raptem trzy jego powieści? Radość moja tym większa, bo wiem, że jeszcze wiele przyjemności przede mną. Teraz jednak nie o książkach Pratchetta mowa, a o filmie, jaki nakręcono na podstawie dwóch z nich. Pozwólcie więc, że zaproszę was na trwającą trzy godziny podróż do Świata Dysku.

Zaczynamy w Ankh-Morpok, największym i najstarszym mieście Dysku. Tutaj w sklepie ze smażoną rybą możecie kupić ziemniaki, a nad wszystkim unosi się niepowtarzalny zapach ścieków. Właśnie do Ankh-Morpok przybywa Dwukwiat – pierwszy turysta Dysku. Jak przystało na turystę, nie rozstaje się z kieszonkowymi rozmówkami, na grzbiecie nosi kwiecistą koszulę, a na głowie kapelusz. Ma też Bagaż – magiczną skrzynię bez dna, z własnym kompletem maleńkich nóżek. Nawet w świecie Dysku słyszano o teorii, według której popyt należy zaspokoić odpowiednią podażą. Skoro znalazł się Turysta, musi się znaleźć także i Przewodnik.

I wiecie co? Znajduje się! Tak! Oto przed wami Rincewind – najbardziej rozchwytywany, najlepszy Przewodnik po Dysku, znający wszystkie zaułki Ankh-Morpok… No dobrze, trochę za bardzo podkolorowałam. Bo widzicie, Rincewind jest magiem. Powinien się zajmować czarowaniem, wyglądaniem dobrze w czerwonych szatach, wygłaszaniem enigmatycznych przemówień. Jest tylko jeden problem. Gdy Rincewind był mały, wpadł do kociołka z magicznymi zaklę… Aaa, wróć, znowu mnie fantazja poniosła. To jeszcze raz: gdy Rincewind był młodszy, niechcący zaanektował sobie jedno z ośmiu najważniejszych Zaklęć. Przez to żadne inne zaklęcie nie chce mu usiedzieć w głowie. Jakim więc magiem jest Rincewind? Ano marnym. I na domiar złego każą mu, pod groźbą tortur, zająć się jakimś przybłędą w kolorowej koszuli, który bez wahania wlezie do kryjówki niebezpiecznego stwora, by móc zrobić mu zdjęcie. Czujecie narastającą frustrację? Jeśli nie, to pozwólcie, że przytoczę dość rozbudowany epitet, jakim Rincewind rzucił w Dwukwiata:

Jeśli totalny chaos jest błyskawicą, to przebywanie w twoim towarzystwie jest jak stanie na wzgórzu podczas burzy, w mokrej, miedzianej zbroi, krzycząc „wszyscy bogowie to idioci!”.

A to jeszcze nie koniec problemów. Przecież w każdej bajce musi być czarny charakter. W tej konkretnej bajce będzie nim Trymon – czarnoksiężnik z ambicjami. Owe ambicje sięgają wysoko, bo aż na szczyt hierarchii Niewidocznego Uniwersytetu. Fakt, iż droga na szczyt musi być usłana paroma trupami, zdaje się w ogóle Trymonowi nie przeszkadzać. I tak, jednym z tych trupów powinien być Rincewind.

Jako rzekłam, film Kolor Magii powstał na kanwie dwóch książek Pratchetta – Koloru Magii właśnie oraz Blasku fantastycznego. Tak się zabawnie składa, że czytałam obie. Oczywiście, można oglądać film bez znajomości pierwowzorów, ale… Ale ileż ja miałam zabawy, oglądając na ekranie to wszystko, o czym czytałam. Dwukwiat, ten uroczo naiwny Dwukwiat, świetnie zagrany przez Seana Astina (tak, proszę państwa, oto Sam, ten od Froda). Sponiewierany i wciąż jakby lekko zagubiony Rincewind (David Jason). Ile wyrazistości nabrał zły i podstępny Trymon, gdy wcielił się w niego absolutnie fantastyczny Tim Curry (ktoś pamięta go jako kardynała Richelieu?). Muszę jeszcze wspomnieć o jednym, epizodycznym smaczku. Otóż przygody bohaterów są dość niebezpieczne, często balansują oni na granicy Śmierci… A Śmierć mówi głosem Christophera Lee. Ba, nie tylko mówi, rzuca ciętymi i zabawnymi uwagami! Drżyjcie, śmiertelnicy!

Właśnie, przygody… Czegóż w tym filmie nie ma? Są potężne Zaklęcia, to już wiecie. Są smoki, trolle, małpy, wojownicy, kapłanki i Bagaż. Skoki z dużych wysokości, (nie tylko) miękkie lądowania, szczęk mieczy, buzująca magia i żywe dialogi. Nie sposób nie zauważyć również pięknych scenerii, w jakich przyszło bohaterom walczyć o życie, swoje i cudze. Fanów prozy Pratchetta chyba nie muszę do tego filmu przekonywać. A wszyscy pozostali, szukający dobrej i inteligentnej rozrywki na niedzielne popołudnie – częstujcie się śmiało. Będzie tego więcej!

Recenzja została napisana dla portalu Oblicza Kultury

25 Replies to “Kolor Magii (2008)”

  1. Genialna, kocham ją! 😛 I autora też 🙂

  2. Film mi się bardzo podobał za to książka ani chu chu:D Ledwo ja przeczytałem:) Turysta rządzi po prostu!:)

    1. A ja najbardziej lubię Bagaż xD

  3. Widziałam dotychczas trzy filmy według Pratchetta. O ile „Kolor magii” zajmuje środkowe miejsce, a ostatnie „Wiedźmikołaj”, to zdecydowane pierwszeństwo przyznaję „Piekłu pocztowemu”. Polecam:)

    1. Przyjmuję, obejrzę wkrótce ^^

  4. No dobra, szybka piłka: jak dostać się do tego filmu? 🙂
    Ce obejrzeć^^

    1. DVD szukaj, niedawno zostało w PL wydane 🙂

  5. Obejrzałem jakieś pół roku temu. Przedtem byłem jako ten niewierny Tomasz – w głowie mi się nie mieściło, żeby ktoś był w mocy należycie zekranizować prozę pana Pratchetta.

    A jednak – film naprawdę fajny, niewywołujący częstego niesmaku typu 'WTF, przecież to w ogóle nie przypomina pierwowzoru’ ani 'gdzie podziała się magia oryginału’, nie popadający w (niezamierzoną, wynikającą z 'żałosności’) śmieszność.

    1. Prawda? Też byłam miło zaskoczona. Przyczepić się mogę jedynie do nieco oldschoolowych efektów specjalnych, ale co ja tam się czepiać będę 😉

  6. A to jak dla mnie zdecydowanie najgorsza ekranizacja Pratchetta daleko w tyle za „Wiedźmikołajem” i jeszcze dalej za „Piekłem pocztowym”. Więc przed Tobą jeszcze mnóstwo dobrej zabawy. 🙂

    1. Z „Wiedźmikołaja” sobie niedługo zrobię powtórkę, a „Piekło…” też już wisi na liście do obejrzenia 🙂

  7. Moim ulubionym filmem jest „Piekło pocztowe”, rewelacja. „Klor magii” też mi się podobał, ale nie aż tak.

    1. Jestem coraz bardziej zaintrygowana tym piekiełkiem… 😉

      1. Tylko najpierw przeczytaj!

  8. Dobra, już dawno miałem chrapkę na te dwie książki, ale teraz ostatecznie MUSZĘ je przeczytać! I to jak najszybciej!

    „(…) częstujcie się śmiało. Będzie tego więcej!” – to znaczy, że kręcą już kolejne ekranizacje?

    1. Są już co najmniej trzy (jeśli nie cztery) ekranizacje, tytuły wyłapiesz po komentarzach 😉

  9. Jak rozumiem, to jest – tak jak „Wiedźmikołaj” – film bodaj BBC?
    Będę szukać DVD, będę. 🙂

  10. O k*rwa. Wybaczcie taki mało subtelny wstęp, ale mnie trafiło normalnie COŚ. Otóż jako fan Pratchetta miałem świadomość istnienia tylko filmów animowanych (takich se, zresztą) i.. nawet nie pomyślałem, żeby poszukać 'normalnych’ ekranizacji. A tu się dowiaduję, że są aż trzy!

    Dzięki za recenzję i – przede wszystkim – za Uświadomienie 🙂

    Poszukam i pooglądam, ale to.. po sesji 😀

    PS. Moim marzeniem byłaby – oddająca klimat oryginału – ekranizacja 'Small Gods’. No i 'Good Omens’ 🙂

    1. Polecam się na zaś 😉 A „Pomniejsze bóstwa” to właśnie trzecia z książek Pratchetta, którą czytałam. Najlepsza z przeczytanych 😀
      PS. Powodzenia z sesją! Moja też jakaś taka podstępna, ale póki co daje się zaliczyć ^^

  11. Ha! Nikt nie wspomniał o „Muzyce duszy”, „Truckers” i „Johnny i śmierć”! 😀
    I – to taki miniserial, 8 odcinków po ok. 25 minut. Animowany!
    W roli głównej oczywiście mój ukochany ŚMIERĆ i jego wnuczka + fantastyczna kapela rockowa 🙂
    II – Świat Dysku, o ile się nie mylę „Straż! Straż!”, ale jeszcze nie ruszyłam, czeka w kolejce (mamy z kumplem kilka Pratchettów do obejrzenia 😉 ).
    III – nie-dyskowy, ale ponoć fajny. Czeka.

    Z książek najbardziej lubię „Morta” (mój egzemplarz jest już tak zmaltretowany, że „pożalsiębożę”), „Carpe Jugulum” i „Zimistrza”. Z postaci zdecydowanie Śmierć (+ Gratis Śmierć Szczurów), Babcię W. oraz Wolnych Ciutludzi (a innym przekładzie Fik Mik Figle).

    Ogólnie kocham Prathcetta za jego dowcip i niebanalne pomysłu typu genealogia znaczka pocztowego 8)

  12. Zapomniałam dodać, że w filmie urzekł mnie najbardziej Conan Barbarzyńca xD
    A zakończenie… przeurocze 🙂

    1. Cohen! Jemu Cohen było! xD
      A o Szczurzej Śmierci jeszcze będzie, już wkrótce…

  13. Ano! Scena w namiocie, w której Cohen tłumaczy dzikusom co jest najważniejsze w życiu jest fachowa (pamiętacie taką scenę w orginale – jak Arnold Gubernator z kamienną twarzą zjada mięso :-).
    W sumie po obejrzeniu tego jedengo filmu nie jestem pewny czy ekranizacje dzieł Pratchetta mają sens. Nie powiem – nie jest to zły film. Nawet ten gej z Władcy Pierścieni dobrze udaje Dwukwiata – najbardziej naiwnego turystę dysku. Tim Curry faktycznie rządzi i dzieli i jest odpowiednio złowieszczy…ale jakoś inaczej to sobie wyobrażałem. Sam Rincewind jakoś mi specjalnie nie podszedł. Wydaje mi się, że żarty w takiej konwencji, w jakiej specjalizuje się Pratchett lepiej sprawdzają się jako słowo pisane. Jest wtedy więcej czasu na ogarnięcie się, opanowanie ataku śmiechu a potem rozważenie sytuacji oraz zadumanie się, że tak naprawdę, to w tym żarciku jest wiele prawdy również o naszym świecie itd. W filmie jeden zarcik przechodzi w drugi, akcja leci dalej (przecież są tylko 2 h na opowiedzenie historii) i nie ma sposobności do refleksji.
    Poza tym wydaje mi się, że miałem już tak utarty obraz wszystkich bohaterów (lektura wielu książek), że żadne przedstawienie mnie nie zadowoli. 🙂 Albo robię się zgryźliwy na starość…
    Zmierzam do tego, że po obejrzeniu tego filmu jakoś nie mogę zdobyć się na włączenie Wiedźmikołaja, który leży i czeka na swoją kolej. Nie wiem czy jest sens i potrzeba.

  14. Jak tylko skończę sesję zabieram się do oglądania 🙂 Bo zapowiada się świetna zabawa 😀 w sam raz na odreagowanie stresu.

Dodaj komentarz