Law Abiding Citizen / Prawo zemsty (2009)

Dla zasady wpisałam polski tytuł, ale pod żadnym pozorem proszę się nim nie przejmować. Sugeruje on, że ten film jest kolejnym z gatunku zabili mu rodzinę, policja ma go gdzieś, musi więc sam wymierzyć sprawiedliwość, nawet za cenę własnego życia (nie musi dać się zabić, żeby stracić życie, jeśli wiecie, co mam na myśli). Z przyjemnością informuję, że tutaj ten schemat nie do końca obowiązuje.

Żeby wytłumaczyć się z tych słów, nakreślę w przybliżeniu fabułę. Postaram się nie zdradzić więcej, niż oficjalny trailer filmu. Początek standardowo brutalny – do domu spokojnego, przestrzegającego prawa obywatela Clyde’a Sheltona wpada dwójka uzbrojonych gości. Na jego oczach zabijają mu żonę i córkę, jego samego raniąc i pozostawiając na śmierć. Clyde jednak przeżywa i zeznaje przeciwko nim. Problem w tym, że nie jest to wystarczający dowód. Prokurator Nick Rice zawiera więc ugodę – jeden z oskarżonych, za cenę zaledwie paroletniej odsiadki, wyda swojego kumpla, tym samym zapewniając mu wyrok śmierci. Co zrozumiałe, Clyde jest daleki od bycia zadowolonym z tego układu, ale Rice obstaje przy swoim.

Mija dziesięć lat, nadchodzi czas wykonania wyroku śmierci poprzez podanie chlorku potasu. Zwykle bezbolesna egzekucja przemienia się jednak w okrutny spektakl. Jasne staje się, że ktoś grzebał przy aparaturze podającej roztwory. Podejrzenie pada na byłego wspólnika oskarżonego, ale ten niedługo potem zostaje znaleziony w paskudnym stanie. Wreszcie błyskotliwy pan prokurator zwraca swoje oczy na Clyde’a. Ten, nie protestując, pozwala się zamknąć w więzieniu. I wtedy zaczyna się robić naprawdę gorąco.

Clyde dobrze wykorzystał te dziesięć lat. To mnóstwo czasu, by przygotować plan mający udowodnić, jak fatalnie działa system wymierzania sprawiedliwości. Nauczony doświadczeniem Clyde proponuje ugodę – swoje przyznanie się do winy w zamian za… drobną przyjemność w więzieniu. A to dopiero początek gry, w którą prokurator Rice będzie musiał grać. Jak mówiłam, dziesięć lat to dużo czasu. Wystarczająco, by nawet zza krat więzienia wyznaczać zasady gry i stanowić bardzo realne zagrożenie dla ludzi zaangażowanych w dochodzenie. Prokurator Rice miota się bezsilnie patrząc, jak Clyde z lekkim uśmiechem na ustach i kajdankami na rękach wykonuje zaplanowane przez siebie wyroki śmierci. Czy uda się go powstrzymać? Tego oczywiście nie zdradzę, sprawdźcie sami.

Fabuła, czy też raczej akcja filmu, to jeden z jego największych atutów. Mamy też tradycyjny pojedynek zły gość kontra dobry gość. Hm, a może dobry gość kontra drugi dobry gość, który miał pecha? Albo dwóch nie do końca dobrych gości… Zwykle łatwo jest stanąć po stronie tego skrzywdzonego ojca i męża, szukającego sprawiedliwości, której na imię Zemsta. Otóż tutaj już tak łatwo nie jest. I tak dochodzimy do kolejnego atutu filmu, jakim są aktorzy – zarówno Jamie Foxx (prokurator Rice) jak i Gerard Butler (Clyde) spisali się świetnie.

Podsumowując, Law Abiding Citizen to kawał dobrego kina akcji. Bez niepotrzebnych, przydługawych rozmów nawracających, a mimo to z wciąż jasnym przekazem. Gra, którą prowadzą Rice i Clyde wciąga, trzymając w napięciu do końca. Polecam przekonać się o tym samemu (film od dzisiaj w polskich kinach).

Dodaj komentarz