Oto kolejna część opowieści o Jakubie Sternie, rzutkim dziennikarzu (a właściwie pismaku) z lwowskiego czasopisma. Nie miałam przyjemności czytać jej poprzedniczki, „Planu Sary”, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało w odbiorze. Ba, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że chętnie po nią sięgnę, gdyż świat „Marionetek” ujął mnie bez reszty.
Przedwojenny Lwów, śpiewny, gwarny i tak zupełnie egzotyczny dla nas, pokolenia, które rzadko kiedy słucha opowieści dziadków. Ja pochodzę z rejonu, w którym praktycznie nie ma Lwowiaków, więc kontakt z tamtymi terenami to zaledwie parę pocztówek, jakiś stary film, album. Nie rozumiałam nigdy polskiego sentymentu do Perły Galicji. Jednak dzięki autorowi byłam w stanie choć trochę się do tego zbliżyć.
Jakub prowadzi kronikę kryminalną, barwnie ubarwiając fakty i zazwyczaj prowadząc śledztwo na własną rękę. Tym razem ofiara jest mu znana – pozbawiony głowy bankier prowadził rachunki jego i jego żony. Trop prowadzi nas na sceny teatru, gdzie królują fascynujące, ale i przerażające zarazem marionetki. Lwów szykuje się na festiwal przedstawień kukiełkowych, a plecak znalezionej figurki skrywa w sobie tajemnicę z przeszłości.
Intryga kryminalna, zawiązana zgrabnie i prowadzona z wyczuciem prowadzi nas w ciasne uliczki, przez zagracone podwórka, na cmentarze, na piętra kamienic. Autor z rozmachem maluje miasto, którego już nie ma, z jego specyficzną strukturą społeczną, delikatnym balansem między zgodą a uprzedzeniami społecznymi, ów specyficzny konglomerat nastrojów, obaw i niepokoju wiszący w powietrzu lata 1938 roku. My, czytelnicy patrzący z perspektywy historii zauważamy pierwsze oznaki nadchodzącego nieszczęścia – jak choćby wizyty niemieckich oficerów SS. Wiemy, że lada moment tego świata już nie będzie i nigdy nie wróci. Tu wielkie ukłony w stronę pana Jaszczuka, że nie popadł w tani sentymentalizm i ani przez chwilę nie uderzył w rzewny ton. Nie, on pozwala nam zauważyć, ale nie mamy czasu się nad tym zastanowić – tak, jak nie zastanawia się bohater.
Właśnie – bohater. Jakub Stern, osobnik dociekliwy i wytrwały, budzi od razu sympatię, choć mógłby się trochę bardziej postarać, jeśli chodzi o życie rodzinne. Cóż jednak zrobić, kiedy mrok i zepsucie są takie pociągające? Jakub przemierza ulice ukochanego miasta rodzinnego i zadaje pytania, puka w drzwi, obserwuje… a my widzimy miasto jego oczami. Pełnymi miłości, akceptującymi wszystkie jego dobre i złe aspekty. Niesamowity świat aktorów i zakurzonych teatralnych desek, świat dozorców, służących i praczek. Świat, gdzie załamanie nerwowe jest czymś wstydliwym i trudnym, ale autor zabiera nas nawet do szpitala psychiatrycznego, pokazując „jak to kiedyś było”. W tej książce dzieje się tak dużo, że nie sposób się oderwać.
Splatają się wątki kryminalne i obyczajowe, śledztwo wchodzi z butami w życie małżeńskie Sterna, a to wszystko z kolei miesza się z jego życiem zawodowym. Bohater stara się, jak może, żonglować wszystkimi piłeczkami, jednak jedna po drugiej upadają mu na ziemię. Wydaje się, że wszyscy zwrócili się przeciw niemu – redaktor naczelny, stary przyjaciel, żona, dzieci, współpracownica, z którą wspólnie rozwiązali poprzednie śledztwo. Jakub jednak się nie poddaje, tylko bez wahania zanurza się w mroku zepsucia.
Kto zabija w tak okrutny, pozbawiony litości sposób? Jaką mroczną tajemnicę skrywają marionetki? Kto stoi za kradzieżą słynnej hinduskiej lalki? Najbardziej podoba mi się to, że śledztwo nie jest jedynie pretekstem do ukazania wspaniałości Lwowa (to był mój główny zarzut wobec serii „Breslau” Krajewskiego). Jest porządnie poprowadzoną historią z rewelacyjnym miastem w tle. Jeszcze raz ukłony wobec autora. Aż mam ochotę dygnąć i zarumienić się jak dobrze wychowana panna…
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i s-ka.
Paweł Jaszczuk, Marionetki
wyd. Prószyński i s-ka, 2012
Mała poprawka – poprzednia część to był „Plan Sary” 🙂
Pozdrawiam!
a widzisz, coś mi się nie zgadzało okiem 😛 dzięki, już poprawiam 😀
A przy okazji polecam, też fajne 🙂