Niezniszczalny / Unbreakable (2000)

Film sprzed ponad dekady, a mimo wszystko potrafi ucieszyć oko. Może dlatego, że opowiada historię prostą jak drut, po której nie spodziewamy się niczego wielkiego… ale mimo wszystko do samego końca ogląda się przyjemnie. Może dlatego, że lubię obu panów, szczególnie występujących razem (to pewnie wina „Szklanej pułapki”).

Żyje sobie taki Bruce Willis, znaczy się David Dunn, jako ochroniarz mający problemy małżeńskie. Sądząc po szybkości, z jaką zdejmuje obrączkę w obecności atrakcyjnej współpasażerki, kłopoty trwają od dość dawna, a jedyne, co zdaje się trzymać parę przy sobie, to syn Joseph, zapatrzony w ojca jak w obrazek. Żyje sobie na pół gwizdka, snując się ze swoją zmęczoną fizjonomią po ekranie, aż pewnego dnia przeżywa katastrofę kolejową. Jako jedyny. Bez śladu zadrapania.

Od tego momentu życie Davida staje się powolnym wychodzeniem ze snu. Dokładnie – powolnym, bo cały film toczy się niespiesznie i bez fajerwerków. Davida odnajduje Elijah Price, czyli Samuel L. Jackson (który jest wiarygodny nawet goniąc gady po samolocie). Elijah cierpi na bardzo rzadką chorobę genetyczną (będę mądra i pochwalę się, że to osteogenesis imperfecta), która sprawia, że jego kości łamią się przy byle urazie. Inne dzieci przezywały go Pan Szkło, wyśmiewając jego ulomność, co sprawiło, że zamknął się w świecie komiksów. Jest fizycznym przeciwieństwem Davida, a jako fanatyczny wielbiciel historyjek obrazkowych wymyśla sobie, że jedyny ocalały jest prototypem superbohatera. Oczywiście nie w formie przejaskrawionej, jaka wyziera z kolorowych kadrów, ale takiej obliczonej na życie codzienne.

Każdy człowiek na miejscu Davida popukał by się w czoło i czym prędzej opuściłby wariata, ale o dziwo – bohater jest lekko zaciekawiony tą kwestią. Dzieje się tak głównie z powodu syna, który bezgranicznie wierzy w to, że jego ojciec jest superbohaterem (a który dziesięciolatek nie?). Stopniowo odkrywamy, że może „coś” w tym jest – choćby to, że David ma w sobie wyjątkową prawość…

Film toczy się powoli, jak już wspomniałam. Nie ma tu zabawnych scenek w stylu „ojej, jestem superbohaterem, nie kontroluję swojej siły”, kiedy bohater niechcący, jednym palcem, rozwala szafkę w pokoju. Nie ma supermocy, latania czy innych cudów, na które wydano grube miliony przy realizacji (a napisy końcowe ekipy od efektów nie stanowią 80% całości). Jest tylko facet, który może jest bardziej wytrzymały od innych i czasem ma swego rodzaju przeczucia. Ale może właśnie o to chodzi? W końcu superbohater to niekoniecznie typ z bielizną na rajstopach.

David wychodzi z letargu, budzi się. I – jak każde przebudzenie z bardzo głębokiego snu – robi to bardzo delikatnie, powoli. Znajduje swoje miejsce, swoje „powołanie” i nagle zaczyna mu się wszystko układać. Nie ma wszechobecnego smutku. Czy i my, kiedy wreszcie znajdziemy się we „właściwym miejscu” nie czujemy się tak samo? Historia wyreżyserowana przez pana Shalaymana (tego od „Szóstego zmysłu… i – niestety – od „Ostatniego władcy wiatru”. Brrr) delikatnie zahacza o świat pozazmysłowy, nie tracąc na wiarygodności. Zakończenie może nie zostawia szczęki na podłodze, ale doskonale wpasowuje się w konwencję komiksu.

Muszę przyznać, że istnieje wiele lepszych filmów, ale ten obejrzałam z niekłamaną przyjemnością, głównie z powodu spokojnego tempa. Ujęła mnie delikatność i spokój, choć zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś oczekuje superbohaterstwa pełną gębą, będzie się czuł zniecierpliwiony. Z kolei widzowie szukający „głębi” psychologicznej będą zażenowani traktowaniem psychiki bohatera po łebkach. Warto jednak po niego sięgnąć choćby dla dobrej gry aktorskiej i całkiem zgrabnego pomysłu.

Niezniszczalny (Unbreakable), 2000
scenariusz i reżyseria: M. Night Shyamalan
wyst. Bruce Willis, Samuel L. Jackson, Robin Wright i inni

One Reply to “Niezniszczalny / Unbreakable (2000)”

  1. Film oglądałem wiele lat temu, jeszcze jako nastolatek. Bardzo mi się podobał, zwłaszcza Samuel L. Jackson w roli „Szkiełka”.

Dodaj komentarz