Noc Teatru Jaracza w Olsztynie 2013 – fotorelacja

Noc Teatru Jaracza

„Teatr chwyta za serce” – takie hasło towarzyszy olsztyńskiemu teatrowi imienia Stefana Jaracza. Brzmi chwytliwie, prawda? Postanowiłam sprawdzić, jak to hasło sprawdza się na żywo. O tym, co widziałam, co przeżyłam, i co naprawdę chwyciło mnie za serce, czytajcie w dalszej części niniejszej fotorelacji 🙂

Mieszkając już szósty rok w Krakowie nie sposób nie zauważyć takich akcji, jak „Noc naukowców”, „Noc muzeów”, czy „Noc teatrów”. Takie imprezy zawsze ściągają tabuny ludzi, którzy zgodnie twierdzą, że eksperymenty, muzea i scena najlepiej wyglądają przy świetle zachodzącego słońca oraz pod gwiazdami. I jakkolwiek sama idea podoba mi się niezmiernie, tak dwugodzinne kolejki po bilety i na wejście skutecznie odstraszały mnie od brania udziału w takich nocach.
Na ratunek mojej spragnionej kulturalnej strawy duszy przyszedł Olsztyn i jego tegoroczna Noc Teatru. Moja olsztyńska autochtonka z szerokim uśmiechem na twarzy kazała mi się ładnie ubrać i przyjeżdżać, bo będzie się działo. I powiem wam, że bardzo szybko na mojej twarzy pojawił się podobny, dziecięco radosny wyszczerz.
Wszystko zaczęło się o 17 od spektaklu „Kajko i Kokosz”, granego już po raz 140 i zarazem ostatni. Były kwiaty, były ciepłe słowa… i były łzy, choć głównie z powodu śmiechu. Sztuka była skierowana wyraźnie do dzieciaków, ale doroślejsza część widowni bawiła się nie mniej doskonale, wyłapując żarty, których malutcy nie mogli zrozumieć.
Spektakl był tą pierwszą teatralną łapką, która nieśmiało sięgnęła po moje serce. Nieśmiało, bo choć na krakowskie noce teatrów się nie załapałam, to na „regularnych” przedstawieniach pojawiałam się nie raz. I jakkolwiek kawalątek mojego serducha będzie zawsze należał do „Hamleta”, „Mayday” czy „Jesienina”, tak osobny kawałeczek dostanie również „Kajko i Kokosz”.
Po zakończonym przedstawieniu wyszedł do nas pan Maciej Mydlak, jeszcze w przebraniu Kokosza, i zaczarował dzieciaki tak, by odważnie odpowiadały na zadawane przez niego pytania. Było warto, bo dobre odpowiedzi nagradzano… rekwizytami, użytymi w przedstawieniu!
Osobiście nic nie wygrałam, bo nie mogłam zostać na konkursie – w tym czasie korytarze teatru zamieniły się bowiem w jedną wielką charakteryzatornię. Do dyspozycji kilkunastu szczęśliwców (w tym mnie!) zostały oddane kostiumy, w jakich grają na co dzień aktorzy teatru. A to był dopiero początek zabawy… Nie wystarczyło się przebrać – trzeba było jeszcze odwiedzić Panią Perukarkę, która w mgnieniu oka zapewniała nam zupełnie nową fryzurę. Tak przygotowani, oddawaliśmy się w ręce studentów, którzy, uzbrojeni w podkłady, kredki, tusze i inne bronie masowego make-upu, zmieniali nas już zupełnie nie do poznania. Ale nie myślcie sobie, że to tak za darmo! Wszystko to trzeba było odpracować… biorąc udział w krótkim pokazie mody. Gdy już wszyscy byliśmy gotowi, przemaszerowaliśmy barwnym korowodem przez korytarz, uśmiechając się do widzów i mrużąc oczy pod fleszami aparatów. A ciche onieśmielenie zamieniało się w zwyczajną radochę, gdy dzieciaki podbiegały do nas i pytały, czy mogą sobie zrobić z nami zdjęcie. Ach, ta popularność… To było moje pięć minut sławy. Dosłownie. Fantastyczna sprawa. Po paradzie niestety trzeba było oddać peruki i kostiumy, ale makijażu już nam nikt nie zabierał. Tak więc radośnie pobiegłam zaliczyć kolejny punkt Nocy Teatru, wymalowana jak… Cóż, sami zdecydujcie, jeżeli uda wam się znaleźć mnie na zdjęciach!
Owym kolejnym punktem programu były monodramy studentów studium aktorskiego – pięć krótkich wystąpień pięciu panów, z których każdy miał coś do powiedzenia i zrobił to w sposób niezwykle wyrazisty. Pomagała im w tym kameralność… Sceny Kameralnej, na której miały miejsce ich prezentacje. W powietrzu latały koszule, mocne słowa i emocje, a przede wszystkim wyraźne iskry młodych talentów.
Uczestnicy Nocy Teatru mieli możliwość wyboru między monodramami, a spektaklem „Pan Mautz”. Za radą mojej lokalnej przewodniczki, w Noc Teatrów udałyśmy się na monodramy, natomiast kolejnego dnia zasiadłyśmy na malutkiej widowni Sceny Margines, by obejrzeć Pana Mautza – historię w gruncie rzeczy niezwykle smutną, choć opowiedzianą w zabawny sposób. Spektakl ten wciąż gości na deskach teatru, więc jeszcze macie okazję nadrobić zaległości. Warto!
Na pewno część z was czytała lub oglądała „Upiora w operze”. Tamten upiór był bardzo namacalny, a jak się miewają upiory teatralne? Wszystko zależy od tego, kto o nich opowiada. Podczas Nocy Teatru o swoich upiorach opowiedzieli nam tutejsi aktorzy. Z początku rzeczywiście było trochę strasznie, ale szybko okazało się, że o wiele przyjemniej jest dzielić się wesołymi historiami. I tak, po paru opowieściach wywołujących zimne dreszcze, razem z publicznością ocierałam łzy rozbawienia, słuchając o tym, jakie wariackie dowcipy potrafią sobie robić aktorzy. Dopiero, gdy zegar wybił północ… A nie, przepraszam, poniosło mnie – była dopiero 23. W każdym razie Noc Teatru nieubłaganie dobiegła końca i budynek pełen ciekawskich, roześmianych ludzi na powrót stał się cichy i tajemniczy.

Przyznaję – teatr Jaracza chwycił mnie za serce. Z początku trochę nieśmiało, ale im dalej w Noc, tym mocniej, tym wyraźniej. I co ja biedna z tym zrobię? Oczywiście wrócę za rok na kolejną Noc Teatru! A może i wcześniej, bo wiele dobrego słyszałam o tutejszych spektaklach 🙂

SONY DSC

Tyyyle ludzi było! I biedny fotograf nie wiedział, gdzie obiektyw podziać…

SONY DSC

Działo się, oj działo! Dzieciaki szczerzyły się wesoło do paparazzich, dorośli wykazywali ciut więcej nieśmiałości.

SONY DSC

Oto i słynny Czerwony Dywan, po którym przeszła parada Przebierańców. Minuta sławy to malutko, ale smakowała wybornie!

SONY DSC

Głęboka czerń i żywa czerwień fantastycznie się ze sobą komponowały.

SONY DSC

Są ciasteczka, są świeczki, puste miejsce przy stole… Brakuje jeszcze tylko mleczka, bo na zwykłą wodę to małe skrzaty się raczej nie pokuszą. Pewnie dlatego nie przybyły na spotkanie, a ciastka zostały zjedzone przez aktorów.

SONY DSC

To zdjęcie chyba nie wymaga komentarza 😀

Dla tych, którzy dobrnęli tak daleko, bo aż do samego końca niniejszej notki – zabawa! Obejrzyjcie poniższy filmik, podsumowujący Noc Teatru Jaracza… i znajdźcie na nim Mirandę! Dla pierwszego spostrzegawczego lub pierwszej spostrzegawczej (co zostanie udowodnione przez komentarz pod tym postem, ze wskazaniem odpowiednich sekund filmiku i krótkiego opisu wyglądu osoby mającej być mną) skombinuję drobny upominek 🙂 Do dzieła!

[youtube=”http://www.youtube.com/watch?v=8ScnnjwkCN4″]

PS. Wszystkie zdjęcia w tej notce zostały zrobione przeze mnie. Proszę nie wykorzystywać ich bez mojej wiedzy i zgody. Najpierw zapytajcie, maila znacie (:

Dodaj komentarz