„I wtedy bóg rzekł do swej ukochanej – jeśliś jest niewinna, wejdź w ogień, a on krzywdy ci nie uczyni. A kiedy weszła i płomień jej krzywdy nie uczynił, potwierdzając, że jest niewinna, bóg zasmucił się, gdyż mówiła prawdę i teraz będzie musiał ją oddalić”. To tak na wypadek, jakby ktoś miał jakieś romantyczne przekonania, że w Indiach wszystko jest proste, piękne i kolorowe.
Nie jestem wielką fanką filmów „kobiecych” – wolę wybuchy i przystojnych facetów. Jednak raz na jakiś czas trzeba, po prostu trzeba zanurzyć się w świat spokojnej narracji i wielkich emocji. Wcześniej, niż Ogień, widziałam Wodę tej samej reżyserki, jednak to właśnie ten film ujął mnie najbardziej. Powodów jest kilka (między innymi cudowne zakończenie), ale na pierwszy plan wysuwa się to, jak misternie i delikatnie poruszony jest problem miłości i seksualności.
Sita męża w łóżku doświadcza regularnie, ale równie dobrze mogłoby jej tam wcale nie być. Nigdy z resztą nie ukrywał, że ożenił się z nią, by mu rodzina przestała głowę suszyć, a jego serce należy do dumnej i niezależnej Chinki, jego kochanki. Z kolei Radha, szwagierka Sity, ma długi staż małżeński, jest on jednak jałowy – jej mąż pragnie zbliżyć się do świętości, dlatego traktuje ją jako narzędzie do ćwiczenia woli wytrwania w czystości. Najszczęśliwszy jest, gdy uda mu się pokonać pożądanie, leżąc u boku żony.
Sita chce być dobrą żoną, ale powoli ma dość oziębłości męża, który seks uprawia z nią tylko po to, by urodziła dziecko i „miała się wreszcie czym zająć”. Z kolei Radha, dojrzała, wyciszona kobieta, w obliczu niespożytej energii Sity, jej żywiołowości i ciepła zaczyna coraz mocniej odczuwać tęsknotę za czułością objawiającą się również fizycznie. Młoda dziewczyna z psotnym błyskiem w oku ma odwagę głośno narzekać na swoją sytuację. Chce być dobrą żoną, ale jej własny mąż utrudnia jej to na wszelkie możliwe sposoby.
„Któregoś dnia bogowie pozazdrościli księciu szczęścia i ukarali go, wbijając w jego ciało milion igieł. Żona księcia czuwała przy nim dzień i noc, cierpliwie i delikatnie wyciagając igły, aż zostały dwie, w powiekach. Zanim je wyciągnęła, pojawił się święty mąż i zajął ją rozmową, a służąca usuneła dwie ostatnie igły. Książę oddalił żonę, przekonany, że to służąca się nim opiekowała. Zrozpaczona żona, za radą świętego człowieka, pościła cały dzień od wschodu slońca, nie tykając wody ni pokarmu. Wieczorem jej mąż wzruszył się wiernością swej żony i oddalił służącą. Dlatego i my raz w roku pościmy cały dzień, aż do momentu, gdy nam mąż pobłogosławi”.
Między kobietami nawiązuje się przyjaźń, która przeradza się w coś więcej. Jest to proces piękny, spokojny i naturalny. Nie jest to wynik nudy, frustracji seksualnej czy buntu – to raczej coś, co czekało cały czas, by wyjść na powierzchnię. Miłość, moi drodzy, wyrażona fizycznie, ale równocześnie bardzo, bardzo duchowa.
Oczywiście film narobił rabanu większego niż Brokeback Mountain, bo raz, że panie ośmieliły się złamać tabu, dwa, złamały tradycję, trzy – zdradziły swoich mężów. Skandal, że szok. To tylko pokazuje, jak bardzo ciasne są umysły, bo Ogień porusza tak wiele spraw, że wątek lesbijski jest gdzieś na szarym końcu listy. Przepiękna Nandita Das ze swoim kpiącym, figlarnym uśmiechem, stworzyła wyjątkowo wiarygodną, śmiałą postać, a uzupełniająca ją Shabana Azmi to kwintesencja dojrzałego piękna.
Film mnie zachwycił barwą, emocjami, spokojną narracją, uniwersalnością przedstawienia tematu. Jest piękny, po prostu piękny, kolorowy jedwabnymi sari i urzekający spojrzeniami migdałowych oczu. Zdecydowanie polecam na babskie wieczory, bo jest i do śmiechu i do płaczu i pomstowania na głupich mężczyzn. Ja z przyjemnością obejrzę go ponownie.