Niechaj o mocy tej książki świadczy to, że dzięki niej mój brat zaczął czytać coś więcej, niż komiksy. Dzięki niej po raz pierwszy zobaczyłam, jak ktoś płacze z powodu wzruszenia nad kartkami powieści. Sama ciężko ją przeżyłam i choć doskonale się przy niej bawiłam – to jest jedna z tych książek, do której powrót wymaga nieco wysiłku. Przeżycie można porównać do jazdy na pordzewiałym miejscami rollercosterze – niby zabawa, niby bezpiecznie, ale kto wie, co rdzy może do łba strzelić.
Przez pół poranka zastanawiałam się, jak opisać tę książkę. Czy streszczenie fabuły w przypadku powieści niechronologicznej nie zabiera czytelnikowi połowy zabawy? A może samemu poeksperymentować i pokiwać głową nad losem biednego Snowdena, któremu brakło aspiryny? Heller w genialnym stylu prowadzi narrację, skacząc od postaci do postaci i niejednokrotnie dopiero po paru rozdziałach daje nam poznać treść dowcipu, którego puentę przeczytaliśmy wcześniej. Bawi się w paradoksy i bawi nimi czytelnika. Major Major Major Major.
Wyobraźmy sobie pokój, w którym od dawna trwa impreza. Większość uczestników jest zawianych, część w stopniu uniemożliwiającym komunikację, jednak wszyscy radośnie od czasu do czasu krzyczą”Jonny… te—quilla!” czy coś równie durnego. I wybuchają śmiechem. Wyraźnie jest to nawiązanie do czegoś, co zdarzyło się wcześniej, a naszym zadaniem (jako, że jesteśmy ciekawi i też chcemy się dobrze bawić dzięki znajomości kontekstu) jest dowiedzieć się, o co chodzi. Kim jest Jonny i co on zrobił z tą tequilą? Odbijamy się od kolejnych imprezowiczów, którzy najwyraźniej nie oszczędzali na procentach i innych psychotropach. Każdy z nich pamięta coś innego, każdy inaczej rozumie świat i koniecznie (ale to koniecznie! Tak po pijacku koniecznie) musi nam o czymś ważnym opowiedzieć.
Taki mniej więcej jest klimat powieści. Dlaczego Yossarian siedzi na drzewie? Czy można umrzeć od kota? Co robi nieboszczyk w namiocie? Fajerwerki strzelają wokoło, sypiąc perełkami dowcipu i absurdu. Jednak w miarę czytania, kiedy dopasowujemy do siebie kolejne fragmenty układanki, okazuje się, że te urokliwe, kolorowe kawałki składają się na obraz, który na się nie podoba. Wcale a wcale. Major Major Major Major. Strzeżcie się Dziwki Nately’ego. Pamiętajcie, że wszyscy jesteśmy udziałowcami. Wszystkie wydarzenia ogniskują się wokół Snowdena i tego, jak mu było zimno. Krążą, zaczepiają. Kiedy Heller wreszcie wyjawi nam treść dowcipu zostawia czytelnika w niemej zgrozie. Tym większej, im lepiej się bawił wcześniej.
Wojna to szaleństwo, najgorsze z możliwych. Wie o tym Major Major Major Major, wiedzą Nately, doktor Deneeka (śmiertelny wróg!) i Major —— de Coverley. Wszyscy o tym wiedzą, ale przecież możemy zrobić kolejną defiladę i zdobyć kolejne wzgórze, a wtedy drobne niedogodności (jak możliwość zestrzelenia i śmierci na ten przykład) znikną w morzu lojalności i patriotyzmu. Yossarian jest pilotem i tylko Orr jest od niego bardziej szalony. Szaleństwo objawia się nieuzasadnioną chęcią siedzenia na drzewie. W końcu tylko człowiek zdrowy wie, że jest szalony. Snowden o tym wiedział.
Heller na niespełna 500 stronach (wydania kieszonkowego) bezlitośnie wykręca i szatkuje całe uniwersum wojenne. Mikrokosmos niewielkiego oddziału lotnictwa amerykańskiego, ograniczony brzegami wyspy Pianosa, rozpracowany jest w najmniejszych szczegółach. Religia, wierność, lojalność, heroizm, moralność, normalność – wszystko to wiruje w wielkich pralkach, gdzie rzeczywistość stara się pozbyć brudu. Powieść można podzielić na sześć takich pralek, gdzie pięć pierwszych opowiada inny fragment historii, mieszając wydarzenia w proszku niepamięci. Szósta pralka…
Szósta pralka jest zepsuta i coś z niej cieknie. I przeraźliwie śmierdzi. Czytelnik zbliża się do niej i wie, że musi ją otworzyć. Inaczej nigdy się nie dowie, kim jest Jonny i dlaczego ma specyficzny stosunek do tequili. Otworzy ją, choć przeczuwa, że zawartość wyleje mu się na nogi i buty będą nadawać się jedynie do wyrzucenia. Otworzy, choć ma ochotę wyć do księżyca i bardzo, bardzo tęskni do tego, żeby w pokoju była druga osoba, której można powiedzieć „no bo to jest takie niesprawiedliwe”. Otwieramy pralkę.
Yossarian jest pilotem lotnictwa i koniecznie chce wrócić do domu. Wszyscy chcą wrócić, choć Głodny Joe krzyczy głośno w nocy, kiedy zbliża się termin jego zwolnienia – zanim dowództwo przepchnie jego papiery zwiększa się limit obowiązkowych lotów. Kot Huplea śpi mu na twarzy. Orr nieustannie grzebie w maszynach i spada samolotami. Można też krzyczeć, że się widzi wszystko podwójnie, jak Giuseppe i wyłudzać całusy od pielęgniarek. Można latać nad Bolonię. Można nie zjeść pomarańczy. Każdy stara się przeżyć, z wyjątkiem biednego Snowdena. Nieboszczyk z namiotu Yossarina by się z tym zgodził.
Zacznijmy od tego, że tytułowy paragraf 22 dawał żołnierzowi możliwość natychmiastowego przejścia do cywila na własną prośbę z powodu choroby psychicznej. Jednak ktoś, kto w trosce o uratowanie własnego życia wnosi o zwolnienie ze służby, udowadnia tym samym, że jest psychicznie zdrowy, a tym samym nie może prosić o przejście do cywila z powodu choroby psychicznej.
Joseph Heller, Paragraf 22
wyd. Albatros, Warszawa 2003
Pamiętajcie, że jesteście czytelnikami „Paragrafu 22”. Czytelnicy żadnej innej książki nie mogą tego o sobie powiedzieć.
Paragrafowi właśnie stuknęła 50tka.
żadnej innej! 😀
w lipcu stuknęła 🙂 dlatego jest Uroczym Klasykiem 😀
Książkę zapamiętałem jako tę, dzięki której dowiedziałem się co to znaczy „ambiwalentny”… no i jeszcze kilku ciekawych(?), ważnych rzeczy. Np jak nakłonić żołnierzy do przepisowego machania rękoma na defiladzie. 🙂
ja z kolei się nauczyłam, że jeśli się boisz latać na pewno trafisz do lotnictwa ;P
Coś w tym jest, znam takiego jednego, który panicznie bał się latać samolotem i jak już lecieć musiał (a praca wymagała), to upijał się w sztok. A potem poszedł na terapię i koniec końców stał się pasjonatem lotnictwa, skończył kurs pilotażu i teraz lata własnym samolotem :P.
… a ja, jak wypychając sobie policzki rajskimi jabłuszkami, sprawić, by wszyscy mówili, ze mam policzki, jak rajskie jabłuszka 🙂
Poza tym sobie właśnie przypomniałam, skąd scena w „Sztejerze” Forysia z dziwką bijącą po głowie i facetem, który się śmieje i nie chce powiedzieć, za co. Paskudny plagiator. ORR!
„Paragraf 22” świetna, świetna książka! Aż nabrałam ochoty na powtórną lekturę. I rajskie jabłuszka hahaha 😀
Mam to w najbliższych planach, w końcu 😉
Protestuję 🙂 Więcej, niż komiksy czytałem wcześniej, kiedy dałaś mi Wernica 😀
a 'Paragraf’ jest do dziś jedną z moich ulubionych pozycji, o tak 🙂