Składany nóż – K. J. Parker

skladany-noz-b-iext20808150

 Obiecałam sobie, że na tym blogu nigdy nie przeczytacie miłej recenzji czegoś tylko dlatego, że dostałam to w prezencie, nie będziemy jeździć po czymś tylko dlatego, że jest to modne, ani nie zrobimy Szajsu dla taniej sensacji. To ma być blog, gdzie będą tylko te rzeczy, które uważamy za godne polecenia (lub całkowitego wyśmiania). Co jednak, jeśli mam ochotę polecić Wam 3/4 książki?

Składany nóż jest doskonałym przykładem tego, jak można, za przeproszeniem, spieprzyć fajną opowieść, bo się nie ma wystarczających jaj, żeby naprawdę trzepnąć czytelnika. Jak nie lubię Martina, muszę przynajmniej mu przyznać, że potrafi walnąć między oczy (szkoda, że zrobił z tego swój znak firmowy). Tutaj autor chyba ie mógł się zdecydować, co właściwie chce osiągnąć.

Pomijam już fakt, że książka zaczyna się od zdradzenia zakończenia, a nawet okładka radośnie je zapowiada. Moja motywacja do przeczytania reszty spadła tak o połowę, bo ja z tych, którzy oceniają treść po obejrzeniu/przeczytaniu całości, a dobre zakończenie potrafi uratować niejedną kiepską książeczynę.

No, ale czemu aż tak mnie to wkurzyło? Otóż cała, ale to cała książka jest o tym, że pewien mężczyzna wspina się na szczyt, jest genialnym strategiem, ekonomistą, ostrym nożem w miękkim maśle gnuśnych ludzi, staje się Pierwszym Obywatelem. A zaczyna się od tego, że facet stracił wszystko, bo popełnił błąd.

I powiedzcie mi, po cholerę ja mam czytać resztę, czyli bite 600+ stron? Żeby czyhać na fragment, kiedy mu się powinie noga? Ja nie z tych, którzy lubują się w nieszczęściach innych, a Basso, główny bohater, wcale nie był antypatycznym, wrednym i bezwzględnym typem, żeby mu źle życzyć. Takie gierki to zostawiam tym, którzy wierzą, że „byleby sąsiad miał gorzej”.

Fakt znania zakończenia historii trochę psuł mi czytanie (no dobra – bardzo) i czasem wręcz musiałam się zatrzymać i sobie pomarudzić, głównie w momentach, kiedy bohater robił coś tak niezwykle inteligentnego, przewidującego, sprytnego, że aż się chciało śmiać z zachwytu. Książka jest fascynująca, wciągająca, Basso po prostu ma łeb na karku i wcale nie jest wyzyskiwaczem, choć czasem sięga po szantaż, oszustwo czy groźbę. Uwielbiam go. I co? Wszystko po to, żeby mu zagrać na nosie?

Jednak niestety, autor nie ma cojones, tak, jak wielu przed nim. No, może z wyjątkiem Jeffa Lindseya, autora Dextera, który nie bał się uczynić złego bohatera kimś, kogo się lubi. Nie, „ci źli” muszą być ukarani, bo inaczej czytelnik/widz poczuje wyrzuty sumienia, że kibicuje komuś niekoniecznie moralnemu (to właśnie sprawiło, że telewizyjnemu Dexterowi zrobiono mentalną kastrację, to też położyło świetny serial Domek z kart).

I tak, misterna konstrukcja intryg, ekonomii i biznesu rozbija się w pył z powodu, który był tak głupi, że poczułam się obrażona. I nie wiem, czy to ma być moralna przestroga, że najwięksi upadają z najgłupszych powodów, bo były tak denne, że po prostu do głowy im nie przyszły? Pomijam fakt, że wszystko było tak kosmicznie nieprawdopodobne, że załamałam ręce.

A, jeszcze dodam, że kobiety, które występują w powieści, można spokojnie umieścić na plakatach szowinistów, jako koronny przykład na to, że baby są pozbawione rozumu i karmią się dziwnymi emocjami. To też mnie obraziło, jako czytelnika.

Z drugiej strony, jak mówiłam, 3/4 książki jest wspaniałe, a głowni bohaterowie męscy – do pokochania na zabój, właśnie za inteligencję, umiejętność przewidywania, radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, determinację i dialogi-gierki, jakie między sobą prowadzą. Generał Aeliusz rządzi i wymiata… biedak, chyba nie było dnia, żeby nie żałował walnięcia młodego Basso w ucho.

Klimat – późny Rzym, trochę średniowiecza, trochę Wenecji dożów. Jak dla mnie – bomba, dokładnie to co mi się podoba i jeszcze przedstawione w nienachalny, obrazowy sposób. Świata jest tylko tyle, żebyśmy zrozumieli, co robi Basso i dlaczego, ale to, co widzimy, jest ujmujące.

I właśnie dlatego postaram się czym prędzej wyrzucić z pamięci końcówkę i początek, a pamiętać tylko czasy Basso Wspaniałego. I pudełko fig, koniecznie trzeba pamiętać o figach.

6 Replies to “Składany nóż – K. J. Parker”

  1. Nie wiem… Sama konstrukcja wydaje się dość popularna: zaczynasz od końca, a potem stopniowo pokazujesz czytelnikowi, jak do tego doszło. Wtedy czytelnik śledzi losy bohatera nie po to, żeby dowiedzieć się CO, ale żeby dowiedzieć się JAK. Można tego nie lubić (ja tam zawsze jednak wolę CO), ale to nie jest w sumie jakaś tam wielka wina autora.

    Inna sprawa, że tak czy owak po książkę chyba sięgnę, bo mnie ten Rzym skusił. A gościu na okładce wygląda trochę jak gladiatorowy Commodus. 😀

    1. Jak to nie wina autora ;P wybrał taki styl, to niech się wypcha Doskonale wiem, o co chodzi w takim ułożeniu fabuły, ale raz, że ja też wolę CO, dwa, że to trzeba umieć robić, żeby czytelnik gnał przez fabułę, żeby zrozumieć, o co chodziło na początku.

  2. Ja tam uważam, że przyczyna upadku Basso jest bardzo życiowa :). Facet był geniuszem, strategiem i planistą najwyższej klasy, a do tego miał kupę szczęścia. Jego dramat i przyczynę upadku upatruję w jednym – braku empatii. Takiej łopatologicznie pojmowanej – „co czuje osoba, która jest w danej sytuacji? Jak się może w związku z tym zachować, do czego jest zdolna?”. Basso przestał postrzegać ludzi jako konkretne jednostki, on myślał o ludziach jako masie – „społeczeństwo”, „naród”, „obywatele”, „wojsko”.

    A postaci Aeliusza i Antygona po prostu pokochałam :). Uśmiałam się jak dzika foka przy opisie „uświęconego wielowiekową tradycją, tryumfalnego” przejazdu Aeliusza ulicami miasta. Czyż to nie było cudowne..? 😀

    1. oj, to było genialne 😀 i rytualne obmywanie serwatką! 😀

  3. Autor nie ma cojones może dlatego, że jest kobietą.
    Poza tym to też świadczy o jej wielkości , że wzbudziła w Tobie złość wykreowanymi przez nią postaciami kobiecymi 🙂

    1. pff, plastikowe postacie kobiece potrafi każdy 😉 ale ale, wiesz, kto to jest? powiedz, powiedz!!

Dodaj komentarz