Spalone – Jane Casey

Nie będzie to jeszcze jedna pusta recenzja w stylu „świetnie napisany, trzymający w napięciu thriller z zaskakującymi zwrotami akcji”. Głównie dlatego, że uważam, że ktoś, kto tak pisze, naprawdę nie ma nic więcej do powiedzenia o książce, a „trzymający i zaskakujący” z definicji jest każdy thriller. Jeśli nie jest, to może się wypchać. Ja mam zamiar zabrać Was…hmmm… na przykład do ogródka ze słonecznym zegarem.

Jeżeli wiemy, że fabuła ma obowiązek nas zaskoczyć, to tak naprawdę nie czujemy się zaskoczeni. Ja też nie byłam, przynajmniej wątkiem kryminalnym, który był dobry, a nawet bardzo dobry, ze szczególnym naciskiem na „rzetelnie skonstruowany”. Mimo to, a może właśnie dlatego, tak bardzo mi się podobał. Autorka nie starała się na siłę zaskoczyć czytelnika czy też zaszokować drastycznymi obrazami. Spokojna, szczegółowa narracja wyraźnie wskazuje, że pani Casey miała wszystko przemyślane od początku do końca i nie zniżyła się do żenująco oczywistego podsuwania fałszywych tropów. Bohaterka, detektyw Kerrigan, jest przede wszystkim drobiazgowym śledczym, a nie błyskotliwym geniuszem.

Właśnie ta drobiazgowość świetnie buduje nastrój. Wszystko, włącznie z pierwszą sceną „ataku” seryjnego mordercy na przypadkową dziewczynę, jest na swoim miejscu. Nie ma momentów, które nudzą, w każdej scenie znajduje się jakiś drobiazg, szczególik, który nie tyle popycha śledztwo do przodu, co przybliża nam postaci, ich sposób myślenia, system wartości. Szczególnie intrygującym zabiegiem jest prowadzenie narracji z perspektywy rożnych osób, które inaczej widzą sprawę.

Nie, nie będę piać z zachwytu nad „wypiekami na twarzy”, „zaskakującymi zwrotami akcji”, „porywającą intrygą”. Nie będę, bo najzwyczajniej w świecie nic tu takiego nie ma. Nie oznacza to, że książka jest zła – wręcz przeciwnie. Uważam, że jest bardzo dobra. Trup jest, seryjny morderca jest, śledztwo prowadzone rzetelnie i profesjonalnie, wiarygodne postaci i świetnie nakreślone tło obyczajowe Londynu. Aż do połowy książki nie miałam ochoty sprawdzić, jak się powieść kończy (czasem grzeszę przeciw literaturze i czytam ostatnią stronę), w sensie potwierdzenia czy dobrze zgadłam mordercę te 200 stron wcześniej. Tak, mnie już nie wystarczy seryjny morderca ze specyficznym modus operendi czy opis bestialstwa popełnienia zbrodni, a nawet robactwo kłębiące się wokoło czy inne świństwa. Książka musi mieć coś więcej, niż trupa i mordercę, choćby i nawet terroryzującego cały Londyn.

Na uwagę zasługuje pani detektyw, jej zmysł obserwacji, bardzo ludzki charakter – jest tak normalna, taka zwyczajna i przez to prawdziwa, że aż mam ochotę ją poznać. Jest twarda, fakt, ale to, co mnie najbardziej ujęło, to drobiazgi – choćby to, że przy wysokim wzroście nosi buty na obcasach. Że nie zniża się do pyskówek i wścieka się na siebie, jak komuś uda się ją w nie wciągnąć. Jej genialne dialogi z innym detektywem, Robem. To, że popełnia zwykłe, ludzkie błędy i potrafi się do nich przyznać. Działa równie szybko, co mówi i jest wierna swoim zasadom. Jest dojrzała, co jest cudownie odświeżającą odmianą po całym zestawie „potrzaskanych przez los twardych detektywów”. Owszem, jest dyskryminowana jako kobieta w policji (i Irlandka z pochodzenia, nie zapominajmy!), ale jest to rzecz drugorzędna i autorka nie buduje na tym całej postaci.

Jedyne, o co mogę powieści zarzucić, to to, że była tak o 100 stron za długa. Niepotrzebnie długa, choć czytało się ją naprawdę przyjemnie. Niestety w ten sposób intryga straciła nieco na wyrazistości. Mam nadzieję, że w przyszłych częściach serii Casey przestanie tak dogłębnie rozbudowywać postacie poboczne, niemniej – było to na swój sposób urocze. Kolejny dowód na to, że pisarka ma wszystko przemyślane od początku do końca. Jeśli  chodzi o mnie – mam ochotę na więcej. Szczególnie, że autorka ma niezwykły talent nienarzucającego się konstruowania postaci przez drobiazgi, które ją otaczają. Choćby ów zegar słoneczny w ogródku rodziców zamordowanej Rebeccy. Talent  to rzadki i na swój specyficzny sposób – bardzo brytyjski.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i s-ka.

Jane Casey, Spalone
wzd. Prószyński i s-ka, 2011

3 Replies to “Spalone – Jane Casey”

  1. Nie cierpię przydługawych książek:) Ta ma w sumie fajną okładkę. Kiedy jednak się wgryzam w to co napisałaś,to widzę, że za dużo tu „rzetelnego”, „Na swoim miejscu” i „dobrego” 🙂 Czyli pass:)

  2. A ja pierw bym chciała przeczytać pierwszą część ;D

  3. Oglądasz „Body of proof”? Bardzo polecam.

Dodaj komentarz