Targi Książki w Krakowie 2014 – fotorelacja

TargiKrk01

Targi, targi i po targach! Zapraszam na mocno marudzącą relację 🙂

Słońce nieśmiało prześwieca przez chmury i warstewkę smogu, gdy kolejne grupki ludzi odważnie przemierzają ulicę Galicyjską. Chłodny wiatr smaga im policzki, zmusza dłonie do ukrywania się w kieszeniach grubych płaszczy, ale nie zawsze wygrywa z chęcią robienia zdjęć. Wokół krajobraz iście literacki, ale nie są to wrzosowe wzgórza z powieści Charlotte Brontë, ani urokliwe zakątki Barcelony Zafóna. To nasz rodzimy Kraków, prosto z Dzielnicy obiecanej… Czy naprawdę wsiedliśmy w zły autobus i trafiliśmy do roku 2033? Hałdy błota, ziemi, opuszczone budynki i ziejące dziurawymi oknami pofabryczne bloki – czy to już postapokaliptyczne miasto? Czy powinniśmy szukać wejścia do metra? Na szczęście po kilkuset metrach widzimy cel naszej wędrówki – halę EXPO Kraków. A przed nią kolejkę do wejścia jak po nowego iPhone’a.

Na krakowskie Targi Książki jeżdżę co roku od 9-10 lat. Hala targowa na ulicy Centralnej zaczynała obrastać niemalże taką legendą, jak „piękna klimatyzowana sala krakowskiego klubu Rotunda” – gorąc, zaduch, ścisk i tłok. W tym roku obiecywano, że będzie lepiej, bo zmieniła się miejscówka i Targi przeniosły się do hali EXPO, oddanej do użytku parę miesięcy temu. I cóż z tego wynikło?

Panował mniejszy zaduch, to fakt, dało się nawet chodzić w sweterku, bez konieczności rozbierania się do podkoszulka. A jakie piękne były toalety! I jak ich dużo było! I kawiarnia podobno była całkiem niezła, choć osobiście z niej nie korzystałam. I… hmm… no tak, to by było na tyle, jeśli chodzi o plusy i usprawnienia.

Droga dojazdowa na Centralną, czy też raczej sama Centralna, nie była przygotowana na obsługę większych imprez, więc przy każdej takiej tworzyły się korki. Z Galicyjską jest tak samo. I nie przemawia do mnie oficjalne tłumaczenie osób odpowiedzialnych za projekt, jakoby korki były nieodłącznym elementem wszystkich dużych imprez. Pewnie, że trudno o normalną płynność ruchu, ale hej, szersza jezdnia? Po dwa pasy w jedną stronę? Sterowanie ruchem tak, by rano trzy pasy prowadziły na targi, a po południu trzy pasy do wyjazdu? Da się to zrobić na niemieckiej autostradzie, dałoby się i u nas.

Targi na Centralnej miały dwa wejścia – jedno główne i jedno schowane gdzieś z boku, o którym niewiele się słyszało, ale jednak było. EXPO ograniczyło się do jednego wejścia i bodajże trzech czy czterech okienek kasowych. To było o wiele, WIELE za mało jak na 60 tysięcy chętnych. A miejsce na dodatkowe kasy było, widziałam.

Wróć, pojawiło się jeszcze jedno usprawnienie na tegorocznych Targach, choć nie miało nic wspólnego z miejscówką. Organizatorzy poszli w ślady Targów Książki w Katowicach i po raz pierwszy zaproponowali blogerom książkowym bezpłatne wejście na targi. Nie kryję, ucieszyłam się jak diabli i ochoczo wypełniłam formularz zgłoszeniowy. W odpowiedzi dostałam maila z informacją, że moje zgłoszenie przechodzi przez weryfikację. Miałam malutkie obawy, czy Kawa z Cynamonem pomyślnie zda egzamin, bo blogiem książkowym do końca nie jest. Ale „blog kulturalny” okazał się być wystarczająco książkowy i dostałam akceptację. Wraz z informacją, by… wydrukować całego maila, którego właśnie czytam. Całego. Maila. Um… Ale po kiego czorta? Maila każdy dostał dokładnie takiego samego. Ale dobrze, każą, to drukuję. I idę z tymi trzema kartkami do okienka Rejestracja Gości Branżowych (do którego trzeba było się trochę przepychać przez kolejkę osób czekających do kas, bo przecież nie dało się go umieścić z boku, jak to było chociażby na Centralnej)… A tam pani nawet na kartki nie spojrzała, tylko od razu je zabrała i w zamian dała mi… formularz do wypełnienia. Teraz. Żeby wpisać dane, które były na wypełnionym wcześniej formularzu elektronicznym. Który, wydrukowany, przed momentem pani wręczyłam. Podczas gdy za mną rosła kolejka gości branżowych. Okeeej, każą, to wypełniam. Tym razem w zamian dostaję już wejściówki – całkiem ładne, tylko strasznie łatwe do zniszczenia / naderwania / zgubienia kawałków. Ale pozwalały wejść na targi omijając kolejki, więc w porządku.

Krótka wizyta w recepcji targów zakończyła się miłym zaskoczeniem – po raz pierwszy program imprezy był nie w formie wielkich i nieporęcznych kart A3, tylko w formie folderu, który spokojnie mieścił się do torebki czy kieszeni płaszcza. W dodatku rozmieszczenie sal wrzucono na sam środek, więc łatwo dało się z niego korzystać (inna sprawa, że sposób numeracji stoisk do dzisiaj pozostaje dla mnie zagadką). Więc tak, informator targowy zmienił się zdecydowanie na plus.

TargiKrk15

Potem niestety przyszedł czas na szatnię… Pozwólcie, że o niej napiszę nieco później, żeby się nie powtarzać. Tymczasem wchodzimy na Targi!

Dużo ludzi. Dobra, nie spodziewałam się znowu nie wiadomo czego, ale pierwsze wrażenie było takie, że nic się nie zmieniło od czasów Centralnej. Po paru minutach jednak różnica była już zauważalna – wciąż oddychałam normalnie. Czyli największy problem z Centralnej się zdezaktualizował, dobrze. Tylko dlaczego wciąż nie dało się normalnie przejść między stoiskami?

Same stoiska jak zwykle przeróżne. Większe wydawnictwa i grupy wydawnicze mogły sobie pozwolić na własne „wyspy”, na których mieściły się regały z książkami, lady z przekąskami, a nawet zostało trochę miejsca, by posadzić kilkanaście dzieci i poczytać im książkę. Inni stawiali swoje własne ścianki, zastępujące te białe targowe, albo zwracali uwagę swoich fanów szyldami w znajomych kolorach. Mniejsze wydawnictwa ograniczały się raczej do wystawy na ladzie, trochę rażąc bielą ścian za plecami przedstawicieli. Od razu zaznaczę, że nie mówię tu o wszystkich, ani też nie jestem jakoś specjalnie oburzona – sama brałam udział w targach związanych z moją pracą i wiem, że zagospodarowanie stoiska proste nie jest. Ale teraz wiem też, że jest ogromnie istotną sprawą…

SONY DSC

Jedzenie! Mało go było, ale było.

SONY DSC
SONY DSC
SONY DSC

Recenzje obu powyższych znajdziecie tu i tu 🙂

SONY DSC

Na własnej skórze odczułam, że takich karteczek było o wiele za mało…

SONY DSC

Takich też 😛

SONY DSC

Piękne gadżety okołoksiążkowe (przyksiążkowe?).

SONY DSC
SONY DSC

Tu i ówdzie można było dojrzeć smoki z Teatru Groteska.

SONY DSC

Mój raj i piekło w jednym, czyli tak dużo pocztówek, a tak mało gotówki…

SONY DSC

Bardzo ładne stoisko Tatrzańskiego Parku Narodowego…

SONY DSC

…i jego pocztówki 😀

Ale wracam do wędrówki między stoiskami, która w pewnym momencie zostaje wstrzymana. Dlaczego? Bo nie da się przejść, tak dużo ludzi skłębiło się w jednym miejscu. By znaleźć powód, zerkam na nazwę stoiska, które zdaje się być źródłem tego zatoru. Ah, Bernardinum, co oznacza Cejrowskiego. W tył zwrot i szukam alternatywnej ścieżki. Idę dalej… i prawie wpadam na jednego z Autorów, bo ktoś sprytnie postawił jego stolik poza niewielkim boksem. Na przejściu. Przełykam odrobinę niecenzuralne słówko, bo w końcu jestem na imprezie kulturalnej, i próbuję iść dalej.

Pozytywną energię wnosi pani Agata z Rebisu, z którą udaje się porozmawiać raz, że sympatycznie, a dwa, że wcale nie w biegu i na odczepnego. Nie zawodzi też pani Ania z Prószyńskiego, która, choć zabiegana i z Autorką pod opieką, znajduje chwilę dla Kawy z Cynamonem. Także panie Agnieszka i Marta z Wydawnictwa Literackiego cierpliwie odpowiadają na pytania dwóch blogerek, zachwyconych otrzymanym przed momentem katalogiem z zapowiedziami na koniec 2014 roku. Także w tym miejscu jeszcze raz dziękujemy Paniom za te krótkie, acz przyjemne rozmowy 🙂

We wszystkich relacjach (a przynajmniej w tych, które czytałam), powraca temat spotkania blogerów książkowych, jakie odbyło się w sali targowej w sobotę o 13. W skrócie: organizatorzy z różnych powodów się nie pojawili, wynikła potrzeba improwizacji, czego efekt był… powiedzmy, że mierny. Rozwodzić się nad tym nie będę, być może zrobi to Szyszka, bo cichaczem zapowiada felieton o tym, o co na spotkaniu rozpętała się mała wojna.

Ale! Idziemy dalej! Dalej… Dalej pasowałoby nabyć jakieś książki, skoro już jestem na Targach Książki, czyż nie? Ano niekoniecznie. Już od paru lat z Targów Książki wychodzę bez książek, za to z kalendarzem, magnesem, a w tym roku z naręczem pocztówek. Można też było zdobyć drewniane, ręcznie zdobione szkatułki i poduchy w kształcie kotów. Czy mi to przeszkadzało? Nie bardzo. Fakt, to były targi książki, a nie rękodzieła, ale martwić się zacznę, jak na stoisku Empiku obok książek pojawią się przybory kuchenne. Niemniej jednak usłyszałam już kilka głosów mówiących, że na targach pojawia się coraz mniej promocji, coraz mniej okazji, a Autorzy są traktowani jak maszyny pozostawiające podpisy na podkładanych im hurtem książkach (dobra, to ostatnie to moje własne odczucie).

A skoro już przy Autorach jesteśmy… Starałam się zawczasu przejrzeć program spotkań, bo choć do łowienia autografów pierwsza nie jestem, to chętnie posłuchałabym tego czy innego Autora na żywo. Tylko tak, spotkań z Autorami jest sporo także w ciągu roku – mi jest o tyle wygodnie, że mieszkam w Krakowie i dojechać muszę co najwyżej do Rynku. Od Targów Książki oczekuję, że zafundują mi spotkania z Autorami zagranicznymi, bo ci pojawiają się w Krakowie / w Polsce o wiele rzadziej. I cóż? I przyjechał w tym roku Jaume Cabré, przyjechał Boris Akunin… i nigdzie, absolutnie nigdzie, poza tym szarym planem spotkań, nie widziałam zapowiedzi tych wydarzeń. Żeby choć wyróżnić ich choć trochę, ale nie! Poczułam się tak, jak w zeszłym roku na warszawskich targach, na których gościł Siergiej Łukjanienko – ceniony przecież w Polsce autor serii urban fantasy o Patrolach. O jego przyjeździe też nikt nie mówił, informacja o tym pojawiła się gdzieś w mało widocznym miejscu w internecie i niemalże do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy to spotkanie faktycznie jest zaplanowane, czy to tylko plotka. Gdzie promocja? Gdzie plakaty? Gdzie afisze? O co chodzi?!

Dobrze, ponarzekałam sobie na całego, ale też pamiętam, że obiecałam konstruktywną krytykę. Oto moje propozycje na usprawnienie Targów:
1. Elektroniczna rejestracja osób uprawnionych do darmowego wejścia, czyli na przykład blogerów książkowych. Ale nie „elektroniczna rejestracja + drukowanie całego maila + ręczne wypisywanie swoich danych w okienku”, tylko „elektroniczna rejestracja + zaproszenie w PDF z kodem, którego drukować nie trzeba, wystarczy pokazać na komórce”. Gro luda smartfony już ma, a ta mała część, która ich nie ma, mogłaby owo zaproszenie wydrukować. Na jednej kartce. W PKP już się tak da, więc czemu nie na Targach Książki?
2. Identyfikatory. Jeżeli już trzeba wypisywać jakieś kartki na stoisku akredytacyjnym, to można też dać delikwentowi identyfikator. Imię / nick + nazwa bloga, wsio. Skoro w końcu robimy ukłon w stronę blogerów książkowych, to zróbmy to porządnie.
3. Spotkania z Autorami nie na stoiskach (bo, na litość boską i wszelaką inną, ludzie chcą przejść, albo chociaż oddychać!), tylko w salach seminaryjnych. Jest ich kilka, są spore, da się to zrobić. Zostanie nawet miejsce, żeby postawić regał z książkami owych Autorów, co by mieli się do czego wpisywać.
4. Sensowna organizacja dojazdu na teren Targów. Kiedy jeszcze odbywały się na Centralnej (a to przecież tuż przy Galicyjskiej), spod M1 jeździł darmowy bus. Można? Można. Więc dlaczego teraz nie można? Jasne, jeździł sobie jakiś EXPObus, ale co z tego, skoro podaż kompletnie nie była w stanie zaspokoić popytu?
5. Komunikacja miejska – naprawdę tak ciężko byłoby zorganizować tymczasowy dodatkowy przystanek przy budynku targowym?
6. Szatnie. SZATNIE. BŁAGAM. To był i wciąż jest chyba najsłabszy punkt organizacji targów. Targów, które przeniosły się do nowoczesnej-super-ekstra-fantastycznej hali targowej. POTRZEBA WIĘCEJ SZATNI! Albo przynajmniej ludzi je obsługujących…
7. Paragony za szatnie. Okej, tutaj nie wiem, czy da się to zrobić bez, ale drukowanie paragonu fiskalnego za każde 2 zł zostawiane w szatni przez kolejnych ludzi spowalniało cały proces przynajmniej o połowę. Czy tak musi być? Czy ktoś mądrzejszy w tym temacie mi to wyjaśni?

Zakończę… jeszcze nie teraz, za momencik. Bo chcę zakończyć optymistycznie i sympatycznie, a takie właśnie było spotkanie blogerów książkowych, które odbyło się już po Targach, a właściwie to niezależnie od nich. Na szczęście… Organizatorka owego spotkania wybrała Kolanko nr 6., umiejscowione na krakowskim Kazimierzu. Widziałam, że ludzie na to narzekali… Dlaczego? Nie mam pojęcia. Lokal uwielbiam, jedzenie tam również, a i dojazd nie był jakiś straszny. Tak więc ode mnie wielki plus za ten wybór. I świetnie, że na spotkanie przeznaczona była praktycznie cała sala, bo choć o umówionej godzinie na miejscu było może dziesięć osób, to później ta grupka rozrosła się do ponad 50 osób (a przynajmniej tak wnioskuję, patrząc na listę obecności). Obie z Szyszką przyszłyśmy na spotkanie już pojedzone, pozostali natomiast byli wygłodniali po targach… Więc posiedziałyśmy sobie trochę we dwie, a potem Szyszka musiała wracać do domu. Ja zostałam, rozglądając się mocno niepewnie, bo nie jestem aż tak aktywna w blogosferze, żeby choć jedną osobę znać z twarzy. Jak się niebawem okazało, wcale nie byłam z tym sama. A to, jak wiadomo, najlepiej przełamuje lody.

– Czy tu wolne?
– Mhm, jasne.
– Dzięki. Uff… mam wrażenie, że wszyscy się tu znają, tylko ja nie znam nikogo…
– E, nie, ja też nikogo nie znam. Miranda, miło mi.

Potem ludzi przybyło, krzeseł zaczęło brakować, a Kaś i jej pomocnik – pan Maszyna Losująca – zaczęli rozdawać ludziom książki. A potem… potem jeszcze trochę pogadaliśmy i trzeba się było rozchodzić. Miło było zamienić te kilka zdań z Iwoną z Poczytajki, Magdą z Kącika z książkami, z samą Organizatorką i jeszcze z kilkoma innymi osobami, z których większość znałam tylko z nicków. Szkoda, że nie ze wszystkimi udało się porozmawiać, ale to nadrobimy następnym razem (anek7, byle do targów w Katowicach! 😉 ). Także spotkanie potargowe było jedną z najlepszych części Targów 🙂

Pomarudziłam, podziękowałam, pozostaje mi jeszcze pochwalić się zdobyczami targowymi i… i stwierdzić, że nie było aż tak źle, bo przecież za rok tam wrócę 🙂

TargiKrk16

6 Replies to “Targi Książki w Krakowie 2014 – fotorelacja”

  1. A ja gdy czytam taki tekst „takie spotkanie PoTargowe było jedną z najlepszych części Targów” to wiem, że jednak warto to spotkanie organzować, serce rośnie, gdy ludzie są zadowoleni! Pozdrawiam serdecznie i liczę na kolejne spotkanie 🙂

    1. No ba, że warto! Jako uczestnik z początku miałam pewne obawy, bo „przecież ja nikogo tu nie znam”, ale najwyraźniej miłośnicy książek prędzej czy później się dogadają, nawet jak są nieśmiali 😉 Do następnego!

  2. Uwierz mi ja też miałam obawy, choć raczej nieśmiała nie jestem. Znałam może 30% uczestników. Jednak zawsze twierdzę, że ksiąźki i blogi łączą 🙂

    1. Oj, wierzę 😉 Ano, po przełamaniu pierwszych lodów (i po najedzeniu się) zrobiło się naprawdę fajnie i aż żal było wychodzić.

  3. Zgadzam się, że organizacyjnie Targom brakowało sporo do ideału, ale lubię je odwiedzać głównie ze względu na niepowtarzalną atmosferę 🙂 Miło było poznać i wspólnie pogawędzić przy stoliku w Kolanku 🙂

    1. I między innymi właśnie dlatego co roku tam wracam 🙂 Do następnego spotkania!

Dodaj komentarz