W północ się odzieję – Terry Pratchett

Nie ma litości. Nie ma przebaczenia. Nie dla zła, które jest jak sącząca się trucizna i trafia tam, gdzie ją przyjmują. Pojawia się i pełznie przez umysł, zostawiając śluzowaty ślad na myślach. Takie zło pojawia się rzadko, ale zaraża ludzkie umysły, a wtedy wystarczy drobiazg, by ktoś wyciągnął oskarżycielski palec i zakrzyknął: to przez nią, to przez czarownicę!

A czarownice nie są miłe, ani dobre. Nie są też złe, choć łatwo się pomylić. Czarownice robią to, co powinny, a czasami wymaga to więcej niż człowiek chciałby wiedzieć i zrozumieć. Czy odciąć sznur samobójcy, który przed chwilą prawie zakatował swoje dziecko na śmierć? Czy patrzeć, jak dobrzy ludzie w rytm kociej muzyki dokonują na nim samosądu? Czasami decyzja zależy od smutnej kupki pokrzyw i poparzonych nimi grubych paluchów.

Tiffany Obolała pocałowała Zimę, bo tak było trzeba. Niestety za każde zwycięstwo trzeba płacić – jest to żelazna zasada pratchettowskiej magii – dlatego pradawne zło obudziło się i zwróciło na nią uwagę. Zło najgorsze, bo zrodzone na samym pograniczu nienawiści i miłości. Tiffany musi dorosnąć do… bycia dorosłą, bo do czarownictwa najwyraźniej jest wystarczająco dojrzała. No, nie na tyle, żeby starsze koleżanki po fachu nie zerkały jej przez ramię, ale to jest dokładnie to, co czarownice robią i zawsze będą robić, choć w życiu by się nie przyznały do wścibstwa. Może z wyjątkiem Niani Ogg, ale ona jest bezpośrednia jak lecący w twoją stronę tort (i często wywołuje równie zabawne efekty dźwiękowe).

O ile wcześniejsze książki o Tiffany były faktycznie skierowane do młodego czytelnika, to od „Zimistrza” mamy do czynienia z fantastyką dla dojrzałego młodego czytelnika. Tiffany dorasta. Zakochuje się, a przynajmniej tak się jej wydaje. To nie jest ta sama ośmiolatka, która przyłożyła patelnią królowej elfów, to dwa razy starsza dziewczyna, która chciałaby się zakochać, ale tak jakoś nie ma czasu. Albo kandydata. Albo i tego i tego. I tak jak pani Rowling z każdą kolejną książką porusza inne tematy, właściwe dla wieku bohatera, tak i Pratchett wchodzi coraz głębiej w rzekę dorastania. Tyle, że on to robi o wiele mocniej, głębiej i prawdziwiej.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z najmądrzejszym człowiekiem, jakiego czytałam. Nie najinteligentniejszym – wbrew pozorom oba słowa znaczą coś innego, choć są bardzo zbliżone. Za każdym razem, kiedy czytam jego książki, porywa mnie swoją erudycją i prostotą, głębokim zrozumieniem ludzkiej natury, a przede wszystkim wielką miłością do drugiego człowieka. Nauczył mnie więcej o moralności od mądrych książek religijnych. Pokazał mi prawdę, która nie zawsze jest piękna, kiedy jest naga. Że aby zrozumieć światło, trzeba najpierw iść w mrok, że zło tego świata zawsze rodzi się tam, kiedy zaczynamy traktować ludzi jak rzeczy.

Owszem, książki nadal są zabawne, nadal wyskakują Feegle z okrzykiem „łojzicku!”, a czarownice potrafią zderzyć się z nieostrożnym jeżem,ale wydaje mi się, że są jak lukier na cieście, którego głównymi składnikami są czekolada i pieprz. Z nutką goryczy. Niemniej ksiazka nie jest ponura, o, nie! Uskrzydla. Daje nadzieję. Wywołuje uśmiech i to cudowne uczucie, że kiedy mocno ją ścisnę w dłoni, żadna rzecz nie będzie mi straszna. W końcu wiem, jak wyegzorcyzmować nawiedzoną toaletę i jak sobie radzić z małymi wrzeszczącymi szkieletami…

Terry Pratchett, W północ się odzieję
wyd. Prószyński i s-ka, 2011

5 Replies to “W północ się odzieję – Terry Pratchett”

  1. Pierwsze wejrzenie i drugie myśli, ot co! Bez tego w życiu ani rusz. 😛

  2. To powyższe pisałam ja, foka, nie wiem dlaczego nie mogę się zalogować :/.

    1. o, już mogę! :P.

  3. Lubimy Fokę wielokrotną!

  4. Szyszko, tak pięknie napisałaś o jednym z moich ukochanych pisarzy – jakbym własne myśli odczytała tu dzisiaj. To jest właśnie to, co kocham w Świecie Dysku. To jest to, za co uwielbiam Pratchetta. I mogę słuchać o tym, że jego poczucie humoru jest dla kogoś niezrozumiałe i płaskie, że styl jest zbyt gęsty – a ja i tak nie przestanę się tą serią fascynować. A „W północ się odzieję” też w końcu przeczytam, na pewno.

Dodaj komentarz