Podróż pociągiem na trasie Kraków – Warszawa trwa trzy godziny. Drugie tyle trzeba liczyć na powrót. Czymś ten czas trzeba sobie umilić. A cóż może być lepszego, niż jazda niezbyt reprezentacyjnym pociągiem i czytanie książki o podróży pociągiem (a właściwie wieloma pociągami) przez cały kontynent europejski i jeszcze sporo azjatyckiego?
Paul Theroux jest Amerykaninem, ale pomieszkiwał sobie w krajach azjatyckich. Pewnego pięknego dnia stwierdził, że czas udać się w podróż. Jeszcze nie dookoła świata, ale dookoła dwóch kontynentów. Trasa: Londyn – Tokio – Londyn. Czas trwania: cztery miesiące. A wszystko to w roku 1973.
Theroux prowadzi nas przez cztery światy. Zaczyna spokojnie, jadąc przez znany nam świat europejski. Gdy już zdążymy się przyzwyczaić do klimatu następcy legendarnego pociągu Orient Express, zaczyna się kolejny świat – wjeżdżamy do Azji. Krajobrazy i kolory zmieniają się jak w kalejdoskopie. Pociągi są przeróżne, ale zawsze pełne ciekawych spotkań. I tak upływa nam większa część podróży. A potem, nagle, bez ostrzeżenia, zostajemy wrzuceni w świat Japonii. Tak odmienny od tego azjatyckiego. Kolorowe pociągi zamieniają się w sterylne maszyny, a kilkugodzinne opóźnienia w maksymalnie minutowe postoje na ważniejszych stacjach. Japonię pokonujemy wręcz błyskawicznie, by zdążyć wsiąść do kolei transsyberyjskiej. Tutaj wita nas znajomy (przynajmniej starszym czytelnikom) świat pustych półek sklepowych, długich kolejek i kultu przodowników pracy.
Po co pisać takie książki? – zastanawia się jeden z towarzyszy podróży Theroux. Przecież ludzie i tak dużo podróżują, po co jeszcze mieliby o tych podróżach czytać. Kluczową sprawą jest tutaj środek transportu, jakim posługuje się głównie Theroux. Jak sam zresztą tłumaczy, tylko podróżując pociągami można nawiązać tyle niezobowiązujących znajomości i dotknąć obcej kultury. Autor wcale nie woził się luksusowymi pociągami, w większości były to dalekobieżne, ale najzwyklejsze kursy. Dzięki temu miał mnóstwo okazji, by zaczepić jakiegoś tubylca, i skrupulatnie z tych okazji korzystał.
Theroux dość odważnie podchodził do swojej wyprawy. Nie przejmował się specjalnie potencjalnymi zagrożeniami, jakie mogą czyhać na podróżujących w krajach o niezbyt stabilnej sytuacji politycznej. Jego bezczelność mogła mu zaszkodzić, ale w wielu momentach pomagała wydobyć z napotkanych ludzi informacje, jakich nie znajdziecie w oficjalnych przewodnikach. Wtrącane co jakiś czas jego prywatne (często niezbyt pochlebne wobec rozmówców) przemyślenia tylko umilają lekturę, stwarzając wrażenie przyjacielskiego opowiadania. Poza tym Theroux w bardzo plastyczny sposób oddaje wrażenia, jakie mu towarzyszą podczas wyprawy. Upały, niewygody, uroki i absurdy mijanych miejsc… Naprawdę można się poczuć jak naoczny świadek tego całego zamieszania.
Książkę polecam przede wszystkim miłośnikom podróży wszelakich, także tych „palcem po mapie”. Siedząc w wygodnym fotelu przeczytacie o podróży, jakiej nie powstydziłby się Phileas Fogg, gdyby mu się tak nie spieszyło. A kto wie, może lektura zainspiruje wasze plany wakacyjno-urlopowe? Może nie ładujcie się od razu w pociąg do Tokio, ale na początek na przykład z Przemyśla do Wrocławia…
Tytuł: Wielki bazar kolejowy. Pociągiem przez Azję
Autor: Paul Theroux
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Rok wydania: 2010
PS. Z wielką przyjemnością chcę się pochwalić: dzięki tej recenzji zostałam recenzentem tygodnia na LubimyCzytać.pl 🙂 Zapraszam do zaglądania tam (: