Alicja w Krainie Czarów (2010)

Kiedy Tim Burton szykuje nowy film, możemy być pewni kilku rzeczy – wybornych aktorów, świetnej muzyki oraz niezwykłego klimatu. A jeżeli do tego wszystkiego dojdzie scenariusz na motywach jednej z najbardziej popularnych powieści dla dzieci i młodzieży… Uważajcie, bardzo łatwo możecie zostać oczarowani :]

Filmów Tima Burtona oglądałam sporo, a każdy z nich trafiał od razu na półkę „ulubione”. Dlatego też z niecierpliwością wypatrywałam daty premiery jego najnowszego dzieła – Alicji w Krainie Czarów. Historia jest znana prawie każdemu, czy z to z powieści Lewisa Carrolla, czy też z wielu jej adaptacji. Osobiście książeczki nie czytałam, a filmy pamiętam jak przez mgłę. Wiem, że była sobie zwykła dziewczynka, która pobiegła za białym królikiem i wpadła do jego nory. Tym sposobem przeniosła się do Krainy Czarów – fantastycznego świata rządzonego przez złą Królową Kier. Tam też Alicja poznała nowych przyjaciół – królika, kota, gąsienicę… Filmów o tym było sporo, trafił się nawet (co najmniej) jeden animowany. Zatem dlaczego robić kolejny? Co takiego ma w sobie właśnie ta adaptacja, że warto na nią zwrócić uwagę?

Otóż wiele. Na początek – historię. Scenariusz jest luźno oparty na wątkach zarówno z Alicji w Krainie Czarów (Alice’s Adventures in Wonderland), jak i z Alicji po drugiej stronie lustra (Through the Looking-Glass, and What Alice Found There). Dzięki temu w najnowszym filmie Alicja musi walczyć z potworem – Jabberwocky. Lewis Carroll napisał nawet o nim wiersz. Tak wygląda jego pierwsza zwrotka:

’Twas brillig, and the slithy toves
Did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves,
And the mome raths outgrabe.

Podejrzanie, prawda? Takie są już uroki wiersza absurdalnego. Zobaczcie, jak próbowali sobie z nim poradzić polscy tłumacze:

Dziaberliada (Stanisław Barańczak)
Brzdęśniało już; ślimonne prztowie
Wyrło i warło się w gulbieży;
Zmimszałe ćwiły borogowie
I rcie grdypały z mrzerzy.

Żabrołak (Janusz Korwin-Mikke)
Błyszniało – szlisgich hopuch świr
Tęczując w kałdach świtrzem wre,
Mizgłupny był borolągw hyr,
Chrząszczury wlizły młe.

Dżabbersmok (Maciej Słomczyński)
Było smaszno, a jaszmije smukwijne
Świdrokrętnie na zegwniku wężały,
Peliczaple stały smutcholijne
I zbłąkinie rykoświstąkały.

Po takich przykładach aż boję się czytać książkę, nawet po polsku. Wymyślone przez Carrolla fantastyczne słowa zostały oczywiście użyte w filmie. Jest nawet scena, w której Szalony Kapelusznik (o którym za chwileczkę), lekko sepleniąc, recytuje ów wiersz o Jabberwocky. Coś pięknego.

Chwileczka minęła, więc bierzemy się za aktorów. Tim Burton ma dwóch ulubieńców, których z lubością wrzuca w większość swoich filmów – są to Helena Bonham Carter i Johnny Depp. Razem grali w Charlie i Fabryka Czekolady, śpiewali w musicalu Sweeney Todd oraz podkładali głosy pod postacie z Gnijącej Panny Młodej. Nie zawiedli i tym razem. Helenie dostała się rola Królowej Kier (czy też Czerwonej, jak kto woli) – świetnie przerysowanej, bezlitosnej władczyni Krainy Czarów, dla której rozmiar ma duże znaczenie. Jednak przy całym moim zachwycie nad tą postacią, uwagę przyciąga nieodmiennie Johnny Depp, w jego kolejnej, przedziwnej roli (liczyłam kiedyś filmy, w których JD zagrał kogoś w miarę normalnego; nie było tego wiele). Szalony Kapelusznik – błazen na wygnaniu, którego Królowa najchętniej skróciłaby o ten jego marchewkowy łeb. Chodzi w mocno sponiewieranym kapeluszu, gada od rzeczy, potrafi nagle zatopić się we własnych wspomnieniach i zapomnieć o otaczającym go świecie. I za wszelką cenę chce pomóc Alicji. Jest zdecydowanie najbarwniejszą postacią w okolicy. Chyba, że w tej okolicy pojawi się kot lub gąsienica. Zwiewny i lekki niczym poranna mgiełka Kot Cheshire, mruczący przez wyszczerzone zęby głosem znakomitego angielskiego aktora i komika Stephena Fry’a, z każdym swoim pojawieniem się wywołuje uśmiech na twarzy (i gęsią skórkę…). Z kolei gąsienica Absolem to tajemnicze stworzenie, które uwielbia palić fajkę wodną i wygłaszać niezrozumiałe dla zwykłych ludzi mądrości. Ale czyni to hipnotyzującym głosem Alana Rickmana, więc słuchałam z przyjemnością.
Tyle gwiazd, ale reszta obsady też nie pozostaje daleko w tyle. Wiecznie spieszący się Biały Królik, poważnie zakręcony Marcowy Zając, dzielna i waleczna Mniamałyga, bliźniaki Tweedle-dee i Tweedle-dum (o charakterystycznej twarzy Matta Lucasa – znanego z serialu Mała Brytania) dodają całej zabawie sporo uroku. Warto jeszcze wspomnieć o Białej Królowej (Anne Hathaway) i jej uroczej gestykulacji, o wiernym przybocznym Czerwonej Królowej – Skazeuszu (Crispin Glover), no i o samej Alicji – Mia Wasikowska poradziła sobie bardzo dobrze z rolą dziewczyny zagubionej w dziwacznym świecie.

Za muzykę odpowiada, jak i w większości filmów Burtona, Danny Elfman. To właśnie jego muzyce film po części zawdzięcza swój klimat. Nie da się jednak ukryć, że większą rolę gra tutaj część wizualna (w tym też aktorzy, ale o nich już wystarczy). Kraina Czarów nie jest wyśnionym, wymarzonym światem, w którym można spokojnie popijać herbatkę z przyjaciółmi. Podczas tej przymusowej wycieczki Alicja błądzi po ciemnym, niebezpiecznym lesie, ucieka przed groźnymi potworami, mija zgliszcza wiosek, a wszystko to z wydanym przez Królową wyrokiem śmierci na karku. Burton udowodnił już wcześniej, że potrafi stworzyć mroczny nastrój, nawet gdy opowiada bajkę. Tym razem też bardzo się starał – potwory szczerzą ostre zęby, ktoś tam komuś wydłubuje oko, buntownicy tracą głowy a Alicja dochodzi do celu dosłownie po trupach.

Wszystko to pięknie i ładnie, choć pojawia się lekki niedosyt. Przypominają się obrazki z Soku z żuka, z Jeźdźca bez głowy, z Gnijącej… i trochę szkoda, że Burton nie poszedł tutaj na całość. Winę za ten niedosyt zrzucam na studio, w którym powstał ten film – Walt Disney Pictures, i zostaję ze zdaniem, że film jest rewelacyjny. Fanom Burtona i mrocznych bajek – gorąco polecam :]

PS. Z tego wszystkiego zapomniałam zaznaczyć, że film jest wyświetlany w wersji 3D. Nie do końca rozumiem, po co – oglądany w 2D nic by nie stracił (w przeciwieństwie do takiego na przykład Avatara, który stał głównie efektami).
Tak swoją szosą, to ciekawa sprawa z tą trójwymiarowością. Zapowiada się sporo filmów, robionych właśnie w tej technice; kino zaserwowało mi zwiastuny dwóch takich: Starcie Tytanów i TRON: Legacy. Co do pierwszego mam wątpliwości, za to drugi wygląda, jak robiony stricte dla efektów. Cóż, zobaczymy.

9 Replies to “Alicja w Krainie Czarów (2010)”

  1. już sądziłem, że cała recenzja będzie utrzymana w klimacie „i love Burton”, na szczęście tak się nie stało. Dla mnie podsumowaniem całości obrazu jest to:
    „Wszystko to pięknie i ładnie, choć pojawia się lekki niedosyt. Przypominają się obrazki z Soku z żuka, z Jeźdźca bez głowy, z Gnijącej… i trochę szkoda, że Burton nie poszedł tutaj na całość. Winę za ten niedosyt zrzucam na studio, w którym powstał ten film – Walt Disney Pictures”
    dość wiernie oddajesz tu moją opinię, jednakże ja przez to nie potrafię pozostać przy zdaniu, że film jest rewelacyjny, bo za dużo przez to stracił. Za dużo rzeczy w nim, które nie trzymają się burtonowskiej konwencji. Szkoda. Nie mniej nie żałuję wydanych 15 złotych (zniżka grupowa sasasa :P).
    Z kolejnej strony nie mogę doczekać się, aż publika przestanie zachwycać się 3D i zacznie wymagać od filmów trójwymiarowych również porządnej fabuły.

    Dzięki! 🙂

  2. Widzisz Cyziu, ja jestem z gatunku tych, co to starają się widzieć szklankę w połowie pełną, jeżeli tylko napój w niej jest jednym z moich ulubionych 😉 Podobnież tutaj: film mi się bardzo podobał, i wolę przyjąć stanowisko „hmm, można było jeszcze coś dorzucić, ale i tak jest fajnie”, niż „ech, brakowało wielu rzeczy”. Także bezwarunkowo zachwycać się nie będę, ale z chęcią obejrzę pewnie jeszcze raz (Szyszko, może maratonik sobie zrobimy, hm? Jeździec, Gnijąca, Alicja? :])

    Co do 3D – pamiętam, jak było to odkryciem dobre kilka lat wstecz, kiedy to Imax dopiero się u nas pojawił razem ze swoimi sztandarowymi filmami o podwodnym świecie i dinozaurach. Wtedy wyjście do kina na taki film – to była przygoda 😀

  3. Cała ta burza wokół Alicji wydaje i się nadmuchana. Odniosłam wraże ie, że Tim Burton nie mógł się zdecydować co właściwie kręci.Jeżeli bajkę – to za dużo makabry {bardzo realistyczne głowy w fosie, potwory,kupa śliny i ryków},jeżeli dla dorosłych – to za dużo banalnych dziecinnych zagrań,jeżeli groteskę – to za mało groteski {właściwie tylko duża głowa królowej i wielkie usta Białej Królowej}, jeżeli dla młodych ludzi to bardziej banalnych i tak przewidywalnych zagrywek dawno nie widziałam a dla młodych to zwykłe ple ple.To taki film ni to ni owo.Właściwie z całego filmu to wybrałabym sekwencje z Szalonym Kapelusznikiem i Kotem.Najlepsze – nie do przewidzenia a więc zajmujące -były sceny z przerabianiem kiecek Alicji i mierzeniem kapeluszy Szalonego Kapelusznika. Tak więc mam kolejny dowód na to,że nie przerabia się klasyków bo dlatego są klasykami,że są absolutnie ale to absolutnie doskonali. To tak jakby ktoś chciał poprawić Monę Lisę., np domalować jej kwiatek we włosach {o zgrozo }. Pójście na układ z Dineyem to dla Burtona wielki minus.

  4. Mnie się Alicja bardzo podobała, biorąc poprawkę, że będzie kręcona dla Disney’a nie oczekiwałam od niej za dużo, więc dobrze się bawiłam, doceniłam mistrzowsko reżysera, grę aktorów, kolorowy świat. Generalnie popieram, że wolę widzieć szklankę w połowie pełną, do tego wypełnioną moim ulubionym napojem 🙂

  5. Szyszko-krewni vs. reszta świata 😀
    a co na to Szyszka?

  6. Szyszka na to „niemożliwe” 😀 Generalnie stoję po stronie rodzinnej, że „za mało Burtona w Burtonie” było i wyszło takie ni to, ni owo i całus w czółko/policzek powinien być!

  7. /hi5 xD

    co nie zmienia faktu rzecz jasna, że jak najbadziej rozumiem pogląd około-Mirandowy. szalony kapeusznik z oburęcznym mieczem? how cool is that? xD

  8. „Osobiście książeczki nie czytałam, a filmy pamiętam jak przez mgłę.”

    Polecam przeczytanie oryginalnej „Alicji”. 🙂
    Przy lekturze okazuje się bowiem, że „książeczki dla dzieci” wcale nie jest „książeczką dla dzieci”. Jak dla mnie – „Alicja” to opowieść skierowana do dojrzałego czytelnika, bo maluch zobaczy tylko kolorowy i niezwykły świat, a cała siła „Alicji” tkwi w odniesieniach, aluzjach i grze z odbiorcą. Dodam: diabelnie przewrotnej grze.

    😉

  9. A ja uderzę w totalnie inną beczkę a na koniec pozrzędzę.
    Beczka: film feministyczny po trzykroc. Jest Alicja – walcząca o wyzwolenie z patriarchalnym świata, który chce ją wtrącic w okowy małżeńskie z Lordem Ryżym Ryjem. Ten Ryży to symbol patologii rządzącej światem anglii opartej na tzw wartościach tradycyjnych, wartościach przestarzałych i już niepotrzebynych nowemu pokoleniu, którego Alicja jest pierwszą jaskółką. Jej przyjaciółki jeszcze nie uświadomione, żyją w utopii i nieświadomości nie wiedząc, jak bardzo przerąbane mają (popatrz na muzułmankę ubraną w firankę – burę – i weź jej powiedz, że ma źle. Że jej matka i babka i tak dalej – wsztystkie miały źle! Powinny się buntowac i w ogóle rewolucja społeczna. Dygresja ma pokazac że zmiany kulturowe to poważna sprawa. I długotrwała pierońsko) poddając się swym mężom, którzy nic tylko imprezują i ruchają na lewo i prawo, gdy ich żony nadobne szydełkują w domu potulnie potomstwo odchowując.
    Zatem Alicja roi sobie świat, w którym to ona jest najważniejsza. Do świata tego przechodzi się przez długi TUNEL, przez JAMĘ. Jest to o tyle trudne, że trzeba sporej odwagi, by się zagłębi za pierwszym razem. W jej świecie jest problem, królestwo na skraju unicestwienia, smok pustoszący krainę itd. I tylko KSIĘCIA brak. Nie chcemy księcia – księciów i Lordów było dośc w realnym świecie. W tym nowym Alicja poradzi sobie sama. Alicja nie potrzebuje księcia. W świecie swojej psychiki walczy z tyranią uosabianą przez silną kobietę. Faceci nie mają tam wiele do gadania. Jeden wariat szyjący kapelusze (pewnie gej) i drugi popychadło-nieudolny intrygant o karykaturalnych członkach (miał bardzo długie CZŁONKI!! Czy wszystkie? I czy dla tej jego długości królowa tak go lubiła?).
    Zatem książe w lśniącej zbroi? Nie, dziękuję. ALicja sama przywdziewa lśniącą zbroję i rusza walczyc ze smokiem. Dostaje magiczny miecz i ratuje królestwo przed bestią i czerwoną karlicą (destrukcyjne aspekty zaborczej kobiecości? Pan Zygmunt F. miałby niezłe używanie na tym filmie. Zresztą wieśc gminna niesie, że Lewis Carrol -czy jak się to pisze- był podejrzany o zbyt zażyłą znajomośc z dziewczynką, która nie mogła jeszcze legalnie spożywac alkoholu).
    Alicja tryumfuje! Pokonuje swoje demony. Ma siłe, girl power i rodzi się sufrażystka! Ma odwagę wrócic do prawdziwego świata i posłac w diabły Ryżego Ryja. Ale na tym nie koniec! Świat należy do niej, może zrobic wszystko. Zostaje zatem hadlowcem, udziałowcem i w ogóle kupcem. Wyrusza na daleką wyprawę stając się źródłem fantastycznych plotek na najbliższe 70 lat dla wszystkich szacownych dam z bliższej i dalszej okolicy. Podejmuje się misji tak samo do tej pory zarezerwowanej dla facetów, jak ratowanie królestw przed smokami. Pełny sukces.
    Dlatego właśnie stawiam przysłowiowe 12 groszy, że jest lesbijką. Na BANK! Tak kompletnie odrzucajac okowy fallocentrycznej kultury nie możę pozosta straight.
    Koniec improwizacji. Czuje się spełniony.

    I obiecane narzekania: mnie film się podobal. Narzekam nie tyle na film, co na ludzi narzekających na 3D. O co chodzi? Że za dużo efektów?Sytuacja się w końcu wyklaruje. Do oglądania Alicji w 3D nikt nikogo nie zmusza, była i dostępna wersja w mniejszej liczbie wymiarów. Ja osobiście jestem zachwycony potencjałem, jaki to 3D oferuje (Discovery w 3D? Anyone??? Mrówkojad w 3D to mrówkojad zupełnie inny niż w 2D. Finał Ligi mistrzów w 3D? Poproszę! I bomba na koniec: pornola w 3D? Żarty o głębi tego gatunku nabiorą nowego znaczenia 🙂

    Film Burtona sprawił, że nawet się 2 razy odchyliłem na fotelu (gdy spadała w tę nieszczęśliwą jamę), więc 3D swoją rolę odegrało. Ma umili czas w kinie i umila. Bo to rozrywkowy film zdaje się miał byc. Ten wasz burton to raczej rozrywkowe kino tworzy, nie chcemy od niego moralnego niepokoju ni egzystencjalnej refleksji (cho ja się tego doszukałem) a miło spędzonego czasu. Zaryzykuję stwierdzenie, że w filmie było tyle fabuły, ile w książce, niech będzie żem profan.
    Film na plus.

    A co do Disneya i jego wytwórni. WIecie, że Pulp Fiction też powstało za pieniądza Disneya? Oni mają zdaje się kilka różnych studiów wykupionych po to, żeby nie trzeba było firmowa horroru nazwiskiem twórcy myszki miki.

Dodaj komentarz