Banita – Jacek Komuda

Raz rzuciłam nią o ścianę. Z pięć razy życzyłam bohaterom, żeby spotkały ich brzydkie rzeczy. Syczałam na „tego złego” jak stado żmij. Po przeczytaniu chodziłam jak nakręcona po pokoju, mamrocząc niepochlebne epitety, z dzikim zamiarem rzucenia się do gardła Bogu ducha winnego człowieka, który mi książeczkę do recenzji przysłał. I nagle mnie tknęło –  to jest oczywiste, że ta książka tak mną miota. Nie może być inaczej. Wkurzyła mnie nie dlatego, że jest zła. Wkurzyłam się, bom baba.

Nie piszę tego, żeby na wzór feministek stanikiem przed oczami tłumu machać, jaka to ja nieszczęśliwa i dyskryminowana (pomijam fakt, że stanik uważam za jeden z lepszych wynalazków ludzkości). Piszę to, bo książka jest bardzo męska, pisana przez pryzmat męskiego postrzegania. I to nie męska w stylu „Szklanej pułapki” czy „Brudnego Harrego”, gdzie samotny bohater tłucze wszystkich po pysku, ale emanuje męskością niedomytego lwa, taką, którą spotyka się w klubach tylko dla panów. Mężczyźni siedzą, palą śmierdzące cygara, poklepują się po plecach, drapią po przyrodzeniach, opowiadają o sprośnych podbojach miłosnych i nade wszystko cieszą się, że są mężczyznami. Świat równie mi obcy co dla znakomitej większości panów zbiorowe wycieczki do toalety, które uskuteczniają panie – dla mnie jest to rzecz zupełnie naturalna, kumple  robią wielkie oczy i krzywią nos z niesmakiem.

Historia Komudy to jeden wielki klub tylko dla panów, gdzie kobiety wstępu nie mają, chyba, że jako podmiot opowiastek o własnej jurności. A w większości przypadków przedmiot. Jacek Dydyński żyje w nim, oddycha wszechobecnym testosteronem i nagle jak obuchem uderza go fakt, że kobiety potrafią wybić się ponad przeciętność. Nie potrafi zdefiniować Bietki, totalnie głupieje w obliczu jej siły, determinacji i inteligencji. Próbuje jakoś wtłoczyć ją w znane, oswojone ramy, machając „prężnym hetmanem” chce zyskać przewagę i nawet nie zauważa, jak za ów „grot Kupidyna”* prowadzony jest tam, gdzie chce kobieta. Rozczula wręcz swoim brakiem zrozumienia dla subtelności sygnałów wysyłanych przez kobiety, bo w świecie ułańskiej fantazji nie ma miejsca na złamane serce i rozpacz z powodu odtrącenia. Wilk w świecie owieczek zapomniał, że istnieją też wilczyce. I nagle ten świat, w którym żył dotychczas staje się płaski. Ciasny. Duszny. Gdzieś w tych oparach męskości pojawia się nowy zapach – zbyt słaby jeszcze, by go rozpoznać, ale na tyle intrygujący, by za nim podążyć, nie bacząc na wszystko. I to Dydyński czyni, na swój męski, wilczy sposób, prężąc mięśnie i kąsając.

W książce nie ma kobiecych subtelności. Nie ma łagodnych i przyjaznych opisów, nie ma ciepła i subtelnych drgań myśli. Moja kobiecość z trudem wytrzymała starcie z nagą męskością, która bezczelnie stawia mnie na trzecim miejscu stworzenia, za mężczyzną i psem. Niemniej – wytrzymała. W końcu przez wieki kobiety nauczyły się, że w każdym mężczyźnie tkwi mały chłopiec, który chce z gołą pupą po podwórku pobiegać, kijem pomachać i kolorowe piórka nastroszyć… i jak mały chłopiec mężczyzna potrzebuje, by mu subtelnie drogę wskazać, gdzie biegać, żeby sobie wspomnianej pupy w pokrzywy nie wsadził. I w razie czego po głowie pogłaskać, pocieszyć, jakby jednak nie posłuchał i się w niej wytarzał.

Książka pozostawia niedosyt, jakby autor – podobnie jak bohater – nie wiedział, co z tym fantem zrobić (tu mi się nasuwa złośliwe porównanie – jakby przed szympansem, który świetnie gra na bębenkach postawić kontrabas. Wybaczcie uszczypliwość. Ta książka faktycznie wyzwala we mnie niskie kobiece instynkta). Teoretycznie wszystko zostało powiedziane, ale ja nadal uważam, że bohater postawił dopiero pierwsze nieśmiałe kroczki na drodze do zrozumienia subtelnego, emocjonalnego świata kobiet. Chciałabym zobaczyć, jak sobie na tej drodze poradzi. Może kiedyś znowu go spotkam, bo takim facetem warto by się bliżej zainteresować…

*ja tego nie wymyślam. To Komuda. Serio. Jak żyję, Fredro mi się przypomniał…

Jacek Komuda: Banita

Fabryka Słów, Lublin 2010

9 Replies to “Banita – Jacek Komuda”

  1. Szyszuś, pięknie napisane :).

  2. dziękował, dziękował 😀

  3. Doskonała recenzja. Skoro lektura wyzwala emocje to także zapewne doskonała książka.

    I… chwała bogu, że bohater głębiej nie wszedł do subtelnego świata emocjonalności kobiet. Książka byłaby 2 razy grubsza i 3 razy bardziej nudna.

    1. …i niezrozumiała dla niektórych….

  4. ale miło by było, gdyby one miały choć trochę człowieczeństwa w sobie, a nie były tylko dziurą otoczoną mięsem…

  5. Szacun kobietko, szacun i pokłony… :]

  6. przypomniało mi się, że właściwie, takich facetów jest całe multum, a tak się wyzłośliwiałyśmy na komudę i piekarę, a to taki guy lit. w końcu oni też muszą miec swój odpowiednik prady i harrego winstona

  7. Typowy Jacek Komuda… To jeden z ostatnich ludzi w Rzeplitej który widzi tamten okres takim jaki był. Okrutna rzeczywistość w którym silny był tym lepszym, a jeszcze lepszy był ten bogatszy bo mógł sobie nająć innych silnych. Książka pod względem smaczków historycznych jest rzeką mleka. Język, opisy, przypisy – cuda Pane cuda. Fabuła daje rade, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak brakuje tu gdzieś tego czegoś… Tego o czym pisała Szyszka. Niestety takie są uroki Jacka. On tak ma i tyle 🙂 inaczej nie będzie.

  8. […] recenzje “Banity” Jacka Komudy: Blog Kawa z cynamonem; Portal Students.pl; Kwartalnik QFant; Portal Wiadomości.24; Serwis […]

Dodaj komentarz