Bezzmienna – Gail Carriger

Przyszła wreszcie pora, że wtrącę się w Szyszkowy szał recenzji ze swoją 😉 Pamiętacie, moi drodzy, jak prawie rok temu próbowałam przekonać was do książeczki o wdzięcznym tytule Soulless? Zachwycałam się nią mocno, jednocześnie wyrażając swoje niezadowolenie z faktu, iż nie została wydana po polsku. Otóż kilka miesięcy temu to się zmieniło za sprawą wydawnictwa Prószyński i S-ka. Na polskim rynku pojawiła się Bezduszna, miesiąc temu dołączyła do niej bohaterka tej notki, czyli Bezzmienna, a tylna okładka tej ostatniej kusi kolejną częścią „wkrótce w księgarniach”. A skoro upadł już argument „nie czytam, bo to po angielsku”, ponownie pozachwycam się tą serią, tak dla przypomnienia 😉

Wampiry i wilkołaki – wydawałoby się, iż jest to temat, z którego już dawno wyciśnięto ostatnie życiodajne soki. Gail Carriger w Bezzmiennej, drugiej po Bezdusznej odsłonie serii Protektorat Parasola, po raz kolejny z rozmachem udowadnia, że jeszcze nie cała nadzieja stracona.
W Bezdusznej zakochałam się niemalże od pierwszych stron. Miała w sobie wszystko to, czego bezskutecznie szukałam w innych książkach. Stanowiła smakowite i nieco szalone połączenie akcji, tajemnic, humoru i soczystego języka. Nie mam tu na myśli przekleństw (choć i te czasami się pojawiają, a ich dobór niezmiennie wywołuje szeroki uśmiech na twarzy), a pięknego, stylizowanego języka.
W tym miejscu pragnę posłać pierwszy ukłon w stronę Tłumaczki. Bezduszną czytałam w oryginale, Bezzmienną już w tłumaczeniu. Moje obawy związane z tą zmianą szybko zostały rozwiane – Tłumaczka świetnie poradziła sobie z wyszukanym językiem powieści, nie tracąc po drodze jego specyficznego uroku.
Tyle słowem wstępu, teraz pragnę cały czas antenowy oddać Bezzmiennej. Wystarczyły dwa zdania pierwszego rozdziału, by uśmiech, z początku drżący lekko i wyczekujący, zamienić w szeroki i radosny. Zaprzyjaźnieni z pierwszą częścią serii od razu poczują się jak w domu, a to za sprawą dwóch głównych postaci o żywiołowych temperamentach. Conall Maccon, ogromny i porywczy wilkołak, oraz Alexia Tarabotti, bezduszna i pragmatyczna do szpiku kości dama, momentalnie przypominają czytelnikowi, za co pokochał ich w pierwszej książce. Osobno są postaciami pełnokrwistymi i intrygującymi, razem stanowią istną mieszankę wybuchową. Biednemu czytelnikowi, który bezsilnie zaciska dłonie na obolałym ze śmiechu brzuchu, nieodmiennie serwują skrzące dialogi i przyprawiające o zawroty głowy sceny.
Oprócz tej dwójki mamy jeszcze cały zastęp nie mniej ciekawych postaci. Niektóre znane są już z Bezdusznej, inne dane nam będzie spotkać po raz pierwszy. Ponownie pojawi się lord Akeldama, wiekowy i ekscentryczny wampir, którego piękne i kwieciste zdania przyprawiają o ból zębów od słodkości i ból policzków od uśmiechania się. Prawa ręka (czy też raczej łapa) Conalla, profesor Lyall, także będzie miał we wszystkim swój mały, ale jakże znaczący udział. Na uwagę szczególnie zasługują dwie nowe postaci kobiece: intrygująca Francuzka madame Lefoux oraz równie ciekawa Szkotka Sidheag. Obie sprawią Alexii niemało problemów, choć różnej natury, a czytelnikowi zapewnią niemało atrakcji… choć różnej natury.
Skoro już dotarłam do atrakcji, to na chwilę przy nich zostanę. Bo atrakcje to coś, z czym Gail Carriger radzi sobie wybornie. W pierwszych rozdziałach książki poznajemy głównego wroga – dziwną „zarazę”, która pojawiła się w Londynie, siłą wrzucając wszelkich nadprzyrodzonych z powrotem w garnitury śmiertelności. Rzecz jasna, owym nadprzyrodzonym niezbyt się to podoba i kierują podejrzliwe spojrzenia w stronę Alexii. Dotychczas tylko ona, jako istota bez duszy, była w stanie wywołać taki efekt, choć jeszcze nigdy na taką skalę. Sprawa wymaga interwencji, a interwencja wymaga środków…
Tutaj pojawia się kolejna rzecz, która zauroczyła mnie w książkach Gail Carriger, mianowicie wszelkiego rodzaju ustrojstwa. Jako początkująca fanka steampunku (w skrócie: zaawansowana rewolucja przemysłowa, maszyny parowe, czasami jeszcze magia) z wypiekami na twarzy i lekkim zamętem w głowie śledziłam opisy nowych wynalazków. Kółka, zębatki, trybiki, szklane fiolki i delikatne metalowe zwoje cieszą oczy wyobraźni. Lot sterowcem momentami zapiera dech w piersi. Z kolei opis robionej na zamówienie parasolki wywołuje delikatne ciarki na skórze każdego gadżetomaniaka i ciśnie mu na usta ciche westchnienie: „też taką chcę…”. Przy tym wszystkim Autorka nie zapomina, w jakiej epoce się znajdujemy, i w odpowiednich chwilach raczy nas krótkimi lekcjami ówczesnej mody.
Jak wspomniałam na początku, Gail Carriger bardzo szybko trafiła na listę moich ulubionych autorów. Porwała mnie przede wszystkim pomysłem na istotę bez duszy i jej wpływ na nadprzyrodzonych. A kiedy już zaintrygowana tym zaczęłam czytać, zanurzyłam się w ten świat bez reszty. Bezzmienna stawia bardziej na akcję, jest nieco poważniejsza, niż poprzednia część, ale wciąż mam ochotę niektóre zdania zapisać na kartce i powiesić nad monitorem, żeby poprawiały mi humor z samego rana. Dialogi porywają jeszcze bardziej, niż w poprzedniej części, a rozwój wydarzeń, może nieco zbyt rozwlekły z początku, szybko wciąga. Za to zakończenie wbija w fotel.
Tym, którzy czytali Bezduszną, Bezzmiennej polecać nie muszę. Tym, którzy Bezdusznej nie czytali, Bezzmienną jak najbardziej polecam, ale dopiero po nadrobieniu zaległości. Nie ma sensu zaczynać od drugiej części, bo po pierwsze poprzednia jest świetna, po drugie warto najpierw poznać historię głównych bohaterów, po trzecie w Bezzmiennej jest dużo odwołań do poprzedniej części, a szkoda, by wam to wszystko umknęło lub zniechęciło do lektury. Ja bawiłam się doskonale i mam nadzieję, że wy też miło spędzicie czas 🙂

Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka

Gail Carriger, Bezzmienna (Changeless), drugi tom serii Protektorat Parasola; wydawnictwo Prószyński i S-ka 2011

12 Replies to “Bezzmienna – Gail Carriger”

  1. ło rany, ale szał pisarski 😀

  2. Ach, no pamiętam recenzję poprzedniego tomu, cały cykl mam od roku w schowku 😉

  3. brzmi bardzo zachęcająco 🙂

  4. Szysz – hje, czasami się zdarza ;D

    Lilithin – czemu w schowku? Na półeczke oznaczonej „przeczytane” będzie im wygodniej 😉

    Darkaa – łap za pierwszy tom i zweryfikuj, czy nie nasłodziłam za bardzo w recenzji 😉

  5. brzmi bardzo zachęcająco 🙂

  6. W schowku w księgarni internetowej, skąd jeszcze zanim przejdzie do „przeczytane”, musi przejść przez „kupione” 😉

  7. Brzmi niewykle zachęcająco, a recenzja wyczerpująca i dobrze się ją czytało 🙂

  8. Recenxja wielce zachęcająca i wciagająco napisana 🙂

  9. Właśnie niedawno zrecenzowałam. Genialna książka, gorąco polecam niezdecydowanym 🙂 Gratuluję świetnej recenzji i pozdrawiam 🙂

  10. A najgorsze jest to, że ostatnia część nie zostanie u nas wydana. Cierpię, tak bardzo cierpię.

    1. A weź, jak to usłyszałam, to miałam ochotę mordować… Nie robi się tak…

      1. Bardzo nieładnie postąpili. Zostawiają nas bez ostatniej części.

Dodaj komentarz