Czytanie tej książki w oryginale było całkiem niezłym pomysłem. Zwłaszcza patrząc na to, jak został przetłumaczony tytuł całej serii (obecnie już trylogii). Mortal Instruments stały się nagle Darami Anioła. Ma to sens, ale też o wiele delikatniejszy wydźwięk, co może być mylące. Ja wiem, że teraz żadna książka dla młodzieży nie może się obejść bez wampira, anioła, albo czegoś podobnego w tytule, ale litości… Dobra, pal sześć tłumaczenie, przejdźmy do konkretów.
Główne założenia są mocno schematyczne. Dziewczyna (a imię jej Clary) dowiaduje się, że (surprajz, surprajz!) demony istnieją. Inne paskudne boboki też. Nazwijmy ich ogólnie Cieniami. Ale nie martwcie się drodzy śmiertelnicy, gdyż istnieją także „ci dobrzy” (Łowcy owych Cieni), którzy z demonami walczą. Mamy więc obowiązkowe kilka rozdziałów o tym, jak bohaterka powoli odkrywa nowy świat i rządzące nim zasady, wkręcając się w całą akcję coraz bardziej i bardziej… Dodajmy do tego jeszcze zagadkowy napad na mamę bohaterki, jakiś tajemniczy Instytut, którego szefem jest profesor historii (hello, Buffy!), powolutku rozwijający się trójkącik miłosny między Clary, przyjacielem-człowiekiem i przyjacielem-nie-człowiekiem i oto schemat jest kompletny.
A skoro znacie już schemat, pora zdradzić, co właściwie ciekawego jest w tej książce. Zacznę od bajeranckiego motywu run, wyrytych na ciałach Tych Dobrych Gości. Wyobraźcie sobie głównego bohatera Prison Break – mniej więcej tak to może wyglądać. Jak dla mnie motyw świetny. Może i niezbyt oryginalny, ale ma swój urok (i, co niesamowite, sens!). Trochę uroku ma nawet główna bohaterka, czyli zazwyczaj najsłabsze ogniwo tego typu powieści. Clary ma co prawda problemy z kojarzeniem faktów, ale nie jest skończoną idiotką, ba, potrafi czasami całkiem celnie odpyskować. Jest też Jace. Otóż Jace jest (fanfary!) jednym z Tych Dobrych, który jakimś dziwnym sposobem bardzo często kręci się koło Clary. Chłopak bywa dość nieprzyjemny w słowach, wręcz dokucza dziewczynie, co skutecznie uniemożliwia Clary robienie do niego maślanych oczu co chwilę. Tak, ja też odetchnęłam z ulgą. Jace jest fajnym gościem, który miał (a jakże) traumatyczne przejścia w dzieciństwie, więc teraz chodzi nieco ponury. Nie przeszkodziło to jednak Autorce wbić go w dżinsy, jasną koszulę, posadzić boso przy fortepianie i kazać mu pięknie grać*. A, zapomniałam jeszcze o rozwichrzonych włosach. Ciacho jak się patrzy…
*Echem*
O czym to ja… A tak, pozytywy. W tej książce naprawdę sporo się dzieje. Podkreślam: dzieje. Z kątów wyłażą potworki, które trzeba ubić, więc się je ubija. Krew się leje, a na ciele zostają blizny. I tak już od pierwszych rozdziałów.
Zróbmy małe podsumowanie. Mamy:
a) dość schematyczną budowę fabuły;
b) całkiem konkretne trio głównych bohaterów;
c) niezłe postaci drugoplanowe;
d) kota i kruka (oba jako zwierzątka domowe Łowców);
e) naprawdę żywą, a często wręcz krwawą akcję.
Według mnie to zdecydowanie więcej plusów, niż minusów.
Książkę czyta się łatwo i przyjemnie. Autorka zgrabnie wprowadza nas w wykreowany przez nią świat. Pamiętam, że podczas czytania kilka razy naprawdę szczerze się śmiałam. I to wcale nie z głupoty bohaterów, ale z jakiejś wyjątkowo celnej riposty czy zaskakującej akcji. No dobra, przynajmniej dwa razy śmiałam się dlatego, że idealnie przewidziałam, jak będzie wyglądała następna scena. Ale nie traktuję tego jako minus.
Plusów ciąg dalszy – to nie jest harlequin dla nastolatek. Oczywiście, Clary z biegiem czasu zaczyna zauważać, że towarzyszący jej panowie mogą być nieco ważniejsi dla niej, niż chciałaby przyznać na początku, jednak jej przemyślenia w tej kwestii schodzą na dalszy plan. Mogę więc spokojnie polecić City of Bones szukającym niewymagającej, ale jednak przyjemnej lektury na leniwe popołudnie. A odnosząc się do mojego poprzedniego wpisu (tego o Zmroku) – polecam także tym, których zniesmaczyła lektura Zmierzchu :]
* Dla tych, którzy oglądali Ouran Host Club: normalnie wypisz-wymaluj Tamaki, tylko charakterek ma raczej jak Kyoya (:
PS. A okładki wydania oryginalnego są o wieeele lepsze, niż wydania polskiego ;]
Szczegóły polskiego wydania:
Tytuł: Miasto Kości
Seria: Dary Anioła, księga 1
Autor: Cassandra Clare
Wydawca: Wydawnictwo MAG
Rok wydania: 2009
Nie mogę się zmusić do przeczytania tej książki, normalnie nie potrafię : D Ale połączenie Tamakiego z Kyoyą… no, nie powiem, mocno kusi. Kyoya był zawsze moją ulubioną postacią ^^
Hehe, zmuszać nie będę, ale mogę pozachęcać 😉
Ah, Kyoya jest moim ulubieńcem w ogóle, jeśli chodzi o anime. No dobra, siedzi w czołówce w ogóle jeśli chodzi o wszelakie fikcyjne postaci (: Jace przypomina go o tyle, że jest chłopakiem bystrym i cholernie dobrym w tym, co robi. Poza tym bywa złośliwy. Nie tak subtelnie i wyszukanie, jak Kyoya, Jace jest raczej po prostu pyskaty. Niemniej, zdecydowanie jest najlepszą postacią „Miasta Kości” (następnych części zresztą też). Książkę czyta się dobrze, zwłaszcza pierwszą część – w drugiej („Miasto popiołów”) jest już więcej tej love-dramy, której na szczęście brakowało w „Mieście kości”.
Gdybyś się kiedyś zdecydowała jednak przeczytać, odezwij się – chętnie poobgaduję Jace’a i pozostałych 😉
Coż, chyba szybko jej nie przeczytam, bo lista mych marzeń książkowych jest naprawdę długa, jednak gdy nadejdzie ten czas – dam znać : D
Książka jest super! Sama przeczytałam.Polecam 🙂
[…] były wydane tylko trzy części (obecnie pisze się część szósta), przeczytałam wszystkie, a pierwszą z nich zrecenzowałam. Dość pozytywnie, należy zaznaczyć, bo była to całkiem przyjemna i niegłupia lektura. A […]