Ghost Trick (NDS)

Niektórzy po prostu nie potrafią zachować się jak porządny trup i zostać martwi. Zamiast leżeć grzecznie w trumnie włóczą się po nocach podgryzając szyje lub marzą o smacznym mózgu ofiary… albo ratują innym życie, jak Sissel, główny bohater „Ghost Tricka”.

Gra jest bardzo prosta w obsłudze – przenosimy się do „świata duchów, gdzie widzimy świecące punkty „zaczepienia” – są to „rdzenie” przedmiotów, które możemy najzwyczajniej w świecie, po duchowemu… opętać. Opętany przedmiot zazwyczaj się kiwa, włącza, turla, a naszym zadaniem jest uratowanie komuś życia.

Otóż Sissel posiada jeszcze jedną umiejętność jako duch – potrafi przenieść się w czasie o 4 minuty przed śmiercią danej osoby, pod warunkiem, że zmarła ona niedawno. Dzięki umiejętności „przewijania czasu” możemy zobaczyć w jaki sposób ktoś umarł i postarać się, żeby na przykład nie stał w miejscu, gdzie spada olbrzymia atrapa kurzego udka, czy nasypać piasku w oczy snajperowi. Niestety „łapka” Sissela jest dosyć krótka i często trzeba dokonywać karkołomnych wyczynów, żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, czasem też trzeba poczekać, aż bohaterowie sceny wykonają jakieś działanie (odwrócą się, zrzucą piłeczkę, otworzą drzwi). Niektóre rozdziały są niezłą łamigłówką, ale gracz nie ma szansy się „zaciąć”, w dodatku podczas wykonywania misji gra uprzejmie zapisuje stan na półmetku działania (4 minuty to wcale nie trak dużo, jakby się wydawało). Dodatkowym atutem jest możliwość przesuwania obrazu oraz to, że w „świecie duchów” czas się zatrzymuje i możemy przemyśleć następny krok.

(to był zaiste upiorny rozdział… latające płonące szczury, szalone wiatraczki, spadające telefony i opadający żyrandol to pryszcz w porównaniu do zabójczych dialogów, jakie prowadzą tu bohaterowie…)

Gra jest wbrew pozorom dość łatwa, czas można przewinąć w każdym momencie, adrenalinka skacze, trup ściele się gęsto, czego chcieć więcej? Otóż gra daje nam dużo, dużo więcej. Fabułę, moi mili. I rewelacyjnych bohaterów. Przyznajcie się, kto by nie pokochał detektywa, który w pląsach wpada na scenę zbrodni, czy strażnika więziennego, który tańczy w chwilach przerażenia? A to tylko poboczni bohaterowie…

Cóż, po twórcach przygód mojego ukochanego prawnika Phoenixa Wrighta można się było spodziewać fabuły z kilkoma dnami, ale to, co dostałam w łapki totalnie mnie zabiło, rozłożyło na kawałki i zostawiło z rozdziawioną buzią. W dodatku poryczałam się na koniec jak dziecko, bo zakończenie jest absolutnie zabójcze, śliczne i cudowne. Intryga kryminalna toczy się wartko: kto zabił Sissela? Jaki to ma związek z mordercą w celi śmierci i wypadkami sprzed paru lat? A jaki z pewnym pamiętnym dla wszystkich bohaterów dniem dziesięć lat temu? Sissel chce się dowiedzieć, kim jest, gdyż duchy po śmierci tracą pamięć, znalezienie jego zabójcy jest tylko częścią tajemnicy jego istnienia. Z kolei jego pomocnicy też mają swoje własne cele, a wszystko musi się rozwiązać przed świtem, gdyż z pierwszymi promieniami słońca Sissel przestanie istnieć, a wyrok zostanie wykonany na niewinnym człowieku. Czy jednak do końca niewinnym? I co u diabła robi tutaj ten pomarańczowy szczekacz o entuzjastycznej mordce?

W dodatku powiem, że jest cicik. Czarny, ładny cicik, który pojawia się w pierwszej scenie i jest co najmniej podejrzany…

Reasumując – gra wciąga jak stado lotnych piasków (nie wiem, czy można mówić o stadzie w przypadku piasku, ale akurat tutaj to pasuje), ma ciekawą, nietypową grafikę, która cieszy oko, świetną muzykę, dużo komicznych dialogów i rewelacyjnych postaci. Dodatkowo są tam prześliczne myszki (które bezlitośnie wykorzystujemy do naszych niecnych celów, biedactwa), intryga, szpiegostwo międzynarodowe i całe stada trupów. Nic, tylko brać konsolkę i jazda, macać stylusikiem brzuszki bohaterów…

Będę złośliwa i nie pokażę cicika ;P

Ghost Trick: Phantom Detective, 2011 (Europa)
prod. Capcom
platforma: Nintendo DS

Dodaj komentarz