Ksiądz / Priest (2011)

Ze wszystkich religijnie skrzywionych postaci Paula Bettany tego księdza lubię najbardziej.

Adaptacja komiksu – to powinno powiedzieć wszystko. I niestety mówi, bo siłą opowieści obrazkowych są nieruchome, a wypełnione dynamiką kadry. Walka, której przeczytanie zajmie kilka sekund, na ekranie zajmie więcej. Nie mówię, że jest to złe, pewne odstępstwa od fabuły czy przebiegu akcji są smutną konsekwencją adaptacji. Jedyne, czego nie potrafię zrozumieć, to przerażająca zbrodnia na CAŁEJ treści komiksu, a właściwie koreańskiej manhwy.

Ot, powiem, że w całym, długim, szczegółowym wpisie na Wikipedii nie pojawia się ani jedno słowo „wampir”. Są upadłe anioły, demony, mordercy, nieśmiertelni, księża, opętani, diabły i co tam jeszcze, ale, do ciężkiej cholery, nie ma słowa o naparzaniu się z wampirami, które jest osią całego filmu. Ja się pytam – co u diaska? Mam wrażenie, że wzięto jedynie ideę super-księży, którzy niczym zakonni ninja rozwalają wszystko, co stanie na ich drodze (takie małe azjatyckie zboczenie, które często się powtarza). Nie będę pokazywać palcem, co się zmieniło, bo musiałabym pokazywać łopatą. Skala zmian mniej więcej porównywalna jest do fabuły „Potopu”, gdzie Kmicic jest spokojnym farmerem w Afryce, który musi bronić rancza przed napadem zmutowanych piesków preriowych.

Dlatego zamiast potencjalnie mrocznej, gorzkiej i ponurej historii o wyrafinowanym smaku dostajemy jeszcze jedną amerykańską bajkę o zdradzonym przyjacielu, któremu odbija i się mści na dawnych towarzyszach. Jest też obowiązkowa miłość z gatunku „uratuję ją choćby nie wiem co”, zły władca-biskup, który nie chce słuchać głosu rozsądku i naraża wszystkich na niebezpieczeństwo i obowiązkowe szczęśliwe zakończenie z wielkim wybuchem.

Na szczęście dokładnie na to się nastawiłam i nie przeszkadzało mi, że potrafię przewidzieć „zaskakujące” zwroty akcji. Oczekiwałam paskudztw zjadających żywcem ludzi i dokładnie to dostałam, w dodatku ślicznie demoniczny Karl Urban, jako Czarny Kapelusz, oko cieszył niedogoloną szczęką. Z kolei Paul Bettany zdecydowanie ma jaja, a nie tylko wiarę. Pomogło mi to uwierzyć w niezwykła moc sentymentalnego krzyża-sztyletu, który ratuje całą sytuację (nie pytajcie). Jestem w stanie dużo przełknąć, kiedy nie liczę na wiele. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, była to zgrabnie zrealizowana prosta jak drut historyjka w wymyślonym świecie.

Dużym plusem filmu jest to, że jest najzwyczajniej w świecie ładny. Czerń kontrastuje z bielą na porządku dziennym, wampiry są obślizgło-paskudne w dobrym stylu, nic, tylko wyłączyć krytycyzm i oglądać. I nie przejmować się tym, że spokojnie można porównać widowisko do kilkudziesięciu innych tytułów, gdzie dana rzecz była zrealizowana znacznie lepiej… O, wiem, co zrecenzuję jutro – moją ukochaną opowieść pustynną z giwerami w tle.

Aha – czy mówiłam, że ze wszystkich religijnie skrzywionych postaci Paula Bettany tego księdza lubię najbardziej? Z resztą, zobaczcie sami, jak świetnie trafili twórcy: oto okładka jednego z komiksów:

Z tym optymistycznym akcentem żegnam się, moi mili, przestrzegając przed nadmiernym myśleniem przy tym filmie. Po prostu śmiejcie się razem ze mną z Grimy – Smoczego Języka (Brad Dourif ) i „Vampajar” Billa (Stephen Moyer).

Ksiądz (Priest 3D), 2011
reż. Scott Charles Stewart
wyst. Paul Bettany, Karl Urban, Brad Dourif, Stephen Moyer

10 Replies to “Ksiądz / Priest (2011)”

  1. I tak to niestety bywa z ekranizacjami komiksów – zwykle są nijakie. Przyznam się, że akurat „Księdza” oglądało mi się przyjemnie, również i za drugim razem. Dobry film na nudne deszczowe wieczory, w którym każdy znajdzie coś dla siebie – od romansu po duże ilości akcji.

  2. A ja kurna jakoś lubię ekranizacje komiksów, Wiem czego mogę się po nich spodziewać i korzystam z uśmiechem z tych mało ambitnych odmóżdżaczy, pławiąc się z przyjemnością w przeroście efektów specjalnych i przegadaniu 😉

  3. co prawda „Ksiądz” średnio jest adaptacją komiksu (raczej zapożyczeniem imion i krajobrazów), to jest dokładnie taki, jaki miał być – ładny, odmóżdżający i przegadany – czysta rozrywka 😛

  4. Stephen Moyer też w tym gra? I też wampira?

    Co do filmu, to dowiedziałem się o nim z naprawdę dobrych concept artów. Potem długo nic, potem nagle informacja, że będzie „TRZY DE” (zniechęcacz nr.1), a potem trailer, który zabił wszelkie nadzieje.

    Jak jest taki, jak piszesz, to nawet nie szukam 🙂

    Przy okazji, w takich klimatach tylko jeszcze razy 10, wydaje się być Sucker Punch. Film jest tak ładny, że zobaczyłem 3/4 i dałem sobie spokój 😛

    1. PS. Napisałem „nr” z kropką. .. niech mnie ktoś zastrzeli.

  5. pif paf!
    Moyer gra, że tak powiem, drugą stronę talerza 😛
    Ej, co masz do Sucker Puncha, ja to widziałam dwa razy, bo ładne było 🙂 i miało Oscara Isaaca w roli pierwszorzędnego szuji, za to Priest ma… no… niedogoloną mordę Czrnego Kapelusza 🙂

    1. No Sucker Punch jest bardzo ładny, tylko dlatego w ogóle go ruszyłem, ale zawiera też ogromną dawkę debilizmu. Tak wielką, że oglądałem go na dwa razy a w trakcie drugiego dnia wyłączyłem. Straszne.

  6. Sucker Punch było kosmiczne po prostu, a co do księży-ninja obejrzyj, jeśli nie widziałaś, Equilibrium

    1. widzielim, widzielim 😀

  7. film nie przypadł do gustu widzom, za to mnie przypadł jak najbardziej!

Dodaj komentarz