Bardzo trudno recenzuje się książkę osoby, którą się zna i lubi – nawet jeśli dość krótko i poniekąd zawodowo. Szczególnie, że często autora uwielbiam, a jego książki niekoniecznie (i vice versa). No i wszelkiego rodzaju Alicje mnie niezazbytnio (przecudowny neologizm). Tej książki jednak trudno nie polecić.
Zacznijmy od tego, że to wcale nie jest wariacja na temat Alicji i jej przygód na dnie króliczej nory. Owszem, zaczerpnięta jest symbolika, ale głównie po to, by przybliżyć czytelnikowi pewne zjawiska. Sięgnięcie po znany schemat pozwoliło Autorce przekazać dużo więcej. Pod płaszczykiem prostej opowiastki o zbuntowanej „magicznej” nastolatce otrzymujemy zgrabną historię o dojrzewaniu, stereotypach i rolach społecznych, z jakimi boryka się współczesna kobieta.
Błagam – nie czytajcie jej dosłownie. Nie rozczarujecie się, bo pomysły Autorki są ciekawe, ale wytrawny pożeracz fantastyki może bezczelnie ziewnąć nad tekstem. Potraktujcie opowieść jako metaforę.
Oto Leokadia, będąca Rozczarowaniem. Przez duże R. Rola ta całkowicie determinuje jej życie, niczym łatka przyklejona superglue. Zawsze brzydsza, głupsza i gorsza od swojej wspaniałej Kuzynki. Otula się płaszczem cynizmu i obojętności. Ukrywa swoje talenty, magiczne Znaki tańczące na jej skórze. Sama nie do końca wie, czemu. Nie walczy ze światem, jest raczej jak kamień w bucie, kot, który chadza własnymi drogami i potrafi czekać godzinami, zanim uderzy.
Leo ma pecha – jest za brzydka w stosunku do swojej inteligencji. Jest zbyt niepokorna, żeby zasłużyć na uznanie ze strony otoczenia. Zamiast wykorzystywać swe wdzięki i zdolności do manipulowania emocjami, Leo woli czytać książki, obserwować uważnie otoczenie i cynicznie rozkładać na części pierwsze kłamstwa, którymi karmią się nawzajem ludzie.
Mityczna Kraina Czarów nie jest pięknym, bajkowym miejscem. Rządzą w nim ból i strach, umiejętne dawkowane przez Rządzących. Druga część populacji, Rządzeni, musi się im podporządkować. Gwałty, zastraszanie, tortury i okrucieństwo są na porządku dziennym. Co ciekawe, Leokadia poddaje się im, jako czemuś naturalnemu, jednak nigdy nie czyni tego z przekonaniem. Być może umiejętność zmienienia się w dowolnego kota ma coś z tym wspólnego.
Tu po raz pierwszy zauważyłam, że opowieść jest metaforą – gdyby Kraina była jakimś osobnym, dzikim miejscem, nic nie stałoby na przeszkodzie, by Leo piżgneła tym w cholerę i zajęła się swoim życiem. Ona istnieje, tuż obok nas, ściśle związana z naszym „normalnym” światem, tak oczywista, że jej nie zauważamy. Kraina, gdzie kobieta teoretycznie może decydować o swoim losie, ale praktycznie nieświadomie poddaje się normom kulturowym, które niekoniecznie są tak oczywiście krzywdzące, jak to jest w krajach arabskich.
Leo musi się dać Przywiązać do Rządzącego, który może ją do tego zmusić. Nieważne jak – siłą, gwałtem, zastraszeniem. W sytuacji podbramkowej tyłek naszej bohaterki ratuje Szymon, który jest kwintesencją Tego Jedynego, choć do tego wniosku Leokadia musi dojść sama. Na razie z uporem broni się przed okazywaniem uczuć…
Z jednej strony mamy typowe fantasy dla nieco starszych nastolatków, z drugiej – ciekawą przypowieść opowiedzianą przez kogoś, kto nawykł do opowiadania ludziom o trudnych sprawach w łatwy sposób. Głównym zarzutem, jaki się pojawia w innych recenzjach, było wtrącanie przez Autorkę anglojęzycznych powiedzonek czy hasełek. Mnie również początkowo wytrącały z równowagi, ale zastanowiłam się chwilę i zganiłam się w myślach – przecież ja również wtrącam zwroty anglojęzyczne, choć częściej japońskie. Nie tylko ja – moim znajomym też się to zdarza, a podejrzewam, że młodsi robią to znacznie częściej. Byłabym hipokrytką, gdybym wściekała się o to na Leokadię. W imię czego? Czystości języka literackiego? Oh, come on!
Autorka nie moralizuje, nie wytyka palcami patriarchatu i nie jest wojującą feministką, a równocześnie stworzyła bardzo kobiecą książkę z bohaterką, z którą mogę się utożsamić. Szkoda, że nie czytałam jej dekadę temu, wiele by mi w głowie poukładała, a równocześnie spojrzałabym na siebie inaczej.
Agata Agnieszka Włodarczyk, Leokadia w Krainie Czarów
wyd. Novae Res, 2014
Twój opis Krainy Czarów bardzo mi to przypomina starą grę American McGee’s Alice na podstawie książki Lewisa Carrolla. Co do książki – brzmi nieźle, choć gdybym zobaczyła ją w księgarni prawdopodobnie jej okładka by mnie odstraszyła. Potworna wada bycia wzrokowcem.