Jedwabnik – Robert Galbraith (J.K. Rowling)

20140917_161436

Z „pozapotterową” literaturą pani Rowling (bo to ona ukrywa się pod pseudonimem Galbraith) miałam przyjemność przy lekturze Trudnego wyboru i nie powiem, żebym była zachwycona. I nie, nie dlatego, że książka była słaba – była tak okrutnie, bezlitośnie prawdziwa, że zrobiło mi się źle we wszystko. Ale ponieważ uważam, że co jak co, ale tajemnice i intrygi wychodzą Autorce doskonale, z niecierpliwością sięgnęłam po Jedwabnika.

Nie miałam szczęścia czytać poprzedniej części (tyle, co w księgarni, gdzie ciężko wzdychałam nad zawartością mojego portfela). Z nieba spadł mi jednak Jedwabnik i od razu zaczęłam go czytać.

Książka kupiła mnie praktycznie po pierwszych kilku akapitach. Z niezwykłą przyjemnością, niczym siadając w komfortowym fotelu u dawno niewidzianej znajomej, wsiąknęłam w zdania, opisy, nastrój poddasza, na którym mieści się biuro detektywistyczne Cormorana. Po godzinie wiedziałam, że to będzie świetny kryminał.

Przyznam, że diabelnie trudno mi określić, co tak naprawdę jest wyjątkowego w tej książce, choć jestem głęboko przekonana, że jest lepsza od całego stada tekstów zbrodniczych, które ostatnio czytałam. Może dlatego, że autorka rzuca na tyle śladów, żeby mózg czytelnika wibrował z ekscytacji, równocześnie zostawiając sporo miejsca na domysły. Jest również mistrzynią opisu niebezpośredniego – informacje o miejscach i postaciach są zarysowane tak, by czytelnik sam sobie dorysował pozostałe elementy. Jestem bardzo niepoprawnym czytelnikiem i szczegółowe opisy mnie męczą – głównie dlatego, że zawsze sobie wyobrażam coś zupełnie innego, niż pracowicie wysmarował ten czy inny autor.

20140917_155635Cormoran wyleguje się na trawce z Hildegustem   i Strażnikami      

Ten sposób prowadzenia narracji sprawił, że czułam się uczestnikiem, a nie widzem. To ten sam zabieg, który sprawił, że miliony dzieci (i nie tylko) poczuły się częścią Hogwartu. Ja stałam się partnerką Cormorana, kalekiego detektywa, lubującego się w oglądaniu transmisji sportowych. Polubiłam go od razu, bo nie był stereotypowy, wiecie, maczo-maczo man zniszczony alkoholem, cyniczny wobec kobiet i brutalny wobec mężczyzn. Nie, Cormoran jest zwyczajny – bystry, spostrzegawczy, przeżywa rozstanie z wieloletnią partnerką życiową. Ot, człowiek.

Kiedy znika pisarz Owen Quine, jego żona zwraca się do Cormorana o pomoc. Wkrótce… no dobrze, prawie w połowie książki, odkrywamy zwłoki pisarza. Jednak nie o trupa tu chodzi, tylko o cały światek wydawniczy, gdzie agenci, pisarze i wydawcy na zmianę skaczą sobie do gardeł i głaszczą po głowach. W tym wszystkim tkwi, niczym ziarnko piasku w trybach, najnowsza powieść Owena – Bombyx Mori, która w brutalny, ohydny i dosadny sposób opisuje otoczenie pisarza. Maszynopis wywleka na wierzch wszystkie najbardziej skrywane sekrety, tajemnice i wady bohaterów.

20140917_171737Bardzo prawie-angielski domek nr 179

Snuję się ponurymi, londyńskimi uliczkami, lekko utykając. Patrzę z troską na moją asystentkę, która chciałaby od życia coś więcej, ale jej narzeczony nie rozumie, jak ważna dla niej jest praca. Podrywam sympatyczną dziewczynę, zbyt ufną i beztroską, żebym nie miał wyrzutów sumienia po paru spotkaniach. Czytam obrzydliwe powieści zamordowanego. Spotykam się z ludźmi, którzy z użalania się nad sobą i swoim życiem uczynili sztukę. Świetny styl i lekkość pióra sprawiają, że jestem Cormoranem Strike’m, razem z nim łączę w całość puzzle-tropy, które doprowadziły do jego śmierci.

20140917_162859Nasz detektyw nie boi się podejrzanych zaułków i piwnic

Najbardziej cieszy mnie to, że wreszcie kryminał wzbudził we mnie prawdziwe emocje – i to we właściwych miejscach. Koniec z bohaterami typu „nic już nie chcę od życia”, „bo ja mam traumę i przyjdzie mi z nią walczyć” czy „moja kobiecość nie stanie mi na drodze do kariery”. Cormoran nie dramatyzuje, wszystko przeżywa w stonowany sposób. Autorka (słusznie) stawia na inteligencję czytelnika, który ma się domyślić, jakie emocje stoją za zdaniami, skrzywieniem ust, gestem. Czy można być złym na siebie, że się komuś uratowało życie? Czy mężczyzna może się troszczyć o kobietę bez romantycznych intencji?

Kryminał wreszcie jest kryminałem, a nie obyczajowo-ponurą papką poganianą traumą. Jest trup, są podejrzani, jest skandal i żmudna detektywistyczna robota – słowem wszystko, co powinien mieć dobry kryminał, który nie sili się, by COŚ powiedzieć o życiu, wszechświecie i całej reszcie (42). Ot, porządne czytadło w dobrym stylu, takie, do którego się wraca, choć wiemy, kto jest mordercą.

Jeśli chodzi o mnie, to życzę pani R(owling) czy też panu R(obertowi) weny i radochy z pisania. Dobrze jest wiedzieć, że są twórcy, którzy mimo fortuny na koncie nadal tworzą, bo ich coś pcha, gniecie i sprawia, że muszą wyrzucić z siebie słowa i zakląć je w druku. Życzę tego każdemu fajnemu pisarzowi, bo i czytelnik syty i twórca cały.

Przeczytaj również recenzję pierwszej części przygód Cormorana Strike’a – Wołanie kukułki!

Robert Galbraith, Jedwabnik
wyd. Dolnośląskie, 2014

Dodaj komentarz