Znam świat. Znam bohaterów i znam ich możliwości. Teoretycznie nic nie może mnie zaskoczyć, co najwyżej wyjaśni się parę tajemnic z poprzednich części. Grzecznie siadam na muła i zanurzam się w miasto rozjaśnione blaskiem magicznych latarni. Magia ponownie uderza.
Mogę spokojnie powiedzieć, że część trzecia jest dużo lepsza od drugiej. Przede wszystkim jest bardziej… dosłowna. Czytając miałam wrażenie, że oto żarty się skończyły, zniknęła poprzednia lekkość spraw, z którymi zmagała się zazwyczaj Kate. Może dlatego, że wreszcie zrozumiała, że najzwyczajniej zależy jej na otaczających ją ludziach i zwierzołakach. Kate, która broniła się przed jakimkolwiek zaangażowaniem, ciętym językiem i szorstką postawą odganiająca wszystkich od siebie w imię tajemnicy swego pochodzenia, ta sama Kate ryzykuje odkrycie się w imię … przyjaźni? Miłości? Odpowiedzialności za los tych, którzy ją obdarzyli zaufaniem?
Atlanta smagana przypływami magii też się zmienia, staje się miejscem bardziej mrocznym i niebezpiecznym. Szczególnie, kiedy członkowie Gromady tracą wrodzoną zdolność do regeneracji i nie potrafią się przemieniać. Krew, strach i piasek areny, a wszystko ładnie opakowane w tajemnicę: czego chcieć więcej?
Równocześnie książka napisana jest tym samym miękkim, lekkim stylem, który pozwala pochłaniać zdanie za zdaniem praktycznie bez wysiłku. Przyznaję, że przeczytałam ją w jedno popołudnie, z wypiekami na twarzy godnymi nastolatki połykającej „Zmierzch”, a przy scenach z Currenem pozwoliłam sobie sapnąć, co w połączeniu z rumieńcem wzbudziło niewielkie zainteresowanie współpasażerów pociągu relacji Opole-Wrocław-Opole.
Zaletą książki jest to, że nie pojawia się żaden nowy „cyniczny-acz-uroczy-męski-i-przystojny-drań”, jest stara obsada najważniejszych bohaterów, z czego na Kate lecą tylko dwaj, w dodatku jeden bardziej dla sportu niż z ochoty. No i Kate często się myje, co może niektórych zaskoczyć. Szczególnie, kiedy w wannie znajduje się nagle sam Władca Bestii. Trzecia część cyklu wreszcie dodaje trochę głębi bohaterom i zdecydowanie zaostrza apetyt na kolejną część. Warto ją przeczytać choćby po to, by zrozumieć, czemu Kate tak ukrywa swoją magię krwi. No i dla Currana, który jest całkiem fajnym kawałkiem męskiego ciała, choć momentami porasta futerkiem.
Zdecydowanie nie polecam czytania tej książki jako pierwszej – o ile poprzednie dwie jeszcze by sie dało na odwrót, gdyż autor(zy) ładnie przypomina i wyjaśnia o co chodzi, tak czytanie tej części popsuło by przyjemność czytania poprzednich. A przecież w czytaniu chodzi o to, żeby było przyjemnie, prawda? Z taką babeczką jak Kate, zapewniam, jest nie tylko przyjemnie. Jest bombowo.
Ilona Andrews, Magia uderza wyd. Fabryka Słów, Lublin 2010
Nie spodziewałabym się że z Currana taki prześladowca… Ale jeśli się zastanowić to tylko jego odrobinę natrętne zachowanie posuwa wątek miłosny do przodu, bo Kate stale się cofa. Ciekawe ile jeszcze będzie akcji typu „już prawie to zrobili, a jednak nie”.
I trochę szkoda, że nie ma żadnego nowego do haremu…
Ogólnie trzeci tom chyba najlepszy jak dotąd. Dzięki za recenzję. Czekam na następną część.
też miałaś wrażenie, że czyta sie to o wiele lepiej, niż poprzednie? I sama sie zastanawiam, czy to dlatego, że duet pisarski nie traci czasu na tworzenie świata, tylko wali nas prosto w łeb akcją, czy też po prostu styl im się poprawił…
Kolejnego faceta lecącego na Kate bym nie zniosła, szczerze. A tak? Mniam!
Wydaje mi się, że akcja była bardziej płynna. Jedno wydarzenie wynikało z drugiego. W poprzednich częściach było jakoś bardziej przypadkowo. I styl też się poprawił, a może to kwestia przyzwyczajenia?
A za Kate aż tak wielu już nie lata jak w poprzednich częściach. Saiman się nie liczy bo jest paskudny…
PS: Mam nadzieję, że Kate ugotuje Curranowi groszek do tej kolacji.
🙂
Może i warsztatowo najlepsza kniga z serii, ale imo fabularnie najsłabsza.
Przeczytałem, bo fajnie się czytało, ale jakbym czytał dłużej to pewnie w połowie zacząłbym ziewać. Nic totalnie mnie tu nie zaskoczyło: wszystko sygnalizowane od początku bądź z natury nieciekawe. Mało wątków, wszystko dość oklepane.
Nowych osobników w haremie brak, ale pojawiające się co i rusz opisy stałych bywalców (jacy to oni piękni) wystarczyły z nawiązką (i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Robi się z tego fantasy dla kobiet.
Za to humor fajny.
Ogólnie na +; czekam na kolejną część i pewnie nie będę musiał długo czekać, bo autorka wykazuje się całkiem zadziwiającym tempem (średnio książka na rok).