Pomysł na ten wpis (a raczej na cykl wpisów) chodził mi po głowie już od dawna, ale jakoś się za niego nie mogłam zabrać. Powrócił ostatnio przy okazji publikacji na blogu kolejnych tagów książkowych. Bo właściwie… co to jest ten tag książkowy? Co to bookstagram i dlaczego scrollowanie Tumblra jest takie fajne? Zapraszam na podróż po meandrach blogo-gadki 😉
Nie twierdzę, że znam cały język szeroko pojętej blogosfery, natomiast bez wątpienia uwielbiam się go uczyć i z niego korzystać. Po części dlatego, że jest związany z tym, co tak bardzo kocham, czyli z kulturą – książkami, filmami, muzyką. Ale po części też dlatego, że daje pewne… poczucie przynależności. Potrafię rozmawiać językiem fanów = sama jestem fanką, a Tumblr jest miejscem spotkań z moimi przyjaciółmi-fanami. Pomyślałam więc, że może też będziecie mieli ochotę rozgryźć kilka słów i zwrotów, które stworzyła blogosfera. Zapraszam więc na pierwszą część blogowego słowniczka 😉
Tag książkowy
Pobawię się tutaj troszeczkę w samozwańczego etymologa i zacznę od rozpracowania obcego słówka „tag”. Kojarzycie na pewno zabawę w berka, prawda? Po angielsku jej nazwa to właśnie „tag”, a zamiast „berek!”, dzieci krzyczą „TAG – you’re it!”. Czyli berek „otagował” kogoś innego, by ten ktoś teraz wykonał zadanie, jakim jest gonienie pozostałych.
Jak to się przekłada na książki (i nie tylko książki)? Otóż jedna osoba wymyśla zbiór zadań, najczęściej w postaci pytań, np.: „Jaka jest Twoja ulubiona książka z motywem magicznym?”. Zazwyczaj pytań jest kilka i są powiązane ze sobą jakimś motywem, np. porą roku, kolorem, gatunkiem książek. Następnie autor taga sam odpowiada na pytania, które stworzył – czy to wpisem na blogu, przez wideo na YouTubie, czy w dowolny inny sposób, jaki mu przyjdzie do głowy. Sęk w tym, że autor taga nie zachowuje go dla siebie, a posyła go dalej w świat – albo oznaczając (tagując) inne osoby, albo po prostu czekając, kto będzie miał ochotę podjąć się odpowiedzi na te pytania.
Przykład: Razem z Wiktorią z Przeczytaj Mnie stworzyłyśmy niedawno nasz własny tag książkowy. Chciałyśmy, by był w klimacie słowiańskim, a konkretniej był związany z obchodami Dziadów. Dlatego też pytania w tym tagu były inspirowane postaciami z „Dziadów” Mickiewicza oraz z autentycznymi obrzędami tego dnia. Na wszystkie pytania same odpowiedziałyśmy, po czym zaprosiłyśmy do zabawy wszystkich, którzy mieli na to ochotę 🙂
Nie jestem właściwie pewna dlaczego, ale absolutnie uwielbiam takie zabawy. Zarówno wymyślanie pytań, jak i odpowiedzi. Ba, kombinuję właśnie nad stworzeniem kilku tagów, niekoniecznie czysto książkowych… 😀
Bookstagram
Kolejna rzecz, którą zachwyciłam się tuż po jej odkryciu 😉 Słowo „bookstagram” to połączenie „book” („książka”) oraz „Instagram”, co nam daje konto na Instagramie poświęcone książkom. I tutaj nie ma żadnej większej filozofii – po prostu osoby prowadzące konta bookstagramowe wrzucają na nie w przeważającej większości zdjęcia okołoksiążkowe. Będąc zadeklarowaną sroką okładkową nie mogłam przejść obojętnie wobec takiej kopalni cudowności, a w rezultacie wylądowałam z własnym bookstagramem, na którego serdecznie Was zapraszam 😉
Bookstagramowa społeczność uwielbia bawić się słowami, dlatego nie zdziwcie się, gdy zamiast „good morning” zobaczycie radosne „book morning”, a popularne „selfie” zostanie zamienione na „shelfie” – to od „shelf” („półka”), co daje nam selfie na tle półki z książkami.
Tumblr
To, w największym skrócie, platforma mikroblogowa. Coś jak WordPress czy Blogspot, ale dużo prostsza i bez wielu funkcji, do jakich przyzwyczaiły nas „regularne” blogi. Powiedziałabym, że Tumblr to coś więcej, niż Instagram, ale nie aż tyle, co zwykły blog. A poza tym… Poza tym jest to absolutnie niezwykła społeczność. Przynajmniej ten kawałek, który ja zdążyłam poznać 😉
Bo widzicie, w tym moim małym, głównie książkowym kawałku Tumblra, mieszkają ludzie, którzy do upadłego będą walczyć o równość i prawo do bycia sobą. Ludzie, którzy z niesamowitym zapałem będą rozkładać na części pierwsze powieści, które pokochali. Będą też dopisywać ich własne fragmenty (tak, Tumblr to również popularne miejsce do publikowania fanfików), będą tworzyć piękne kolaże ze zdjęć, które kojarzą im się z daną książką. I będą się zaciekle w tym wszystkim wzajemnie wspierać.
Tak, bardzo mi się na Tumblrze podoba 🙂
A skoro już padło to słowo na F…
Fanfik
Kraina fanfików jest nieskończenie ogromna i nie zaszkodzi mieć się na baczności, gdy się wkracza na jej tereny 😉 Dlaczego? Ponieważ „fanfic” to skrót od „fan fiction” – co oznacza twórczość fanów. Ale jest to twórczość mocno inspirowana dziełami kultury (nie tylko powieściami, ale też filmami, czy nawet prawdziwymi wydarzeniami z życia celebrytów). Jak wiadomo, wyobraźnia ludzka nie zna granic, co samo w sobie jest strasznie fantastyczną sprawą. Ale z racji na to, że taką twórczość można publikować w Internecie bez absolutnie żadnych przeszkód, czasami można się natknąć na coś, o istnieniu czegoś wolelibyśmy nie wiedzieć. W moim przypadku większość takich spotkań dotyczyła dość… oryginalnych pomysłów na inną fabułę serii o Harrym Potterze 😛
Ale! Posiedziałam sobie trochę w tych Internetach, poczytałam to i owo, i doszłam do wniosku, że fanfiki to jednak mogą być całkiem w porządku. Mając koszmarnego kaca po przeczytaniu ACoWaRu zagrzebałam się właśnie w czytaniu fanfików i okazało się, że sporo z nich jest zaskakująco dobrym kawałkiem prozy. Pewnie, że natknęłam się też na kilka koszmarków, ale to samo mogłabym przecież powiedzieć o „regularnych” książkach 😉 Właściwie głównym problemem tych koszmarków, obok zwyczajnego braku umiejętności pisania u ich autorów, jest odzieranie postaci z ich charakteru i pozostawianie im jedynie oryginalnych imion. Ale zdarzają się też autorzy fanfików, którzy naprawdę wiedzą co robią. Widać, że uwielbiają oryginał, ale chcą czegoś więcej. Do dziś pamiętam jeden fanfik do Iron Mana, w którym historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż w oryginale, ale… to wciąż były te same postacie. Tony był tak samo bezczelny i zblazowany, Kapitan Ameryka wciąż był tak uroczo “niedzisiejszy”, a Loki… Achem, no, Loki BYŁ. Dopowiecie sobie resztę 😉
Mam jeszcze dla Was ciekawostkę. Otóż jedna z fanek zapytała Neila Gaimana, co on sądzi o fanfikach. Pytanie zasadne, bo w końcu fanfiki bazują na cudzych pomysłach, nie pytając nikogo o zgodę. Wiele osób jest zdania, że coś takiego nie powinno mieć miejsca, bo to kradzież, brak szacunku i wyobraźni. A co o tym sądzi mój kochany Gaiman? Zajrzyjcie na przykład do posta, w którym Gaiman przytacza kilka swoich wypowiedzi odnośnie jego stosunku do fanfików. Zerknijcie też na poniższy wpis… Czytaliście Gaimanowe „Studium w szmaragdzie”? Jeśli nie, to polecam bardzo! Jest to krótkie opowiadanko, które, jak sam Gaiman zauważa… jest fanfikiem 😉
Temat fanfików jest ogromny i w większości jeszcze przeze mnie niezbadany, ale dajcie znać, czy chcecie osobnego posta ze słowniczkiem „fanfikowym” – z tymi wszystkimi shipami, OTPami, head canonami i podobnymi stworzeniami 😉
Bardzo ciekawy artykuł, ze wstydem przyznam, że o tagach czy tumblrze nie miałam pojęcia. Muszę się w to wgryźć.
Żaden wstyd! Ale uważaj, bo jak już się wgryziesz w Tumblra, to możesz w niego wsiąknąć dość mocno 😉
Jak się nazywało to ff? Bo chętnie bym przeczytała, szczególnie że w moich klimatach…