Nie czytuję powieści obyczajowych (albo robię to bardzo, bardzo sporadycznie). Nie czytuję romansów. Erotyki też kiepsko u mnie stoją. Moja lista lektur walentynkowych jest wyjątkowo niestereotypowa – ale sami zobaczycie, że w sumie całkiem logiczna.
A kot w herbacie pluska się, bo tak.
Moi drodzy! To nie jest tak, że ja się nie wzruszam, a od głębszych uczuć odganiam się niczym od natarczywych much. Zdziwilibyście się, jak często w moim domu goszczą złośliwi ninja, krojący ukradkiem cebulę i powodujący u mnie potoki łez. Jednak praktycznie nigdy nie jest to z powodu tego, że żyli długo i szczęśliwie (albo nie żyli bardzo i całkowicie).
Walentynki to zamieszanie, które jest wynikiem tego, że w USA nie mają jakiś własnych świąt wynikających z tradycji narodu, a jedyne, co łączy tak różnorodnych kulturowo i podzielonych wewnętrznie ludzi to pieniądz i telewizja (kto czytał Amerykańskich bogów Gaimana, ten wie). Być możę jakieś tam szczątki „starych ” tradycji się pętają u źródeł zabawy, jednak nie ulega wątpliwości – ludzie dostają małpiego rozumu. Serduszka latają w powietrzu, a samotne osoby dostają depresji. Uczuciowa prostytucja szaleje w najlepsze – wystarczy powiedzieć, że w większości kin już dziś są wyprzedane wszystkie bilety na wszystkie seanse 50 twarzy Gerya. Brrrrr….
Gdzieś tam jednak siedzi w człowieku dioboł, który zmusza do refleksji, że może jednak powinnam być bardziej romantyczna i duchowo z ludźmi związana. Dioboł piszczy, że może powinnam przeczytać książkę, gdzie ktoś będzie długo i ładnie umierał, albo o miłości skazanej na niepowodzenie z powodów kulturowo-wojenno-obyczajowo-życiowych. Że może już czas stać się bardziej… dojrzałą czytelniczką. No bo spójrz, kobieto, co ty czytasz – zero książek o ludziach, nic nie ma o kondycji świata, o zwykłych, rzeczywistych ludzkich losach, o miłości…
I w tym momencie szlag mnie trafił. Taki porządny. JAK TO NIE CZYTAM O TYCH RZECZACH!?!
Ja bardzo przepraszam, ale wbrew pozorom taki horror jest całkiem zgrabną opowieścią o miłości. Wykuwa się ona w ekstremalnie trudnych warunkach, jest zazwyczaj spora dawka seksu, zamiast złośliwej szefowej mamy co prawda stwory z innych wymiarów, ale czasami, jak pomyślę o mojej pani Ali z księgarni, to nie jestem pewna, czy przypadkiem nie terminowała ona w piekle. Horror często obnaża najbardziej ukryte, ludzkie motywy i cechy charakteru, obnażając w krwawym zwierciadle małostkowość, okrucieństwo i hipokryzję. Grom Koontza to jedna z najpiękniejszych opowieści o miłości – dosłownie ponadczasowej. Lśnienie Kinga jest alegorią relacji w rodzinie alkoholowej i miłości między dziećmi a rodzicami. Lovecraft często pokazuje, jak władza korumpuje i pociąga człowieka.
No i ta satysfakcja, kiedy złemu, wrednemu bohaterowi jednak dzieje się krzywda!
Zachwycacie się Interstellar? (ja jeszcze nie, więc proszę nie spojlerować, ale wiem, o co chodzi). Moi drodzy, sci-fi roi się od historii miłosnych, od których człowiek po nocy moczy poduszkę łzami. O tym, że w wyniku podróży międzygwiazdowych jedna część pary się nie starzeje, czytałam często u Le Guin, a nawet w Hyperionie Simmonsa (gdzie pada jedno z piękniejszych zdań: najbardziej nienawidziłam tej pierwszej sekundy, kiedy patrzyłeś na moją zmienioną twarz). A wszelkie dramaty związane z tym, że jedna osoba z pary jest sztuczną inteligencją? Luna to surowa pani Heinlena to książkowy majstersztyk pod tym względem. No i koniecznie obejrzyjcie film Her ze Scarlet Johansson w roli komputera. Zakochacie się.
Ręka w górę, kto w książce fantasy ani razu nie natknął się na romans taki, że mu kapcie spadły. Zaczynając od Ronji, córki zbójnika poprzez Władcę pierścieni do Wiedźmina. Dobre fantasy przenosi bolączki codzienności w odrealniony świat, jednak wystarczy odrobina mózgu, żeby przełożyć problemy elfów, krasnoludów i goblinów na świat współczesny. Tyle, że problemy bohaterów wykraczają często poza utarte ramy, dostarczając nam kolejnych poziomów wzruszeń. Spóźnieni kochankowie Whartona? Pfff, spróbujcie Aragorna i Arweny (albo historia Luthien i Berena). To, że historie miłosne dzieją się w świecie, który nie istnieje, nie oznacza to, że są mniej prawdziwe. Wojny rodowe, tragiczne w skutkach związki międzyrasowe, dojrzewanie do miłości…
Do czego zmierzam? To nie forma, w jakiej podana jest miłość, jest najważniejsza. Nasze emocje są tak samo autentyczne kiedy patrzymy na Bezsenność w Seattle i Willow. Tyle, że inne gatunki nie koncentrują się na miłości aż tak bardzo. Mnie to odpowiada.
A kryminały? Przecież praktycznie każdy z nich jest wypełniony namiętnościami po brzegi. Nienawiść, miłość, żal, strach… Mistrzyni kryminału, Agatha Christie, realizowała swoje życie uczuciowe poprzez pisanie o ludzkich słabościach i ekstremalnych emocjach. No kto z Was nie miał nigdy ochoty kogoś zabić? I to właśnie miłość jest najczęstszym powodem zbrodni. Zdecydowanie wolałabym dostać na Walentynki książkę Agaty niż cokolwiek ze stockowym zdjęciem melancholijnej pani na okładce.
I na KONIEC: nie dajcie sobie wmówić, że nie jesteście romantyczni, bo miłość jest wszędzie. Tyle, że czasem oblana wiadrem świńskiej krwi (Carrie) albo biega z łukiem po drzewach.
Najbardziej chyba szlochałam czytając”Lewą rękę ciemności” i „Mówcę Umarłych”.
ja nad lekturami ryczę równo, Stephen King to mój naczelny rozłzawiacz.
W podstawówce i trochę jeszcze w liceum (no bo za moich czasów to ta podstawówka całkiem długa była), gdy ktoś mnie wyjątkowo irytował, umieszczałam jego postać w opowiadaniu i – a i owszem – często mordowałam 😀 Potrafiłam noc zarwać (lub weekend nawet, 72h bez snu!), by opowiadanie doprowadzić do końca. Człowiek w realu nadal żył, niedraśnięty, a moje emocje jakoś się uspokajały.
Za Greya i jego pięćdziesiąt twarzy podziękuję, nie moje klimaty. Choć zastanawia mnie jego fenomen, to, że chyba pierwszy raz w historii kina (jeśli się mylę, oświecić mnie proszę) na wielkim ekranie, pod szumną nazwą adaptacji powieści, pojawia się czysty film pornograficzny. Na wielkim ekranie kin wiodących, nie tych małych, w zakamarkach podejrzanych dzielnic ukrytych. To mnie zachwyca nawet – wystarczy inaczej zapakować, nazwać nie po imieniu, i voila, granice zostają pokonane, nikt nie krzywi nosa i tak dalej.
Do Walentynek mam stosunek ambiwalentny; czasem tylko mnie mierzi, gdy mi się te serduszka, czekoladki, szampan, truskawki i obowiązkowy seks narzuca (a czynią to wszelkie reklamy, tak w tv, jak i z billboardów wyzierające). Mogę, mogę wszystko, ale no kurcze, nie muszę.
dokładnie, ja wszystko bardzo chętnie, ale w każdy dzień w roku, a nie tylko w sztuczne święto, przez które rozgrywają się dramaty emocjonalne (no bo jak on śmie mnie kochać w BARDZIEJ w Walentynki, no!!).
Szyszko, za ten wpis masz u mnie jakiegosik potężnego bonusa! Taka się czułam nieco osamotniona w swych uczuciach odnośnie walętynków, a tu proszę, pisze ulubiona Szyszkowatość dokładnie to, co mnie tu i tam uwiera… Ulga, normalnie ulga, że weź. Wypełniona ową ulgą dusza wiedźmowa odetchnęła porządnie i zniesie łatwiej te wszystkie czerwoności, serduszkowości i różowości, straszące z każdego kąta 🙂
Podniesiona na duchu, idę poszukać wątka uczuciowego w świeżo otrzymanym thrillerze naukowym. Kto wie…
a chodził ostatnio po mnie, szczególnie, że próbujemy wyjść ze znajomymi do knajpy od miesiąca, a tylko w walę w tynki możemy się zebrać razem do kupy. a tu kicha, Misiomiej został wyśmiany wręcz w 2 knajpach. Jakby normalnie ludzie dostali małpiego rozumu…. powodzenia z lekturą!
Aleś mi dodała pozycji SF do przeczytania… Ale najpierw:
JAK TO NIE WIDZIAŁAŚ „INTERSTELLAR”?! Przepraszam za ten wybuch, ale… jeszcze to w ogóle grają? Ale spokojnie – nadrobiłem: byłem dwa razy. 🙂 (Pierwszy film na który poszedłem dwa razy.)
A co do pokochania SI: ostatnio grałem w portala… ahhh…. Ten dowcip! I ten głos, po popsuciu pierwszego rdzenia!
ooooooooooooooooo!!!! Brawo!! Kocham Portal! i ta pioseneczka na koniec 😀 😀
Inerstellar sobie pewnie kupimy, mamy stosy bonów prezentowych do Empiku. Jestem bardzo ciekawa 🙂
Luna to surowa pani – chyba mam na półce, mogę pożyczyć, jakby co. A Hyperiona nie mam, żałuję, przeczytaj koniecznie.
Ja bankowo też kupię. I na OSTa na płycie czekam, narazie w Empiku tylko wybrakowany mają. :/
Bo ta scena gdzie [ciach] i wtedy Hans Zimmer zaczyna [ciach]… Mistrzostwo! Ale nie spojleruję. 😛
Interstellar obejrzany. Wow.
Dokładnie!
Ja w między czasie Portala 2 nadrobiłem. Ach, jakbym mógł serio się zgłosić i ryzykować życie dla kolejnych tekstów GLaDOS… A jeszcze byłbym oszukiwany że mi za to płacą!
Drugi Portal równie cudny 😉
on jest! 😀
Spoko, tak się domyślam.
Ale dokończę ściąganie dopiero w łikend.
Szyszko! Świetny wpis, szczerze mówiąc wg mnie w tych tak zwanych „nieromantycznych” książkach bardzo często jest więcej uczuć i dramatu niż typowej literaturze romantycznej czy obyczajowej. Dodatkowo jest fabuła, w której znajdziemy coś więcej niż tylko sam romans 😉
Mówca Umarłych, Polgara Czarodziejka, Her (film)… można tak wymieniać w nieskończoność.
Dzięki Ci wielkie za ten tekst!
Ps. Wiesz, że Agatha Christie wymyślała większość swych opowiadań podczas mycia naczyń? Powiedziała kiedyś, że nic innego nie wyzwala w niej tak morderczych uczuć 😉
o, z naczyniami mam podobnie 😀
a ciocia Pol rządzi, wymiata i tańczy z cicikami. Rany julek, ile razy ja się popłakałam nad książką, która w żadnej mierze nie może być określona jako „kobieca”… Poza tym zauważyłam, że tak spokojnie 80% moich znajomych kobiet czytuje wszystko poza obyczajowymi, a jeśli już sięgają po nie, to są z bardzo zacnej półki.
PS. Książka od Ciebie rządzi, językowo mnie powala, po raz pierwszy stwierdzam, że trudno mi w angielski 😀
A „Ostatni Jednorożec”..? Do tego jeszcze to łamiące serce opowiadanie („Dwa serca”, Nowa Fantastyka 07 (310) 2008), które dopina wątek króla Leara i Jednorogini…
Jakby na potwierdzenie: zacząłem dziś czytać „koniec wieczności” – po informacji na książce wiedziałem o czym będzie: ale nie myślałem że AŻ TAK. 🙂 (Jestem jakoś w połowie.)
Również jestem fanem fantasy. Ostatnimi czasy jednak po przeczytaniu Sapkowskiego przeskoczyłam na Cobena i rzeczywiście jego książki można przeczytać w ciągu jednej nocy.