Głęboka zima, potężne zaspy śniegu, ekskluzywny pociąg oraz TRUP! Co może być lepszego na ponury, późnojesienny wieczór? 😀
Nie ukrywam, że mam ogromny sentyment do Sherlocka Holmesa, w końcu praktycznie wychowałam się na opowiadaniach o jego przygodach. A gdy akurat nie było co czytać, to zasiadałam razem z Dziadkiem na kanapie i oglądaliśmy kolejne odcinki starych seriali sensacyjno – kryminalnych: „Randall i duch Hopkirka”, „Columbo”, „Gliniarz i prokurator”… I jakoś wśród tego wszystkiego nigdy nie sięgnęłam po Agathę Christie. Aż do teraz.
Jeżeli sądzicie, że ta decyzja miała coś wspólnego z pojawieniem się w kinach świeżutkiej adaptacji tejże powieści, to oczywiście macie zupełną rację 😀 Przez dobrą chwilę zbierałam szczękę z podłogi po tym, jak zobaczyłam obsadę tego filmu. Cudowny Kenneth Branagh (przy okazji również w roli reżysera), przepiękna jak zwykle Judi Dench, drapieżny Willem Dafoe, niepozorna Olivia Colman, dystyngowany Derek Jacobi, zachwycająca Michelle Pfeiffer… Przy takim składzie nawet Johnny Depp zszedł na dalszy plan 😉 Oczywiście nie było innej opcji, bezwzględnie zamierzałam wybrać się do kina. Tak się złożyło, że dzień przed planowanym seansem miałam spędzić trzy godziny w pociągu, nie mając przy tym pomysłu na odpowiednią lekturę. I wtedy mnie olśniło… Czy jest lepsza powieść do czytania w pociągu, niż „Morderstwo w Orient Expressie”? 😀 Nie znalazłam takowej, więc radośnie zabrałam się za „Morderstwo…”.
Pierwsze trupy za płoty
Nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać, poza tym, że to nie będzie kryminał, do jakiego przyzwyczaili mnie współcześni Coben czy Grange. Jednak etykietek „retro” i „klasyka” nie otrzymuje się za nic. Chwilę trwało, zanim przestawiłam się na taki styl pisania i prowadzenia akcji, ale gdy już mi się to udało… Och, byłam zachwycona.
Główne założenie na pewno jest Wam już znane, czy to ze słyszenia, czy chociażby z filmowego trailera: w pociągu ekskluzywnej linii Orient Express dochodzi do morderstwa, wszyscy pasażerowie stają się więc podejrzanymi, a mordercę ma wskazać legendarny już detektyw Hercule Poirot.
Jest coś absolutnie fascynującego w tej dusznej, zamkniętej scenerii pociągu uwięzionego wśród śnieżnych zasp. Nie tylko dlatego, że Orient Express jest dla mnie czymś niemalże magicznym – gdybym miała możliwość przenieść się w przeszłość tylko na chwilę, zrobiłabym to właśnie po to, by móc wybrać się w podróż tym pociągiem. Kwestię tego, czy byłoby mnie na to stać, na razie zostawmy 😛 Ale zanim się rozgadam o niesamowitych pociągach, wróćmy do książki. I do detektywa, który musi wskazać mordercę, mając do dyspozycji jedynie zeznania pasażerów i swój własny umysł.
– Więc co jest niewłaściwego w mojej ofercie?
Poirot wstał.
– Proszę wybaczyć mi, że zrobię wycieczkę osobistą. Nie podoba mi się pańska twarz, monsieur Ratchett.
Nie ma tutaj zapierających dech w piersiach pościgów, nie ma strzelanin… A w każdym razie nie było ich w książce, film natomiast postanowił dodać trochę żywej akcji do tej historii. Ale prawie cała powieść składa się tylko z rozmów i rozmyślań. Czy to może być wciągające? O tak, i to bardzo!
Razem z Poirotem próbowałam dostrzec w zeznaniach pasażerów jakiekolwiek luki i niezgodności, wywnioskować z ich słów coś, czego nie chcieli powiedzieć. Fascynujące było to, że w jednej chwili podejrzewałam tę osobę, ale już wypowiedź kolejnej podsuwała nowe pomysły i kierowała podejrzenia w inną stronę. Fizycznych poszlak było niewiele, najważniejsze były słowa. I bystry umysł Detektywa z Wąsem.
– Lubię oglądać rozwścieczonego Anglika – rzekł Poirot. – Jest taki zabawny.
Agatha Christie - Morderstwo w Orient ExpressieA teraz wyobraźcie sobie moją frustrację, gdy mój pociąg dotarł do stacji docelowej, a mi zostało jeszcze 15 minut do końca książki 😛 Na szczęście udało mi się jeszcze wysupłać te kilkanaście minut, zanim dotarłam na seans, więc siedząc w kinie znałam już całą historię i jej rozwiązanie. Zależało mi na tym, żeby móc uważniej przyglądać się aktorom, skoro już wiedziałam, na co dokładnie zwracać uwagę.
Książka czy film?
Nie ma szans, żebym wybrała jedno ALBO drugie. Przepadłam kompletnie, czytając książkę, której fabuła tylko pozornie posuwała się do przodu bardzo powoli. Z kolei film był prowadzony nieco zbyt chaotycznie, jak na mój gust, ale miał tak wspaniałą obsadę, że dla samych tych aktorów warto go zobaczyć. Choć słusznie zauważyli Sfilmowani w swojej recenzji, że jeszcze lepiej by to wyglądało, gdyby całą tę ekipę przenieść na deski teatru. Zabrać efekty specjalne, dorzucić kolejną godzinę czasu antenowego i pozwolić aktorom pokazać, na co ich naprawdę stać.
Mam mały niedosyt po filmie, bo nie mogę się pozbyć wrażenia, że tylko jedna osoba miała szansę porządnie wykazać się aktorsko. Choć z drugiej strony przy takiej fabule nie było zbyt wiele możliwości na interakcje między pasażerami pociągu, bo większość rozmów to Hercule Poirot kontra jeden z podejrzanych.
Nie zmienia to faktu, że polecam zarówno przeczytać książkę, jak i wybrać się na film. Rozwiązanie zagadki w obu przypadkach jest takie samo, ale przy tym książka i film dostarczają różnych rodzajów przyjemności 😉
Też chcę zobaczyć.Uwielbiam Christie, czytałam dużo, znam starą wersję -też powalała obsadą.Dla mnie jedyny Poirot to Suchett, Branagh jest dobrym aktorem, ale te wąsy!
Ostatnio dyskutowałam o tej książce i nie spoilerząc, powiem tak: w kryminałach A.Christie jest dużo zbrodni dla pieniędzy,prostych, jasnych i zrozumiałych.Facet zabija starszą żonę dla kasy i nie ma o czym dyskutować.A tu…nie, mało realne…Sorry.Psychologicznie niemożliwe.Dałabyś radę?
Polecam „Pięć małych świnek” „Śmierć na Nilu” i „Noc w bibliotece”, jakby Ci się nie chciało czytać, są też filmy.
Bardzo miły wpis.
Dziękuję bardzo za polecenia, będę sprawdzać ^^ Zamierzam sobie jeszcze trochę Christie poczytać, a potem pewnie sięgnę po filmy. Mam już na oku starszą wersję „Morderstwa…” (ponieważ Sean Connery!), Suchetta też bym bliżej poznała…
A wąsy Branagha są osobnym, majestatycznym stworzeniem 😀 I mają własny kubraczek!