Niuch – Terry Pratchett

Z książkami Pratchetta to ja mam tak, że, w 95% przypadków, po przeczytaniu nie wiem, co właściwie powiedzieć. Ja jego książek nie czytam, ja je przeżywam. To takie zen, z gatunku objawień, dlaczego cała krowa przeszła przez okno tylko ogon nie przeszedł i dlaczego ogon nie przeszedł. Pomarańczowe drzewka na brzegu strumienia.

Kłopot z jego książkami polega na tym, że nawet nie zauważy się, kiedy zachodzą cię od tyłu i ładują potężnego kopa w kręgosłup moralny. Tym razem dowiadujemy się, że sprawiedliwość nie robi sobie wakacji, a nos policjanta wyczuje smród nieprawości nawet przez pryzmy kompostu. Tak, Vimes, człowiek, który ma wypisane „miasto” na każdej kości, znalazł się na wsi. A konkretnie – na swoich włościach.

Kiedy ktoś, dla kogo szczytem marzeń jest wyhodowanie własnego pędu rzeżuchy na kawałki szmatki, odkrywa, że jest właścicielem ziemskim (włącznie z kawałkiem strumienia, co rodzi oczywiście problem własności ryb, które głupie są  i granic nie widzą oraz całkiem zaradnym pustelnikiem), w dodatku z gatunku obrzydliwie bogatych – to musi oznaczać kłopoty. Na szczęście kłopoty spadną na głowę tak zwanej śmietance towarzyskiej.

Tytułowy „niuch” może oznaczać powonienie, ale równocześnie intuicję, a tego Vimesowi nie brakuje. W dodatku „niuch” może sugerować jakiś udział tytoniu w całym zamieszaniu – więc i tytoń się znajdzie. Angielski „snuff” oznacza również film, który  pokazuje rzekomo prawdziwą zbrodnię, puszczony w obieg komercyjny. Wszyscy widzą, wszyscy się bulwersują, ale nikt nie wierzy, że to prawda, a nawet jeśli, to przecież nic nie można zrobić, czyż nie? Ot, forma rozrywki, oglądanie cudzej śmierci.

Pratchett  nie zostawia suchej nitki na arystokracji i bogaczach. Vimes wdziera się w ich ciasny, poukładany światek jak gorący nóż w zjełczałe masło. Została dokonana zbrodnia. Morderstwo. I choć wszyscy twierdzą, że to przecież był tylko goblin, śmieć, bydło – Vimes wie jedno: zwierzęta nie błagają o litość… ani o sprawiedliwość.

Wkraczamy w przedziwny świat goblinów, rasy nieobecnej dotychczas w uniwersum Dysku. No, obecnej, ale marginalnie. Spychanej poza nawias człowieczeństwa, pozbawionej podstawowych praw, jakie należą się istotom rozumnym. Kto by się tam przejmował kolekcjonerami smarków i wosku z uszu! W dodatku one same się na to godzą, więc widocznie tak już na tym świecie jest. Ustalony porządek i nie ma co się zastanawiać. Jednak Vimes nie potrafi nie myśleć, a przed oczami nadal widzi ciało bezbronnej goblinki, która błagała o życie.

Jak zwykle jest to na rękę Vetinariemu, choć w życiu się do tego nie przyzna, a śledztwo zaprowadzi nas w rejony, gdzie dobre urodzenie gwarantuje nietykalność, a status społeczny wyznacza krew. Naturalnie nie może braknąć szaleńczych pościgów, Nobbyego Nobbsa, sierżanta Colona (przyczepionego do amfory goblińskiej) i Marchewy, ale wszyscy pozostali strażnicy wypadają blado wobec Sama Vimesa, który nosi w sobie ciemność wprost z krasnoludzkich mitów. Równocześnie poznajemy przerażającą algebrę konieczności, znajdujemy piękno w największym brudzie i damy się unieść fali – przenośnej i dosłownej.

Równocześnie Pratchett podpowiada, jak łatwo ludzie bogaci i wpływowi mogli by szerzyć dobro na świecie. Wystarczy nie godzić się na krzywdę w imię większego zysku i od czasu do czasu posłuchać muzyki. Książka jest piękna i drastyczna zarazem, ale i temat jest ważki. Współczesne niewolnictwo, przepaść między bogaczami a biedakami, potworna odpowiedzialność tych, którzy chcą nieść innym sprawiedliwość. I nieustanny, powracający motyw: czy trzeba robić to, co jest dobre, czy to, co jest słuszne?

Jeśli chodzi o mnie, to ksiazki Pratchetta powinny być lekturami szkolnymi. Powiedzą więcej o naturze dobra i zła, o moralności, niż każda książka do etyki. Lektura przydała by się też politykom, duchownym i biznesmenom. Ot, taka mała lekcja pokory.

A nam wszystkim przydał by się taki Vimes, który po prostu nie potrafi odpuścić, kiedy dzieje się krzywda.

Terry Pratchett, Niuch
Prószyński i s-ka, 2012

4 Replies to “Niuch – Terry Pratchett”

  1. Przeczytałam. Też bełkoczę w zachwycie.

  2. Grzegorz-Konsultant says: Odpowiedz

    ja chciałem tylko powiedzieć, że wpisałem komantarz nocy pewnej.
    postarałem się, był długi i ładnie oddawał mój strumień świadomości (jakoś koło 2 w nocy).
    I wcięło go!
    Więc wpisałem raz jeszcze.
    potem znowu.
    Do 3 razy sztuka.
    teraz to już foch!

    I tylko dodam, że miranda może uważać się za szczęściarę, bo tyle Pratchetta jeszcze przed nią! Jak Ona się uchowała?

  3. Jeszcze zbieram na „Niucha” fundusze, ale zamierzam go pochłonąć jak najszybciej, od Pratchetta można się uzależnić;)

    Pozdrawiam!

  4. Nie, nie lekturą! Może – lektura obowiązkową ludzi myślących, ale nie wprowadzajmy Pratchetta do szkół. Nie wydawajmy go na zmielenie, na „co autor miał na myśli”, na „napisz charakterystyke postaci”, na przerabianie go na bryki…

    Jako wyznawczyni to piszę. Nie fanka, nie wielbicielka, tylko wyznawczyni. Dla mnie Pratchett jest bogiem, bo niemożliwe jest, by tylko człowiek wiedział WSZYSTKO, a on najwyraźniej, takie mam wrażenie, wszystko jednak wie :).

Dodaj komentarz