Pamiętacie moje notki z cyklu Krakuska w Olsztynie? Teraz będzie nieco inaczej – jak się pewnie domyślacie po zdjęciu powyżej. W skrócie: jedno małe marzenie, hodowane jeszcze od czasów gimnazjum, spełniło się. Był samochód, moi ludzie, kilometry dróg i kilka miast po drodze. A przede wszystkim cztery dni w Paryżu. Jakie są moje wrażenia? Krótko i treściwie podsumowuje je tytuł tej notki. Zapraszam do rozwinięcia – będą zdjęcia 🙂
Follow the black swallow, czyli muzeum zamkowe w Kwidzynie.
Katedra w Kolonii przytłaczała ogromem, a widok z wieży był oszałamiający – wart wdrapywania się na resztkach oddechu po tym milionie schodów…
Główny Plac w Brukseli (belgijskie czekoladki zostaną wkrótce zakupione).
Brukselski obiad, czyli przepyszna tarta na ciepło.
Pierwsze paryskie śniadanie – bagietka, wędlinka, pomidor… i śmietana.
Jeden z mnóstwa stolików, jakie czekają przed kawiarniami, szepcząc do przechodniów: „Chooodź tuuu, uuuusiądź, będzie miiiiłoooo…”
Wnętrze katedry Notre Dame.
Most Sztuki przed Luwrem – idea kłódek jest znana także u nas ^^
Montmartre – moja ulubiona dzielnica i początek najlepszego wieczoru w Paryżu.
Kreatywność w najlepszym wydaniu, bo wywołująca szeroki uśmiech na twarzy (:
Kolacja prawie-przy-świecach, czyli francuska pizza (pyszna!) i różowe wino.
Tym razem nie kawa, a herbata z cynamonem (:
Nocny Paryż – festiwal kolorowych świateł.
Ostatni przystanek przed powrotem – Luksemburg.
Mam nadzieję, że foto-wycieczka wam się spodobała 🙂
bosko też tak chcę….
EEkkstraaaaaaaa <3 Wróćmy tam!