Miasto Śniących Książek – Walter Moers

Jeśli istnieje kategoria Szajs Tygodnia, powinnam założyć też Anty-Szajs. Sęk w tym, że wszystko, co nie jest Szajsem, automatycznie jest nie-Szajsem, a o prawdziwy, potężny Anty-Szajs naprawdę ciężko. O wiele trudniej, niż o klasyczny Szajs. To musi być książka stworzona przez pisarza, którego dotknął Orm. Zapisana Alfabetem Gwiazd. A Walter Moers nie tylko był dotknięty, ale spał i kąpał się w Ormie i  przegryzał Nim kanapki z pszczelego chleba, obowiązkowo podane z grzańcem kawowym.

Tu zaczyna się historia. Młody smok-dinozaur z Twierdzy Smoków, urodzony do tworzenia wierszy i powieści, dostaje w łapy tekst idealny. Jest to spuścizna po jego ojcu poetyckim, Dancelocie (który miał nieprzyjemny epizod z byciem szafą pełną brudnych okularów), autorze jednej, ale pełnej witamin powieści o warzywach ogrodowych – jest to szczegół bardzo istotny dla dalszej opowieści, choć jego urok będziecie musieli odkryć sami, drodzy Czytelnicy. Tekst jest tak genialny, że nawet odstępy między wyrazami zdają się mieć znaczenie. Niestety – autor zaginął w głodnych trzewiach Miasta Śniących Książek. Hildengust Rzeźbiarz Mitów, bo tak zwie się smok, autor trzymanej przez nas książki – Moers jest jedynie tłumaczem literatury camońskiej –  postanawia udać się do osławionego Księgogrodu, by odnaleźć pisarza – geniusza.

Kawa i pączek temu, kto tu znajdzie Twierdzę Smoków.

Camonia to bardzo różnorodny świat, zamieszkany przez wszelakie fantastyczne rasy. Księgogród jest centrum wszelkiej kultury czytelniczej, z niezliczoną liczbą księgarni, antykwariatów, kafejek z wieczorkami poetyckimi, książkowych restauracji i zaułkiem, gdzie można kupić nielegalną krytykę literacką. Książki można kupić, obejrzeć, ale też powąchać czy zjeść, można ich użyć jako broni, pułapki, bomby, wyściółki pokoju, łóżka i kołderki. Świat, który kręci się wokół pożółkłych kartek, magii buchemicznej i Złotej Listy, na której znajdują się tytuły dosłownie grzechu warte. I to takiego grzechu, który wiąże się z nieprzyjemnymi konsekwencjami usuwania cudzej krwi z dywanu.

A tu? Meduzka. Taka malutka.

Bo Księgogród to miasto wielkich namiętności. Tak  intensywnych, jak głębokie są jego katakumby, pełne zapomnianych, nad wyraz cennych książek, jak i przerażających potworów. Barwne pióro kronikarza oprowadza nas po uliczkach miasta, zabiera na koncert trąbuzonowy, karmi Loczkiem Poety i książeczkami z nadzieniem cynamonowym. Najpiękniejsze jest to, że fantazja Camończyków jest nieograniczona –  w końcu nawet tak fascynujący temat, jak literatura, może się znudzić, tu jednak co akapit jesteśmy zaskakiwani czymś zupełnie nowym. Szczególne, że oko wprawne w wyszukiwaniu anagramów wyłapie od razu, że Camońscy pisarze niekoniecznie różnią się od znanych nam klasyków literackich.

Dreszczyk emocji towarzyszy nam przez całą lekturę. Ekscytacja, kiedy natrafiamy na egzemplarz ukochanej książki za przystępną cenę. Radość z niezwykle cennego znaleziska w książkowej paczce-niespodziance. Łzy wzruszenia, kiedy ginie bohater lub gdy słyszymy kogoś z miłością recytującego naszego ukochanego poetę.  Przerażenie, kiedy wali się nam na plecy tona książek, a Pająxxxx łapie nas w swoją sieć. Harpiry piszczące przeraźliwie w powietrzu, gdy szaleńczo pędzimy wzdłuż torów pradawnej kolejki. Setki tytułów, poemacików, zagadek i tajemnic. Szeleszczący oddech Króla Cieni, przemierzającego Katakumby. Na każdej stronie pomysł goni pomysł, iskrząc się między literami.

No mnoży się takie robactwo, pod nogi włazi i zaczepia literacko…

Chcę przeczytać „Plaster na tęsknotę za domem”, „Guzy w łabędziej szyi” i koniecznie „Zanillę i murcha”, nie mówiąc o „Rycerzu Hemplu” (który nabiera rozmachu po stu stronicowym wprowadzeniu pielęgnacji lancy)! Czy można tak mocno tęsknić do literatury, która nigdy nie została napisana? Zabieg z recenzją książek nieistniejących popełniali najwięksi (w tym choćby Lem czy Eco, my też planujemy, a co, do ideałów trzeba dążyć!). Chcę oddychać powietrzem miasta żyjącego i umierającego książkami. I chcę poznać smak Wina Komety, tak przerażający i cenny…

Podpowiedź dla tych, co jeszcze na pierwszym obrazków szukają Twierdzy Smoków.

I tak jak Hildengust chcę czytać, czytać i czytać, odkrywając Orma w doskonałych wersach, gnać na skrzydłach nieskończonej wyobraźni i zdobyć własną „Krwawą Księgę”. W Camonii wszystko jest możliwe, a magia kryje się w tuszu, papierze i skórze okładek. Tylko uważajcie na straszliwe buchlingi!

Książka jest pięknie wydana, pokaźna i opatrzona oryginalnymi, fascynującymi rysunkami. Niestety dostępna jest jedynie w twardej oprawie, co podnosi jej cenę, ale warto. Naprawdę, naprawdę warto udać się do Camonii, nie tylko dzięki tej, ale i innym książkom tego autora.

Walter Moers, Miasto Śniących Książek
wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, oddział w Poznaniu (Publicat S.A.), 2006

6 Replies to “Miasto Śniących Książek – Walter Moers”

  1. „Tekst jest tak genialny, że nawet odstępy między wyrazami zdają się mieć znaczenie.” :))
    nie do końca pojęłam, o czym jest „Miasto Śniących Książek”, ale zachęciłaś mnie tak czy siak. Skoro piszą tam o książce, której pierwsze sto stron dotyczy pielęgnowania lancy, cóż, nie mam wyjścia.
    Mapka prawie jak Śródziemia, może poza Molochem 🙂

    1. bo to ksiażka o ksiazkach! 😀 fabuła jest sprawą drugorzędną 😀

  2. A u mnie stoi cały czas na półce i „grzeję ławę. No teraz to chyba na nią czas! Serdeczności 🙂

  3. Jedna z najfantastyczniejszych książek, jakie czytałam :)))

  4. I dlaczego tyle czasu zastanawiałam się nad przeczytaniem tej książki..?? Zupełnie nie rozumiem własnego postępowania. A ona aż krzyczy z bibliotecznej półki za każdym razem, kiedy tam wchodzę… 🙂 świetna recenzja!

    1. się rumienię i dziękuję! 😀

Dodaj komentarz