Prawa i powinności – Karina Pjankowa

Pilna wiadomość – znowu trzeba ratować świat. Siły ciemności, potwory z otchłani, chaotyczna magia, bla, bla, bla… no dobra, kto idzie? Banda zadufanych w sobie bohaterów, jak sądzę? Taaaa, zadzierające nosa elfy, wypchani po dziurki w nosie szlachetnością rycerze, dumne demony, jakiś krasnolud może? Pięknie, pięknie, wszyscy gotowi? Dobra, to zaczynamy. A, właśnie – dołożę wam jeszcze parszywego nekromantę. Sam chciał iść. Podobno mu się nudzi u siebie. To jak? Już wszyscy się pokłócili? Wyśmienicie! Zaczynamy!

Książkę Kariny Pijankowej można spokojnie zaliczyć do nurtu „fantastyki rozrywkowej”, gdzie co rusz mamy zabawę z konwencją i dziarskie dialogi. Bohaterowie – przedstawiciele ras magicznych – stawiają czoła jakiemuś wszechpotężnemu złu, ale głównie to gryzą się między sobą. A na deser mamy wszechpotężnego Władcę, który w przebraniu nekromanty się do nich dołączył, doprowadzając do omdlenia służące mu krasnoludy. Bohaterowie wędrują, spotykają ich przeróżne przygody, a wszystko czyta się lekko i przyjemnie, dowcip goni dowcip, ironia pogania sarkazm a wszystko podane w lekkostrawny sposób.

Niestety nie dla mnie.

Lubię się pośmiać z konwencji, takiego Pratchetta uwielbiam, ale w rosyjskiej fantastyce, którą miałam w łapach (np. „Wampir z przypadku” Kseni Basztowej) istnieje niebezpieczna tendencja wciskania owej przewrotności w każdy akapit. Ja się lubię śmiać, ale nie co pół sekundy, ludzie, ratunku! czy nie można napisać jednego akapitu bez wkręcenia śruby? W rezultacie fabuła rozmywa się, sytuacje zlewają w jeden nieprzerwany strumień docinek i ripost, za dużo, za dużo! Należę do osób, które czytają bardzo szybko i  – niestety –  podobna stylistyka łatwo mnie męczy. To, że nikt nikomu nie ufa i ciągle wybuchają kłótnie jest zabawne przez pierwsze 50, no, góra 100 stron, przy 200 miałam już serdecznie dość, szczególnie, że w tym wszystkim zapomniałam, po co bohaterowie w ogóle gdzieś idą. A, świat ratować. Autorka co rusz rzuca aluzje co do postaci Władcy, w zamyśle w przewrotny i niejasny sposób, ale niestety – po wspomnianych 200 stronach miałam już tylko dwie prawdopodobne hipotezy i ciężki kryzys przeżyłam zastanawiając się, czy wytrzymam drugie tyle, żeby się dowiedzieć, o co chodzi. Brakowało mi dających wytchnienie opisów, normalnych dialogów… Źle jest z książką, kiedy otwieram ja na chybił – trafił i nie potrafię powiedzieć, czy dany fragment już czytałam, czy nie.

Z drugiej strony – faktycznie łatwo się czyta, jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę szaleństwa i lekturę typu „przeczytać, pośmiać się, zapomnieć” to szczerze polecam. Czytałam ją w tempie 2-3 strony na dzień, przeplatając gęsto czymś innym, przy pierwszych oznakach zmęczenia materiałem odkładałam na lepsze czasy i było dobrze.

Książkę wydała Fabryka Słów. Okładka mówi prawie wszystko o zawartości 😀

3 Replies to “Prawa i powinności – Karina Pjankowa”

  1. W tej książce rozbawiło mnie, że w kilku miejscach bohaterowie używają tekstu „wygiąć w chińskie osiem”. No proszę mamy inny świat, inne rasy, a chińczyków i tak znają 😀

  2. Czytałam obie wspomniane pozycje i o ile „Wampir z przypadku” zmierził mnie jakoś tak niemiło, zmęczył i znudził, o tyle „Prawa i powinności” nie. Możliwe, że trafiło w tak zwany moment, możliwe że potrzebowałam akurat czegoś mocno śmiechowego, podobało mi się bowiem. Powieść głęboka jak kałuża, owszem, rozmyta nieco, też się zgodzę, w ramach rechotu relaksacyjnego jednak zupełnie niezła 🙂

  3. Nie strawiłem głównego bohatera. Co jak co, ale na takich typów mam straszne uczulenie. Reszta bohaterów również do bólu schematyczna, a fabuła nudna.
    Sama książka napisana sprawnie, ale to za mało.

Dodaj komentarz