Świat ciszy Nicholasa Quinna – Colin Dexter

Choć teoretycznie święto dzisiejsze to radosna uroczystość ku czci wszystkich świętych, nieodparcie kojarzy się z grobem. A nic tak się ze śmiercią nie kojarzy, jak porządny kryminał. A jak porządny kryminał, to w szyszkowym mniemaniu – kryminał brytyjski i w dodatku sprzed dobrych paru lat.  I o takim właśnie będzie dzisiaj mowa.

Książkę zakupiłam na dworcu, w tak zwanej instytucji taniej książki, za nędzne grosze. Przyznam, że moja pierwsza przygoda z tą historią (a było to ponad pół mojego życia temu), zostawiła po sobie niesamowite wrażenie. Owszem, wspomnienia mogą kłamać, w końcu byłam dużo młodsza i wiele rzeczy mi imponowało, dlatego książka grzecznie odczekała w kolejce, aż nabiorę na nią ochoty. Ponownie mnie zachwyciła.

Wiecie, ja tam lubię wybuchy, trzaskanie po mordzie, ale ostatnimi czasy co chwytam za kryminał, to zbrodnia obowiązkowo musi szokować głównego bohatera (a co za tym idzie – czytelnika), który obowiązkowo jest zmęczony, cyniczny i twardy, przestępcy nie zostawiają ślady, a większość tropów przychodzi z laboratorium. Nie przypuszczałam, że aż tak bardzo tęsknię za kryminałem, w którym dowody i tropy są dostrzegalne gołym okiem – kawałek biletu, ręcznie napisana notatka, paragon sklepowy.

Tęskniłam za detektywem, który nie tłucze się po podejrzanych spelunach, żeby znaleźć śliskiego informatora, tylko rozwiązuje zagadkę kryminalną pytając, pytając i pytając. Składa wszystkie informacje – a najpiękniejsze jest to, że czytelnik też je posiada.  Skąd wiem? Otóż mam obrzydliwą pamięć i wiedziałam DLACZEGO Nicholas umarł, ale pamięć łaskawie zakryła KTO, więc widziałam tropy, które wiodły do motywu. A końcówka i tak mnie zaskoczyła, choć po przeczytaniu byłam pełna niesmaku do siebie – przecież to było OCZYWISTE…

Fabuła toczy się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, więc część uroku książki polega na starych perełkach technicznych – wspólna linia telefoniczna dla całego domu, biletach-peronówkach, braku centralnego ogrzewania, nawet trucizna jest klasyczna – cyjanek. Co ciekawe – to nie razi, ani nie sprawia, że myślimy, że dziś było by łatwiej. To, czego doświadczamy, to kryminał w najczystszej postaci, stworzony według niezawodnego wzoru trup+podejrzani+bystry detektyw.

Inspektor Morse jest nieco zarozumiały, diabelnie inteligentny, a w dzisiejszych czasach naczelnik policji skierowałby go na przymusowy odwyk i terapię do Anonimowych Alkoholików. Rozwiązuje krzyżówki, które dostarczają mu inspiracji do prowadzenia śledztwa. Lubi ładne kobiety, a i one nim nie pogardzą, ale nigdzie fabuła nie przekracza granicy dobrego smaku. Biedny, na pół głuchy Nicholas Quinn odkrył coś, co sprowadziło na niego nieszczęście w postaci szklaneczki sherry z cyjankiem. Cóż jednak popchnęło do zbrodni jednego z pracowników uniwersyteckiego światka Oxfordu?

Każdy z podejrzanych ma swoje za uszami, teoretycznie ma motyw, a praktycznie wszyscy kłamią. Prawdziwa uczta dla miłośników kryminałów! Czyta się to szybko, przyjemnie, czysto rozrywkowo – właśnie tak, jak się powinno czytać kryminały. Niewielkich rozmiarów książeczka syci i odradza wiarę w to, że literatura może po prostu sprawiać radość, opowiadać historie zajmujące, a nie głębokie – nie tracąc przy tym na wartości. to właśnie takie kryminały przypominają nam, że można tworzyć rzeczy zajmujące za pomocą niewielu elementów, nie trzeba głęboko wchodzić w psychikę bohaterów i załamywać rąk nad brudem i bezwzględnością świata.

Polecam podróż do Oxfordu zeszłego wieku, gdzie zbrodnia jest raczej uchybieniem przeciw dobremu wychowaniu, niż oznaką moralnego zepsucia społeczeństwa, prawdziwy dżentelmen nie kłamie, tylko omija niewygodną prawdę, a detektyw przede wszystkim używa mózgu. No, może też kropelki piwa, ale to angielskie się nie liczy.

Colin Dexter, Świat ciszy Nicholasa Quinna
wyd. GWP(Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne), 2009

One Reply to “Świat ciszy Nicholasa Quinna – Colin Dexter”

  1. Zapowiada sie ciekawie niz inne popularne skandynawskie krymimaly.

Dodaj komentarz