Z czytaniem u mnie ostatnio bardzo na bakier. Autorka zdążyła napisać dwie książki, zanim przeczytałam Małe Licho, ale kiedy to zrobiłam, to pękła w jedną noc. Książka, nie Ałtorka. Ałtorka też w sumie może trochę trzeszczeć po chudych boczkach, ale z zasłużonej dumy, bo napisała złoto, diamenty i jajko na twardo.
Marta Kisiel
Toń – Marta Kisiel
Rany julek, nie mam pojęcia jak zacząć – wszystkie próby brzmią rozpaczliwie górnolotnie i banalnie. Przecież nie napiszę, że Toń wciąga w wir zachwytu i rzuca czytelnika na głęboką wodę – nawet jeśli robi dokładnie to. Ta książka zasługuje na coś więcej niż wyświechtane frazesy i żenujące gierki słowne. Dużo, dużo więcej. Ale po kolei.
Dożywocie – Marta Kisiel
Wydawało by się, że nie ma nic gorszego niż świadomość, że ktoś niejako ukradł twoje książkowe pomysły. Jeśli chodzi o mnie, to niech mi kradnie, ile wlezie, jeśli ma stworzyć z nich takie „Dożywocie”, gdzie „normalność zachowań nigdy nie obowiązywała”, króliki są wściekle różowe, a anioł ma uczulenie na pierze.