Z czytaniem u mnie ostatnio bardzo na bakier. Autorka zdążyła napisać dwie książki, zanim przeczytałam Małe Licho, ale kiedy to zrobiłam, to pękła w jedną noc. Książka, nie Ałtorka. Ałtorka też w sumie może trochę trzeszczeć po chudych boczkach, ale z zasłużonej dumy, bo napisała złoto, diamenty i jajko na twardo.
Książka dla dzieci
Bezdzietną babą będąc, z bombelkami nie mam do czynienia prawie wcale, bo okolica jakoś mało w nie obfituje. Z tego powodu moje doświadczenia z literaturą dziecięcą są mocno ograniczone, więc nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Na wszelki wypadek nie zakładałam niczego, tylko wgryzłam się w litery.
Nie pytajcie mnie więc, czy książka jest dobra dla dzieci, czy wyróżnia się na tle innych lektur dzieciecych i czy jest wartościowa z punktu rodzica. Powiem Wam tak: to jest książka dobra dla wszystkich, wyróżnia się na tle wszystkiego i jest wartościowa dla każdego.
To jest pluszowa książka dla pluszowych ludzi, a i ten kanciasty poczuje jakąś miękkość podczas lektury.
Małe Licho nie śpi
… tylko dzierga bamboszki. W fabułę książki wpadamy po wydarzeniach Dożywocia i Siły Niższej, ale nie trzeba znać bohaterów, by zrozumieć historię. Opowiadana ona jest z perspektywy Bożka, tytułowego Niebożątka, który, małym chłopcem będąc, często sobie układa w głowie różne fakty o domownikach. Dzięki czemu wiemy kim jest Licho, wujek Turu, wujek Konrad i cała reszta ferajny.
Od samego początku wiemy, że dom Bożka jest niezwykły, tajemniczy i wypełniony magią. Jakie inne domostwo ma własnego, prywatnego, małego Anioła Stróża o tęczowych oczach, z którym się można bawić w budowanie wieży z klocków? Albo utopce w wannie? Wściekle różowe króliki hasające po korytarzach? Bożek dorasta w barwnej rzeczywistości pełnej ciepła i swojskiej dziwności.
I wcale a wcale nie rozumie, czemu wujek Konrad, u którego mieszkają z mamą, tak bardzo nalega, żeby się go pozbyć z domu i wysłać do jakiejś szkoły.
Szkoła i inne przypadłości
Zanim to jednak nastąpi, wtulimy się w serię przecudnych scenek z życia Bożka i wesołej menażerii, która robi wszystko, by chłopiec czuł się szczęśliwy. I tak pomalutku, po kawałeczku, wyłania nam się główny wątek książki, którym bynajmniej nie jest oklepane zderzenie magicznego dziecka z szarą rzeczywistością. Oczywiście trochę szturchnięć się zdarzy, ale w żadnym wypadku nie są one ograne (bo ograć to najwyżej można duchy trzech niemieckich żołnierzy ze strychu w karty).
Widzicie, Bożek jest Dziwny. W dodatku ma Przypadłość, ale na szczęście od dawna się nie ujawnia. Kiedy się jest Dziwnym, kłopoty zawsze cię znajdą, wytkną palcem i wyśmieją. Kłopoty lubią, kiedy się płacze z powodu tego, że się jest Dziwnym.
I choć Bożek bardzo się stara, to przecież nie może przestać być sobą, prawda? Choć chyba wujek Konrad wolałby, żeby był kim innym. Albo najlepiej, żeby w ogóle go nie było.
A to akurat da się załatwić.
Magia i Miłość
W książce Małe Licho i tajemnica Niebożątka bardzo łatwo jest zatrzymać się na tej warstwie fabularnej. Oczywiście wszyscy wiemy, jak się sprawy potoczą, ale nawet wtedy jest nam ciepło na sercu, kiedy otwartość i ciekawość zwyciężają strach i złość.
Książka ma jednak też drugie dno, subtelniejsze i sięgające dalej – dosłownie poza granice rzeczywistości. To relacja dziecko-rodzic, rozbrajająco szczera i pełna delikatności. O tym, jak trudno jest być dziwnym… ale w sumie to wszyscy jesteśmy trochę dziwni.
A jeśli nie, to dostaniemy bamboszki w kropeczki.
Obrazowo
To, co mnie najbardziej urzekło w sposobie wydania, to czarno-białe ilustracje. Jest to współcześnie rzadkość, a szkoda. Nie przepadam za naćkanymi po pachy kolorami stronami, które odrywają uwagę od treści. Tak jakby dzieci nie potrafiły już zmuszać mózgów do malowania w wyobraźni.
Ilustracje są przecudne, a lekko przekręcona perspektywa sprawia, że oko bładzi po nich dobrą chwilę, z radością odkrywając kolejne szczegóły. Mają w sobie coś niepokojąco tajemniczego, choć pozornie po prostu są obrazkami-scenkami z życia Bożka i jego nietypowej rodziny.
Ciepła, mądra i dobra książka
Jako dziwne dziecko, dziwny nastolatek i dziwny dorosły poczułam się podczas lektury tak, jakby ktoś przesunął się na ławie, żeby zrobić mi miejsce przy rodzinnym stole… ale też nauczył mnie trzymać porządnie nóż i widelec. Nie tylko poczułam, że jest ok być dziwnym, ale że mamy prawo być z tego dumni… i podpowiedziano jak to okazać światu, bez krzywdzenia innych.
Proza i poezja w końcu są siostrami, które zabierają nas w podróż wyobraźni. Nie ma znaczenia czy stoisz twardo na ziemi czy bujasz w obłokach, bo skleja nas wszystkich najlepszy klej świata, miłość.
Z brokatem, oczywiście.
[Szyszka]
PS. Wpis ten dedykuję Chomikowi – też masz w sobie takie ciepełko, jak w tej książce!
Dokładnie to to z tą dziwnością. Czułam się poklepana po pleckach, że „widzisz, nie tylko ty tak masz, jest ok” ❤️
Bardzo lubię Martę Kisiel, ale wolę te bardziej „dorosłe „książki (ostatnio czytałam „Oczy uroczne” bardzo mi się podobały ).”Licho.. ” jest bardzo ciepłe i urocze, ale wkurza mnie w tych książkach jakieś dziwne przekonanie, ze ten bohater (Konrad mu jest?) jest coś temu dzieciakowi winien..To nie jest jego dziecko i miło z jego strony, ze coś robi, bo gdyby mnie ktoś cudzego bachorka na głowę zwalił, a jedyna rozrywką w moim życiu było Tesco, to bym trzasnęła drzwiami.
A i polecam „Toń” -normalnie jedna scena jest taka, ze miałam łzy w oczach.
Recenzja jest śliczna i ciepła, zawsze fajnie Cie czytać.
Chomiku, uwielbiam Cię 😀
Toń czytałam, gdzieś jest wcześniej recenzja nawet! 😀
A sorry, skleroza!