Toń – Marta Kisiel

Rany julek, nie mam pojęcia jak zacząć – wszystkie próby brzmią rozpaczliwie górnolotnie i banalnie. Przecież nie napiszę, że Toń wciąga w wir zachwytu i rzuca czytelnika na głęboką wodę – nawet jeśli robi dokładnie to. Ta książka zasługuje na coś więcej niż wyświechtane frazesy i żenujące gierki słowne. Dużo, dużo więcej. Ale po kolei.

Proza Marty Kisiel przyzwyczaiła mnie do jednego – każda kolejna powieść to zupełnie nowa jakość. Nawet jeśli forma jest podobna, to historie, narracja, zdarzenia są inne. Inaczej prowadzone. Uderzające w inne struny. Ciągle jednak wszystko napisane jest miękkim, doskonale wsiąkającym w oczy stylem, który w zadziwiający sposób potrafi prosto pisać o rzeczach trudnych.

Niektórych ludzi ta lekkość myli i czują się niepewnie, kiedy Ałtorka jest poważna. Na szczęście ja do nich nie należę. Błędem jest zakładać, że jeśli ktoś pisze prosto i zrozumiale, to na pewno nie umie pisać o czymś ważnym. I kolejnym – jeśli ktoś pisze o poważnych rzeczach, to nie może zrobić tego w ciepły sposób. Marta Kisiel w zadziwiający sposób potrafi połączyć to wszystko, podlać szczyptą magii i tajemnicy, stworzyć coś wyjątkowego.

Magia głębokiej wody

Dla mnie Toń jest niezwykła. Przeczytałam ją w jedno popołudnie, wrzucając największą prędkość czytania, jaką potrafię. Sama mi się włączyła. Wydawałam okrzyki i westchnięcia, a nawet podobno coś mamroliłam do siebie. Przeżywałam ją mocno, ale nie były to emocje charakterystyczne dla lektury wyjątkowo skomplikowanej intrygi kryminalnej czy mrocznej fantastyki – choć Toń ma i trupy i magię, i podróże w czasie, i skarby, i oranyjulek wszystko ma.

Podobnie jak we wcześniejszej powieści Ałtorki (pisownia zamierzona), Nomen Omen, mamy zamknięte w domu trzy kobiety – poranione przez tajemnice z przeszłości. Wszystkie niosą ciężar samotności, tylko każda inaczej. Dżusi reaguje agresywnym wyjściem do ludzi, Eleonora odgrodziła się murem nawyków, pedantyzmu i samodyscypliny, a Klara zabunkrowała się w oschłości i despotyzmie.

I choć NO mi się podobało, to Toń mnie ujęła. Głównie dlatego, że miękko przenosi ciężar narracji z jednej kobiety na drugą i pokazuje tak odmienne przyczyny ich samotności, ich kalekie próby radzenia sobie ze strachem, uczuciem odrzucenia, gniewem. Ałtorka bardzo powoli odkrywa kolejne karty z faktami – a te wywracają do góry nogami wszystko, co dotychczas myśleliśmy.

Siostry Stern i ich ciotka nie są zwyczajne – to czujemy od samego początku. Wraz z pojawieniem się przystojnego nieznajomego o zniewalającym, hipnotycznym wręcz uroku, zaczynają się kłopoty: Ramzes zabrał z pokoju ciotki, ze ŚWIĘTEGO POKOJU CIOTKI (!!!) coś niezwykle cennego. Siostry próbują ów przedmiot odzyskać, ale okazuje się, że to trochę niebezpieczny biznes. Pada pierwszy trup, a rodzina rzuca się sobie do gardeł.

Pojawia się, nomen omen, magia

W tym rozgardiaszu pojawia się pani Matylda – bohaterka Nomen Omen. Czytelnik zaznajomiony z twórczością Ałtorki już wie, że będzie grubo. Ten, który sięga po raz pierwszy – będzie naprawdę porządnie zaintrygowany, bo Ałtorka doskonale ujawnia o Matyldzie tyle, by jej pojawienie się miało sens, ale nie na tyle, by zdradzić kim ona jest.

Matylda jest dojrzałą wersją wszystkich trzech panien. Jej tajemnice wyszły na jaw. Pogodziła się ze swoimi grzechami. Mało tego – spojrzała na ciemność, a ta spojrzała na nią… i pokochała. Dlatego to właśnie starsza pani posłuży za klej między bohaterkami i wspólnie zajmą się rozwiązywaniem tajemnicy zniknięcia brata Klary, ojca Eleonory i Dżusi. Mogę tylko zdradzić, że będzie też skarb hitlerowców i pradawna magia.

Motyw, że silne kobiety są w stanie się dogadać, wybaczyć sobie, zrozumieć się nawzajem i wspierać – ujął mnie mocno, ale chyba najbardziej uderzyło mnie to, że były samotne. Klara dokonała heroicznego wysiłku, by ochronić dziewczynki – ale nie starczyło jej siły, by okazać im ciepło. Eleonora natknęła się na coś przerażającego i nieznanego, opanowała strach, ale jej życie straciło kolor. Dżusi z kolei utknęła między młotem rozkazów ciotki a murem emocji Eleonory, jej jedynym ratunkiem była ucieczka.

Byłam każdą z tych kobiet – odgradzałam się, atakowałam, uciekałam. Udało mi się siebie posklejać, ale nie bez pomocy… nie, PRZYKŁADU innych ludzi. To też jest swego rodzaju magia, choć może nie tak spektakularna i mroczna, jak w Toni. Nie wołał mnie żaden puszczyk, nie biły żałobne dzwony. Ale to też była przygoda!

Ech, obiecywałam sobie, że recenzja będzie poważna, głęboka i wzruszająca, ale nie mogę się powstrzymać: Marta Kisiel napisała bisza (wyjaśnienie TUTAJ). Wywołało to we mnie zupełnie nieklimatyczny pisk radości, bo mrocznych, bezwzględnych a przystojnych bohaterów męskich nigdy dosyć. Przyznaję się, jestem dość tania i łatwo mnie zachwycić, ale ten pan to zasługuje na parę więcej stron. Podobno będzie. Mam nadzieję, że będzie.

Na koniec dodam, że Ałtorka zabiła w paskudny sposób swoich znajomych (których i ja mam przyjemność znać, obu Janków pozdrawiam serdecznie) – i sądząc po dzikiej radości, jaką to wywołało, będzie musiała napisać jeszcze duuużo, duuużo książek, by uśmiercić wszystkich pozostałych. A wszystko w tym swoim doskonale płynnym stylu, który po prostu wsiąka w człowieka.

13 Replies to “Toń – Marta Kisiel”

  1. „Nomen..” był świetny,”Dożywocie” urocze,może i tu się skuszę,jak tak chwalisz. Ładna recenzja Szyszko! „Post scriptum ” Mileny Wójtowicz też jest bardzo miłe, polecam.

    1. o, to zapisuję sobie!

      1. Podatek o magicznym urzędzie skarbowym też był całkiem miły.Też Wójtowicz.

        1. ach, miałam to w rękach. I chyba czytałam Wrota tej autorki? Hm, poczucie humoru u Marty Kisiel trochę bardziej mi odpowiada i z jej książek dużo więcej pamiętam. Niemniej z polskich autorek tak, Wójtowicz jak najbardziej też fajnie.

          1. A, tak, Wrota słabsze były.Ale wizja magicznego urzędu skarbowego była w naszej fantastyce nowa.

  2. Tak bardzo mi się wydaje, że to jest powieść dla mnie 😀 Widzę, jak się wszyscy naokoło zachwycają „Tonią” i chyba też powinnam. Dodam, że nie czytałam nic Marty Kisiel, ale będę musiała to zmienić i wepchnąć kolejny tytuł do planu czytelniczego.
    Tak świetnej recenzji dawno nie czytałam 😀 Tak bardzo zachęcającej i intrygującej.
    Brawo dla Kisiel, i brawo dla Szyszki 😀

    1. Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa! Książki Marty Kisiel polecam całym sercem – każda jest inna, serio, Ałtorka jest bardzo wszechstronna i czyta się ją fenomenalnie.

  3. Oj zbiera ta ppowieść zachwyty, ale zasłużone 😀

  4. Czytając „Toń” nie można nie odnieść wrażenia, że jest to powieść o wiele bardziej dojrzała od poprzednich dokonań Ałtorki 😉

    1. Mam wrażenie, że „klątwa Licha” czyli to, że Marta potrafi pisać cudownie lekko i pięknie, sprawia, że gdzieś tam w narodzie pojawiło się przekonanie, że Ałtorka „nie umie w poważnie”. Umie i tak i tak 🙂 Bardzo się cieszę, że wreszcie się nie dała Lichu!

  5. a czemu Ałtorka ? Nurtuje mnie to…

    1. Marta Kisiel sama tak o sobie mówi, dla żartu.

Dodaj komentarz