Tancerze w żałobie – Margery Allingham

tancerze-w-zalobie_103421_1414684611120

Pisarka, która dzielnie konkurowała ze wspaniałą Agatą Christie zawitała do Polski dzięki serii Klasyka Kryminału Wydawnictwa Dolnośląskiego. Jeśli chodzi o mnie, to książka okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

Po pierwsze dlatego, że to stary kryminał, więc ilość flaków jest mocno ograniczona. Mam dziwne wrażenie, że wtedy nawet zabijano się grzeczniej, ot, cios w głowę czy pospolite uduszenie, profanacja zwłok była „nie po dżentelmeńsku”. Miło jest wejść w świat zbrodni, który nie wiąże się koniecznie z przemożnym pragnieniem autora, żeby czytelnik odczuł w żołądku ciężar wczorajszego śniadania. Choć mogę cicho podejrewać, że czytelnik lat 30-stych ubiegłego wieku mógł faktycznie takie sensacje odczuwać.

Zacznę od fabuły, która jest prosta jak dzida – oto w domu artysty umiera w dość dramatyczny sposób kontrowersyjna aktorka, Chloe Pye. Wszystko wskazuje na wypadek, ale obecny na miejscu detektyw-amator, Albert Campion, ma wątpliwości. Doprawdy, wielki to pech, że nie zdołał wyjechać wcześniej, zanim wszystko zaczęło się psuć! Oszczędziłby sobie nerwów, a także złamanego serca.

Jak już wspomniałam, autorka tworzyła w czasach Królowej Kryminału. Czemu to jednak Agata podbiła serca czytelników i rozpala je do dziś? Wiedziona ciekawością wsunęłam się między karty książki, zanurzyłam w nieco szalonym świecie aktorów, artystów, kompozytorów, którzy odbiegają od wyobrażenia o „dobrze wychowanym człowieku”. Zawodowa ciekawość psychologa kazała mi nie raz odsuwać się krytycznie i zastanowić, czemu pisarstwo Margery nie zdobyło takiej popularności.

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to styl pisarki – jest on w moim odczuciu dużo bardziej współczesny. Agata emocje bohaterów ukrywa przed czytelnikiem i wciągając go w grę słów i podpowiedzi sprawia, że stajemy się mimo woli uczestnikiem akcji. Uzupełniamy sobie rysy postaci swoimi własnymi przekonaniami i obserwacjami, a kiedy dojdzie do wielkiego finału, przeżywamy namiętności na równi z bohaterami.

Margery odkrywa przed czytelnikiem drgnienia duszy każdej występującej osoby, przez co bardziej jesteśmy widzem, niż uczestnikiem. Robi to jednak tak plastycznie i tak urokliwie, że podczas lektury czujemy się jak na doskonałym przedstawieniu. Jej opisy sytuacji są fenomenalne – bardzo rzadko zdarza się, że ja dosłownie widzę, jak postaci się poruszają, a tu doprawdy miałam w oczach odcinek serialu typu Panna Marple czy Morderstwa  w Midsomer. O ile Agata jest grzeczna i trochę filuterna, Margery potrafi być złośliwa i bezwzględna wobec swoich postaci. Nie waha się tworzyć kontrowersyjnych typów i sprawić, by stali się oni w oczach czytelnika naprawdę sympatyczni.

Druga kwestia to intryga. Dla weterana kryminału jest banalnie łatwa do przewidzenia, włącznie z ostatnimi rewelacjami. Uczciwie powiem, że nie czytałam dawno Agaty i nie wiem, czy teraz, po tylu latach, nie miałabym takiego samego wrażenia z jej powieściami. Za to doskonale pamiętam niesamowitą ekscytację, która ogarniała mnie, gdy złapanie winnego było tuż-tuż. U Margery moment ostateczny odwlekał się coraz dalej i dalej, przez co moim zdaniem straciła nieco impet. Ale i tak było rewelacyjnie!

Książka roi się od cytatów, które rozbawiły mnie do łez: na przykład Chloe mimo parasoleczki, powabnego kostiumu kąpielowego i tanecznego kroku wyglądała DOKŁADNIE na swoje czterdzieści dwa lata… (zabolało! Ma ktoś maść na oparzenia?). Autorce najlepiej wychodzą drobne złośliwości i zaskakujący u dobrze wychowanej damy cynizm. Ogromnie chciałabym ją poznać osobiście. Tylko boję się, jakby mnie opisała w swojej książce…

Miłośnicy kryminałów brytyjskich odnajdą w książce wszystko to, co najlepsze dla złotej epoki kryminału zeszłego wieku: nieskomplikowanego trupa, szalone namiętności skryte pod dobrym wychowaniem, śmieszny światek wyższych sfer, ujmującego detektywa i całą gamę przeróżnych, żywych postaci. Czyta się szybko, ale treść nie przelatuje przez człowieka z prędkością oleju rycynowego, a raczej opływa niczym świetna kąpiel, która odświeża na bardzo długo.

Margery Allingham, Tancerze w żałobie
wyd. Dolnośląskie, 2014

 

Spodobał Ci się ten wpis? Poślij go dalej!
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Email this to someone
email

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o