Tylko kwiaty wiedzą (tom 1) – Rihito Takarai

 

OkladkaMangi wydane w Polsce czytuję rzadko, a jeszcze rzadziej te z gatunku boys love. Ale Tylko kwiaty wiedzą jest TAK ŚLICZNE, że nie mogłam się powstrzymać. Z niewielkimi obawami sięgnęłam po tytuł wydany przez Kotori… i było naprawdę fajnie.

Nie będę się krygować, że sięgnęłam po mangę dla głębi fabuły, że jestem żywo zainteresowana tematyką męsko-męskiej miłości, a Rihito Takahari jest niepisaną królową yaoistek. Nie było w tym nic więcej oprócz tej małej, cudownej iskry ciekawości, która sprawia, że wyciągasz po coś rękę. Mam to uczucie ostatnio tak rzadko, że nie wahałam się długo: musiałam to przeczytać.

Pierwszy plus – papier okładki. Nietypowo szorstki, inny niż gładziutkie i śliskie obwolutki mang (i większości książek ostatnimi czasy). Jestem niepoprawnym hechłaczem*, a moje uszka miło zaskoczył  szelest, jaki wywołał mój palec sunący po papierze. O matko, rewelacja.

Dobrze, dobrze, już koniec zachwycania się formą, czas przejść do treści. Tyle, że da się ją streścić w dwóch zdaniach: chłopaki upuszczają przedmioty i zakochują się w sobie. Tyle i AŻ tyle.

Autorka odrzuciła całą tą stereotypową otoczkę, że jeśli kocha się dwóch chłopaków, to musi być z automatu trudno, źle, tragicznie i głęboko nieszczęśliwie. Z cudowną lekkością przedstawia najzwyklejszą w świecie historię pewnego zakochania się. Tak uniwersalną, że równie dobrze możemy podstawić w miejsce bohaterów płeć dowolną, a istota fabuły pozostanie taka sama: ludzie się w sobie zakochują, a początki tej miłości zazwyczaj są ciężkie i niezręczne – szczególnie, jeśli wcześniej ktoś nas zranił.

Youichi Arikawa i Shouta Misaki poznają się w najgłupszy z możliwych sposobów – wpadając na siebie. I to nie raz, bo cały pierwszy tom to jedna wieka historia upuszczania przedmiotów i wspólnego ich podnoszenia. Wydaje się naciągane i aż bolesne, jednak, z ręką na sercu, co to znaczy „normalnie” się zakochać? Tak naprawdę czasem wystarczy, że jedna osoba przeczesze włosy palcami w określony sposób, by poczuć to „coś”. Dziwne, nieśmiałe, śmieszne „coś”, co może przerodzić się w prawdziwe uczucie.

Arikawa ma dziewczynę i nie zastanawiał się nigdy nad swoją orientacją seksualną, ale kiedy odkrywa, że Misaki jest mu bliski, nie robi z tego tragedii, a raczej z ciekawością i otwartością eksploruje swoje uczucia. Owszem, przeżywa rozterki, ale bliższe są one miotaniu się z powodu zakochania, niż ewentualnego homoseksualizmu. Tym samym autorka zasłużyła u mnie na ogromne brawa: po raz pierwszy czytałam coś, co skupia się na miłości, a nie na tym, że bohaterowie mają identyczne końcówki.

Z drugiej strony mangaka prezentuje nam Misakiego, który jest w pełni świadomy swojej homoseksualności, ale ma opory przed przyjęciem uczucia Arikawy. Jego postawa intryguje, bo choć jest delikatny i kobiecy, daleko mu do typowego uke, czyli biernego partnera związku homoseksualnego (termin mangowy i literacki, który pojawia się jak kaleki bumerang). Wyraźnie cierpi z powodu zainteresowania jego osobą, ale raczej nie z powodu tego, że nie czuje się dobrze ze swoją orientacją. Tym więcej powodów, by sięgnąć po drugi tom i dowiedzieć się, o co chodzi.

Tom pierwszy przedstawia nam bohaterów, nieco rysuje ich życie i pracę. Obydwaj panowie studiują i pracują w tym samym laboratorium, badając rośliny. Historia bardziej skupia się na Arakawie, jego przyjaźniach i związku z koleżanką, Misaki pozostaje tajemniczy, choć wiemy, że i w jego życiu jest ktoś ważny. Tak jak pisałam, nie dzieje się wiele (oprócz wpadania na siebie i upuszczania przedmiotów).

Historia prowadzona jest spokojnie, a homoseksualizm nie jest główną osią opowieści. I dobrze, bo dzięki temu nie mamy do czynienia z jeszcze jedną historią, gdzie bohaterowie miotają się od kąta do kąta, walcząc ze swoimi „zboczonymi żądzami” tylko po to, by szybko wylądować w łóżku. Tu jest wręcz przeciwnie – liczy się warstwa emocjonalna, nie erotyczna, bardziej elektryzujący jest dotyk czy spojrzenie drugiej osoby, niż rysowanie golizny. Z drugiej strony… jak już wspomniałam, rysunki są tak piękne, że nie miałabym nic przeciwko rozebraniu obu panów. Na szczęście autorka stawia historię nad tanią sensacją i dzięki temu manga jest porządną opowieścią o miłości. Z nieco żenującymi wstawkami, ale nie czarujmy się – prawdziwa miłość na początku zawsze jest żenująca i pełna rumieńców zakłopotania.

W każdym razie cieszę się, że zaopatrzyłam się w kolejne tomy i będę mogła Wam pozawracać głowę recenzjami. Czy ja już wspominałam, że to jest śliczne aż do bólu?

*hechłać się – w naszym wewnętrznym żargonie to tendencja do poszukiwania wrażeń dotykowych, nieopanowania chęć macania, głaskania miziania różnych powierzchni.

Tylko kwiaty wiedzą t.1

aut. Richito Takarai

wyd. Kotori

7 Replies to “Tylko kwiaty wiedzą (tom 1) – Rihito Takarai”

  1. Faktycznie ładna manga. Jakiś czas temu czytałam.

    A odnośnie „hechłacza”… to jest jedną z nierozwiązanych zagadek mojego życia. Moja mama mawiała „nie płacz, kupię ci hechłacz” i do dziś nie wiem co to. Jestem teraz mocno skonfundowana, skoro „hechłaczem” może być człowiek. To jak mi kupi? Człowieka, w XXI wieku?

    1. hechłaczem może być coś do hechłania! Wiesz, jak drapaczka do drapania albo koc do kocenia się w nim 🙂
      A manga śliczna, że ach!

      1. Ahhha. Dzięki. Posiadłszy tę wiedzę mogę umierać w spokoju 😀

  2. Nie wytrzymam, muszę: https://youtu.be/Qoxg_DcqhsA

    Ale proszę, Szyszka żyje! o/

  3. Żyjesz i piszesz!
    Zaraz z tej radości odkopuję twoje mangi i czytam. 🙂

    1. tak, żyję, piszę, trochę mnie ostatnio przygniotło nie-twórczo, ale postaram się pisać częściej 🙂

  4. Hey!

    Want some free leads or data for your business?

    Visit us: DataList2023.com

Dodaj komentarz