Usagi Yojimbo. Yokai – Stan Sakai

Powiedzieć, że jestem fanką długouchego samuraja, to mało powiedziane. Ja głęboko wierzę, że gdyby nie Usagi, nie zdałabym tego nieszczęsnego egzaminu z psychologii poznawczej – rysowałam stylizowaną mordkę króliczą na marginesach podręcznika, przykleiłam rysunek do ściany, z groźnymi słowami „ucz się, albo w mordę” i jestem przekonana, że to był doskonały motywator. Można powiedzieć, że Usagi przebył ze mną całe studia od momentu, kiedy po raz pierwszy chwyciłam za komiks z nietypowym samurajskim światem.

Dziś Usagi ma 25 lat, ale mogę spokojnie powiedzieć, że się nie zestarzał, a nawet jeśli, to w szlachetny sposób. Ba, można wręcz uznać, że… nabrał kolorów. Tak, moi mili, album „Yokai” jest barwny aż do ostatniego obrazka, w dodatku ma zaiste bajerancką twardą oprawę i jest perełką w kolekcji każdego wielbiciela Królika. Fani się ślinią na samą myśl i zapewnie kupią „w ciemno”, ale ja chciałabym zachęcić do sięgnięcia po komiks osoby, które nadal patrzą na okładkę i nie wyszły z fazy „Eeeee? Królik? Co to ma być?”.

Tak, moi mili. Królik. W dodatku królik-samuraj. Jego przygody są doskonałym przykładem czegoś, co ja nazywam „przerostem treści nad formą”, czyli pod pozorem „bajkowych” rysunków ukrywają fascynujące opowieści. Ci, którzy zwierzątka kojarzą głównie z Tytusem i jego paczką, albo Franklinem, zazwyczaj przy lekturze Usagiego dostają gęsiej skórki. Powód – tutaj śmierć, choć pozbawiona rozbryzgów krwi czy brutalnych detali nadal jest czymś ciężkim i poważnym. Ci, którzy potrafią oderwać się od uprzedzenia „to przecież gadajace zwierzęta”, zanurzają się w świat samurajskich legend, baśni, specyficznej poetyki Dalekiego Wschodu.

Album „Yokai” jest tańcem w korowodzie wszelkiej maści potworów, które nam, Europeczykom, mogą się wydawać zabawne (noga z wielkim okiem? Przerażający parasol? Dajcie spokój), ale są nieodłączną częścią kultury tak fascynującej, jak obcej. Usagi walczący ramię w ramię z Sasuke (który, nota bene, jest jedną z moich ulubionych postaci), przedzierający się w głąb puszczy, która kryje niejedną tajemnicę… przygoda jakich mało.

Wrażenie nierealności pogłębiają przepięknie kolorowane plansze – Stan Sakai ma rękę do oddawania emocji za pomocą kolorów. Mocno zarysowane kontury sprawiają, że opowieść jest niczym obrazy, które na moment uchwyciły ruch, by płynnie odesłać nas do następnego kadru. Jest i strasznie i nostalgicznie smutno – tak, jak lubię. Przyznaję, mam słabość do historii, które, mimo szczęśliwego zakończenia, są lekko podszyte smutkiem – ying i yang w opowieści. Świat ludzi honoru, którzy po prostu robią to, co do nich należy.

Nie wiem, czy akurat „Yokai” jest odpowiedni dla osoby, która zaczyna przygodę z Usagim, niemniej – polecam. Szczególnie, że koniec książki jest rarytasem: oprócz ciekawostek na temat demonologii japońskiej możemy obserwować proces powstawania komiksu od pierwszych szkiców do pełnej palety barw. Poza tym Stan Sakai jest tak cudownie sympatycznym czlowiekiem, że czytanie jego wypowiedzi jest po prostu przyjemnością. Nie można go nie polubić, tak samo, jak trudno jest przejść obojętnie obok Usagiego i jego przygód w Japonii okresu szogunatu.

Dodatkowo bajerkiem jest to, że tłumaczył to niejaki Jarosław Grzędowicz. TEN  Grzędowicz, czy może to zbieg okoliczności? Ze sprawami duchów lepiej nie igrać…

Komiks otrzymany dzięki niezwykłej uprzejmości Magazynu KaZet (pozdrowienia dla całej bandy i taniec bisza na cześć Kuby!!)

Stan Sakai, Usagi Yojimbo. Yokai
Wydawca: Egmont Polska, 2010

 

One Reply to “Usagi Yojimbo. Yokai – Stan Sakai”

  1. Kurcze! Kusisz mnie tymi komiksami! Ty wiesz jak ja kocham obrazkowe historie? Katorgę przeżywam… dlaczego te albumy są takie cholernie drogie:(

Dodaj komentarz